Mrowisko

953 56 31
                                    

-Zabawę czas zacząć krasnalu!-wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Szybko wstałam i ruszyliśmy na obchód. Nie kryłam nawet mojej irytacji jego nagłym pojawieniem się.

-Musisz się tak skradać?

-Oooo...nieustraszona wojowniczka się boi?-Teatralnie złapał się za pierś-Mnie? Zwykłego pomniejszego półboga? Toż to zaszczyt!

-Zamknij się, jeśli do rana nie chcesz zostać prześliczną żywą pochodnią-Ostrzegłam.

-Oho! Czyli jednak!- klasnął w dłonie.

-Co?-Nie rozumiałam tego chłopaka kompletnie.

-Uważasz ,że jestem śliczny- wyszczerzył zęby, drocząc się, a ja wywróciłam oczami nic nie mówiąc. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

-Nie zaprzeczyłaś.

-Skończ suszyć te zęby i zamknij się!-moja irytacja skoczyła do maksimum.- Na prawdę nie potrafisz?!

-Potrafię. Ale jaką miałbym radość w życiu, nie mogąc cię dalej denerwować rudzielcu.-wzruszył beztrosko ramionami.

Już miałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę, gdy zauważyłam ruch na pomoście. Bardzo szybko zdjęłam z tablicy łuk i strzałę i wycelowałam, próbując dojrzeć kto to może być. Will, gdy tylko zobaczył co się dzieje zastąpił mi drogę unosząc ręce.

-Ej, ej! Spokojnie, wyluzuj. To pewnie jakaś spragniona swojego towarzystwa parka. Możemy im po prostu zwrócić uwagę i dać odejść.-Powolnym ruchem położył dłoń na grocie strzały i wyjął ją z mojej dłoni, odkładając na miejsce.-Nie musisz szyć w nich strzałami bez ostrzeżenia. Daj mi z nimi pogadać.-zaproponował.

Ja jednak zamiast przyznać mu rację wpatrywałam się w tę parę. Ciemnowłosy chłopak delikatnie obejmował blondynkę ramieniem, głaszcząc ją po ręce. Dziewczyna śmiała się perliście z czegoś co właśnie powiedział jej chłopak. Oboje machali stopami nad wodą, tworząc delikatne rozbryzgi. Wyglądali tak...radośnie. Zagryzłam zęby, gdy mój brat zdjął z ramion bluzę i zarzucił ją na plecy Anabeth. Tak...ta dwójka zdecydowanie była ze sobą szczęśliwa.

Westchnęłam głęboko. Miałam 16 lat. To chyba jasne, że brakowało mi jakiejkolwiek bliskości tego rodzaju. Nie powiem, że w młodzieńczych latach marzyłam o takiej relacji dzień i noc, ale nie powiem też, że rozmowy z Afrodytą nie wpłynęły w żaden sposób na moje postrzeganie miłości. Gdybym była na ich miejscu, pewnie nie chciałabym żeby mi przeszkodzono.

Położyłam więc dłoń na ramieniu Willa i powiedziałam cicho.

-Nie. Zostaw ich. Jeśli...emm jeśli będą tu jak będziemy wracać, to wtedy odprowadzimy ich do domków.-Chłopak popatrzył na obejmującą się parę na pomoście.

-To twój brat?-zapytał. Pokiwałam cicho głową. O dziwo syn Apolla nie skomentował w żaden sposób ani mojego wyrazu twarzy, ani cichego, tęsknego tonu głosu, ani nawet mimowolnej łzy, która powoli spływała mi po policzku. Odetchnęłam głęboko i niedbałym ruchem przetarłam twarz.

-Chodźmy już.-powiedziałam głośniej. Również nie doczekałam się odpowiedzi. W całkowitym milczeniu, które wcale mi nie przeszkadzało, wkroczyliśmy do lasu. Szliśmy dłuższy czas, każde pogrążone w swoich myślach. Minęliśmy strumyk, gdzie Anabeth załatwiła mojego brata.

-Ty przez te wszystkie lata...-zaczął powoli Will-Nie miałaś kontaktu z nikim?                                                     

Jego ton głosu wyrwał mnie z rozmyślań. Właściwie nie musiałam mu mówić. Mogłam wzruszyć ramionami i iść dalej. Ale jednak z jakiegoś powodu poczułam potrzebę sprostowania przed wszystkimi obozowiczami mojego samotniczego trybu życia. Zaczęłam więc od blondyna,

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz