Cud

346 25 5
                                    

-Na prawdę mam takie ładne oczy?

Na dźwięk tego cudownego głosu ,odwróciłam się na pięcie nieomal się przewracając. Will...cały, o dziwo zdrowy i jak zawsze olśniewający, uśmiechał się do mnie łobuzersko. Ciemna plama ,pod jego rozdartą koszulą zniknęła, a na jej miejscu znów znajdowała się skóra. Po chwili całkowitego szoku ,ruszyłam szybko w jego stronę. Mimo ran jakie odniosłam, prawie wręcz biegłam, niemal nie zważając na ból w prawej nodze. Blondyn widząc, że ledwo idę, podszedł kilka kroków i pochylił się ,by ułatwić mi zarzucenie mu rąk na szyję. Uniósł mnie w górę i okręcił wokół własnej osi. Roześmiałam się przez zatkany nos, kiedy stawiał mnie na ziemi. W tamtej chwili, kiedy stałam wtulona w jego ramię ,nie obchodziło mnie ani trochę jakim cudem stoi na nogach i żyje. Moje myśli kręciły się tylko wokół tego, że nie umarł, że wciąż mogę go przytulić. Jedną dłonią gładził mnie po głowie, zupełnie tak, jak robi to rodzic starający się podnieść na duchu swoje dziecko. Druga ręka przyciskała mnie do niego mocno.

 Trwaliśmy w tym uścisku i żadne z nas nie chciało wypuścić z objęć drugiego. Przez chwilę naszła mnie nieodparta chęć by go pocałować, lecz wraz z tą chęcią przyszło wahanie czy nie skończy się to źle. Przez chwilkę patrzyliśmy sobie w oczy, czekając aż to drugie zrobi pierwszy krok. Kiedy jednak Anabeth podbiegła i przytuliła Willa przyjacielsko, zorientowałam się, że moja szansa minęła. Po niej natychmiast podszedł Leo. Objął przyjaciela, wyraźnie uradowany z jego powrotu z zaświatów. Wysoki syn Jupitera uśmiechnął się szeroko do Willa i poklepał go po ramieniu ,wymieniając przyjacielskie komentarze.  Percy objął młodszego syna Apolla i poklepał go po plecach, po czym obaj się roześmiali, najwyraźniej przełamując wreszcie wytworzony między nimi dystans. Po wszystkich przywitaniach i rozmowach wreszcie opuściliśmy miejsce bitwy. Hazel oraz Piper zdołały jakimś cudem względnie zatamować krwotok Franka, przez co zdołały, zszokowane przywitać się z Wille. Chłopcy podnieśli ostrożnie syna Marsa i udaliśmy się do statku w milczeniu. Anabeth i Percy szli objęci w taki sposób, że nie dało się rozróżnić kto kogo podtrzymuje. Piper delikatnie objęła w pasie Jasona, który częściowo niósł Franka, uważając by nie naruszyć świeżo połamanych żeber. Will, który jakimś cudem nie sprawiał wrażenia by cokolwiek go bolało ,szedł blisko mnie dyskretnie będąc gotowym ,by w razie czego mnie złapać, jednak idący obok Wicher ,jak zwykle świetnie wiedział czego mi potrzeba i pozwolił mi oprzeć się na nim ,co w wolnym tłumaczeniu znaczyło tyle, że unosił skrzydło zdecydowanie za wysoko, bym mogła spokojnie dotykać nogami podłoża i iść w pełni samodzielnie. Wobec tego przez większość drogi praktycznie mnie niósł, co nie sprawiało mu chyba kłopotu. Patrząc na jego uniesiony, pełen dumy łeb można by nawet stwierdzić, że jest zadowolony z takiego stanu rzeczy. Kiedy wreszcie doszliśmy do okrętu czekał na nas już zdenerwowany całą sytuacją Hedge. Na widok Willa jego oczy zapałały taką nienawiścią, że jestem pewna, że gdyby wtedy rzucił się na niego ,mielibyśmy okazję oglądać najbardziej rozwścieczonego kozła na świecie w bojowym szale.

-Co ON tu robi?!-wrzasnął wymachując kijem baseballowym. Wściekły satyr zbliżał się nieubłaganie i gdyby Percy nie stanął mu na drodze ,głowa Willa byłaby zapewne nieco wgnieciona.
-Spokojnie, trenerze, to przyjaciel.
-Przyjaciel?! Przyjaciel?!Jego nazywasz przyjacielem?! Doprawdy, Jackson myślałem, że masz nieco więcej oleju w głowie.-rozejrzał się po nas wszystkich.-A wy?! Było go utłuc ,zanim zdąży powiedzieć Aaaa...
-Trenerze...-zaczęłam, lecz Hedge przerwał mi wpijając wzrok w syna Apolla.
-Po co przywlokłeś tu swój nędzny tyłek, co?! Może ich przekonałeś, ale mnie nie zdołasz nigdy. Zobaczysz...wolę nigdy więcej nie spać, niż spuścić cię na chwilę z oka.
-Ciebie też miło widzieć trenerze.-odezwał się Will.
Satyr zacmokał z niezadowoleniem.
-Miło widzieć, miło widzieć, proszę jaki mądry się zrobił. Zobaczysz, już otwieram iryfon do Chejrona, jak tylko dostanę pozwolenie...
-Will jest dziewiątym.-wypaliłam.
-Co ty tam mruczysz?-parsknął Hedge.
-Will jest dziewiątym.-powtórzyłam już głośniej.-Jest dziewiątym członkiem naszej misji, nie możesz go tak po prostu wywalić.

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz