Później

338 26 20
                                    

Nie ma jej.

Po prostu nie ma.

Jej ciało ,jak za dotknięciem jej własnego ojca zmieniło się w rozdmuchaną przez wiatr, delikatną mżawkę. 

Tępo popatrzyłem na moje skąpane we krwi dłonie, jeszcze kilka sekund wcześniej, desperacko starające się uratować życie. Jej życie.

Uderzyłem zaciśniętą pięścią w pokładowe deski, wydając z siebie pełen rozgoryczenia krzyk.

Nie tylko ja krzyczałem.

Po mojej lewej, Percy wrzasnął tak rozdzierająco, że nawet trener Hedge się wzdrygnął. Szlochając głośno, oparł się o drewno tam, gdzie jeszcze przed chwilą leżała jego siostra. Stojąca za jego plecami Anabeth nie opuszczała ręki z jego ramienia, jednocześnie płacząc głośno.

Piper i Jason stali w uścisku, a Hazel, Frank i Leo nic nie mówiąc, w szoku wpatrywali się w pustkę tuż przed nimi. Trener Hedge opadł na kolana i złapał się za głowę, mamrocząc coś pod nosem. 

Nie pamiętam kiedy się podniosłem. Kiedy rozejrzałem się po zadziwiająco pustym pokładzie i czarnym statku, kołyszącym się zaraz obok Argo III. 

Nie wiem też kiedy przyszło mi do głowy wrócić znowu w to miejsce. Jedyne czego byłem pewny, to faktu, że zapadał już zmierzch....

Moi towarzysze zdążyli rozdzielić się, podążając w nieznane mi kierunki. Wszyscy, oprócz Percy'ego, który został dokładnie tam, gdzie ostatni raz go widziałem. Nie ruszył się nawet o centymetr, spazmatycznie gładząc pokładowe deski. 

Siedzieliśmy zaraz obok siebie, nie mówiąc kompletnie nic przez długie godziny, aż Anabeth zjawiła się z całą resztą członków misji. A właściwie....prawie całą.

Hazel wepchnęła mi w dłonie kubek herbaty i nic nie mówiąc usiadła obok. Cała reszta zrobiła to samo, wciąż milcząc.

Nikt tej nocy nie mógł zasnąć. 

Siedzieliśmy, przy delikatnym świetle dochodzącym z zapalonej przez Jasona strażackiej lampy, wciąż niedowierzając w to co się stało. Nikt wciąż nie odważył się powiedzieć ani słowa. Wpatrzeni w to jedno miejsce., w całkowicie zakrwawiony kawałek szkła, którego wciąż nikt nie był w stanie wyrzucić za burtę, bądź do śmieci. 

Ciszę z reguły przerywał delikatny szloch któregoś z nas. Chyba tak na prawdę nikt nie wiedział, kim tym razem była płacząca osoba. Leo zaciskał pięści, trzymając je przyciśnięte do ud. Od pamiętnego momentu nie był w stanie opanować delikatnych płomieni smagających jego palce, które częściowo również stanowiły źródło światła. Nie zgasły ani razu, oświetlając nasze pogrążone w rozpaczy twarze. 

I tak do rana.

Dopiero trener Hedge cichym, zachrypniętym głosem zaproponował wszystkim drzemkę. Miał sam popilnować statku, podczas gdy każdy z nas, wątpiąc w to, że zdoła zasnąć, pokierował się do swojej kajuty. 

Widziałem jak Anabeth siedzi obok Percy'ego w kajucie adaptowanej na medyczną. Chłopak leżał tam, gdzie jego siostra spędziła ostatnio bardzo długi czas, a córka Ateny natomiast zajmowała dokładnie to krzesło, na którym tak niedawno zdarzyło mi się zasnąć.

Łzy ponownie wstąpiły do moich oczu, gdy przypomniałem sobie, jak delikatnie ścisnęła moją dłoń, a jej melodyjny, słaby głos unosił się w pomieszczeniu. Dławiony szlochem poszedłem prosto przed siebie. Do jej pokoju. 

Do pełnej wyrwanych, rudych włosów szczotki. Walających się po podłodze swetrów i koszulek. Niedbale powieszonych na ścianie części uzbrojenia, w których gąszczu brakowało tylko dwóch mieczy, które zostawiłem na głównym pokładzie, nie mając odwagi znowu ich unieść. 

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz