Misja

876 44 25
                                    

 Dwa tygodnie później, po wielu treningach łucznictwa i szermierki, gdzie bardzo często walczyłam z innymi obozowiczami, mogłam śmiało wskazać tych najlepszych. Oczywiście zaliczał się do nich mój brat. Walczył troszkę chaotycznie i bez obmyślonej strategii, ale to z kolei czyniło go nieprzewidywalnym. Anabeth z kolei była niewiarygodnie sprytna. W dłuższej bijatyce często w końcu nie dawała rady, ale zatrważającą większość czasu rozbrajała przeciwników po krótszej chwili. Jason Grace z którym walczyło mi się najlepiej miał zdecydowanie najbardziej interesujący styl. Walczył jak rasowy Rzymianin, co czyniło go ciekawym przeciwnikiem, jeśli tak jak ja nie znało się typowych włoskich konfiguracji. 

Wiele razy podczas walki usłyszałam, że walczę jak dziecko Aresa i Ateny. Cóż, nie było to dziwne. W końcu oboje do tego mnie przygotowywali. 

Największym jednak przeciwnikiem okazał się Will Solace. Był zdecydowanie największym bucem. Większym nawet od dzieci Aresa. Otóż ten blondwłosy palant, za każdym razem w starciu ze mną bez wahania wykorzystywał to, że jest zdecydowanie wyższy i silniejszy. Jeśli zapytacie mnie, po prostu maskował brak taktycznych umiejętności...Jeśli zapytacie kogoś innego...no cóż. Nie pytajcie. 

Dzisiejszy dzień miał jednak być czymś nowym. Po raz pierwszy miałam zobaczyć ich wyrocznię delficką, niejaką Rachel Elizabeth Dare. Percy poinformował mnie ,że przez pewien czas jej wieszcza moc była nieczynna, ale od kiedy Apollo znów pokonał Pytona, wyrocznia działa jak zwykle, a Rachel produkuje nowe przepowiednie jak świeże bułeczki. Fantastycznie.... Gdy wszyscy stłoczyliśmy się wieczorem wokół ogniska, wyrocznia przybyła. Spodziewałam się jakiejś dorosłej kobiety, wyglądającej jak hipisowska wersja Afrodyty, ale ich wielka wróżbitka okazała się być zwykłą nastolatką o rudych kręconych włosach, podobnych do moich i piegach. Jej znoszone szorty pokrywały narysowane markerem rysunki piramid, bazylik, ludzi i potworów. Dało się po nich poznać ,że dziewczyna ma wielki talent. Przedstawiłam się jej i chwilę rozmawiałyśmy o rysunkach i malarstwie, ponieważ też zdarzało mi się tym parać, więc wiem co nieco. Po zjedzeniu kilku kiełbasek i porozmawianiu mieliśmy porozchodzić się do domków, a Rachel do siebie. Jednak jak możecie się domyślać pożegnania przerwało nam nagłe uruchomienie się produkcji zielonych oparów. Nagle oczy Rachel zrobiły się jaskrawo zielone a wokół stóp zgromadziła się zielona mgła. Dwaj synowie Aresa posadzili ją na trójnożnym stołku, po czym ze spokojem czekali. Widocznie plucie zielonymi oparami jest tu normalne. Ja jeszcze nigdy nie słyszałam przepowiedni wypowiedzianej przez wyrocznię delficką, więc zbliżyłam się by lepiej słyszeć. Rachel zachowywała się jak w transie. Obróciła powoli głowę w stronę grupki chłopaków od Apollina i przemówiła wężowato-syczącym głosem.

-Zbliż się szukający i pytaj.
Ku mojemu zaskoczeniu z tłumu wyszedł Will Solace i nerwowo rozglądając się po twarzach zgromadzonych spytał.

-Co się stało z naszym ojcem. Czemu nie odpowiada na modlitwy?
Wyrocznia delficka wyprostowała się jak struna i wypowiedziała przepowiednię.
Najdalsza północ spętanego karą,
Drogę wskaże spotkanie z własną marą.
Ziemię nieuchronnie trzeba będzie poruszyć,
by cierpienia uwięzionego zagłuszyć.
Śmiercią pachnie przyjaciela zdrada,
przez mrocznego pana dla wybranej dana.
Po tych słowach Rachel się ocknęła. Chejron głośno wypuścił powietrze z płuc i powiedział szybko, jak gdyby był na to przygotowany od rana.

-Chyba wobec tego trzeba ogłosić misję.-popatrzył na wszystkich ponuro.-Tradycyjnie trzy osoby.

-Ja pójdę-zgłosiłam się niemal od razu. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni moją nagłą kandydaturą, więc wytłumaczyłam-Ziemię trzeba będzie poruszyć. Tylko ja z tu obecnych mogę coś z nią zrobić, więc chyba jasne, że muszę iść...

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz