Rozdział 79

981 67 12
                                    

Trzy dni później siedziałam w salonie, rozmawiając z tatą przez telefon. Aż sama się zdziwiłam, gdy na ekranie wyświetlił mi się jego numer, ale mimo tego ucieszyłam się, że w końcu do mnie zadzwonił i to ja nie musiałam robić tego pierwsza. Wszyscy zostawili mnie samą, bym na spokojnie porozmawiała z mężczyzną. Wyszli zatem na podwórko, gdzie na obiad mieliśmy zrobić sobie grilla.

- Dobrze ci tam u nich? - spytał chyba już trzeci raz od początku naszej rozmowy. Uśmiechnęłam się delikatnie, bawiąc się sznurówką od trampka, którego miałam na stopie. Siedziałam po turecku i miałam do niego znacznie lepszy dostęp.

- Pytasz o to już trzeci raz, tato. - zaśmiałam się cicho. - Ile razy mam ci powtarzać, że jest mi tu dobrze?

- Oj, no. Chciałem mieć pewność, że moja córka jest dobrze traktowana. A tak przy okazji... Kiedy zamierzasz wrócić?

Jaka szybka zmiana tematu.

- No miałam być tu tydzień, a jestem dopiero niespełna cztery dni. - oznajmiłam, wzruszając lekko ramionami, czego oczywiście nie mógł zobaczyć. - A co? Już tak bardzo za mną tęsknisz, że chcesz, żebym wróciła? - spytałam, śmiejąc się pod nosem.

- A jeśli odpowiem ci, że tak?

- To będę się z tego cieszyć. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko. Miło było słyszeć, że tata za mną tęsknił.

- Stella, obiad już jest! - zawołał Clint, zapewne stojąc w drzwiach od domu. Spojrzałam w tamtym kierunku, choć tak naprawdę nic nie zauważyłam, szczególnie jego.

- Już idę! Daj mi chwilę! - krzyknęłam w jego kierunku. Zaraz rozległ się dźwięk zamykanych drzwi, co oznaczało, że znów zostałam sama.

- Co tam się dzieje? - spytał mężczyzna po drugiej stronie telefonu. Ponownie przyłożyłam urządzenie do ucha i odpowiedziałam tacie z uśmiechem.

- Wołają mnie na obiad. Muszę kończyć.

- No dobrze. W takim razie smacznego, córeczko.

- Dziękuję, tatusiu. - podziękowałam, nie kontrolując uśmiechu cisnącego się na moje usta. - Niedługo się zobaczymy i wtedy już nie uciekniesz ode mnie. - zaśmiałam się, co udzieliło się także miliarderowi.

- Do zobaczenia, Stella.

- Pa, tato.

Rozmowa zakończyła się, a ja od razu wstałam na równe nogi i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni. Zanim jednak wyszłam, zahaczyłam o łazienkę, gdzie umyłam ręce, po czym wyszłam wprost na podwórko. Już z daleka było czuć zapach smażonego na grillu mięsa i innych pyszności. Nogi same poprowadziły mnie do stolika, przy którym siedziała cała rodzina Bartonów. Dosiadałam się do nich, dokładnie obok Laury.

- I co tam u taty? - zagadnęła do mnie kobieta, podając Nate'owi widelec z nabitym kawałkiem kurczaka. Od razu zaczął jeść.

- Trzy razy pytał mnie, czy dobrze mi u was. - powiedziałam ze śmiechem. Laura uśmiechnęła się przyjaźnie, Clint natomiast parsknął cicho śmiechem. - Tęskni za mną. W prawdzie, nie widzieliśmy się ostatnio dwa tygodnie. Teraz też się nie widzimy. - dodałam, ponownie wkładając do ust kawałek grillowanego mięsa. 

- Twój tata to Tony Stark, tak? - zapytał Cooper, wskazując na mnie palcem. Spojrzałam na niego, posyłając delikatny uśmiech. Myślałam, że on wiedział, kto był moim ojcem. Z resztą, powiedziałam swoje nazwisko, gdy się poznawaliśmy.

- Owszem.

- Dlatego babcia powiedziała, że będziesz żyła w luksusach, gdy inni muszą na wszystko inne ciężko pracować? - dopytywał. Jego matka, jak i ojciec spojrzeli na niego, zapewne chcąc zwrócić mu jakoś uwagę, jednak on nawet nie zwrócił na nich uwagi, tylko wpatrywał się we mnie.

- Nie chcę być niemiła, ale twoja babcia obraziła zarówno mnie, jak i mojego tatę. Gdyby sytuacja się powtórzyła, zrobiłabym to samo, bez zawahania.

Zapadła cisza, a każdy zajął się swoim jedzeniem. Dopiero po jakimś czasie zaczęła się między nami dyskusja. Wszyscy zapomnieli o rozmowie na temat mojego ojca, mnie i matki Laury.

~*~

Jeszcze tego samego wieczoru postanowiliśmy pobawić się w chowanego. Laura i Clint również dali się namówić na zabawę. Na pierwszy ogień szukać miał Cooper. Hawkeye zaczął chować się razem ze mną, co nie za bardzo mi odpowiadało, choć plus był w tym, że mogłam z nim co jakiś czas pogadać.

Schowaliśmy się tuż za domem, gdzie teoretycznie chłopak nie był w stanie nas zauważyć. Wyjrzałam na moment, dostrzegając, że nastolatek właśnie zaczynał szukać. Kręcił się jednak z dala od domu, co było dla nas sporym plusem. Odwróciłam się z powrotem do mężczyzny, który uśmiechał się do mnie.

- Zmieniłaś się od ostatniego razu, gdy cię widziałem. - powiedział cicho, by nikt inny nas nie usłyszał. Przekrzywiłam głowę w bok, nie wiedząc, o co tak właściwie mu chodziło. Przecież nie zmieniłam się tak bardzo. - Byłaś inna na początku i jesteś inna też teraz. Nie mówię, że to źle, ale...

- Ale nie jestem już tą samą Stellą, co wcześniej? - dokończyłam za niego, uświadamiając sobie, że Clint w pewnym sensie miał rację. Tak naprawdę nie myślałam o tym. Wiele się wydarzyło, gdy widzieliśmy się ostatnim razem, wiele rzeczy mnie zmieniło.

- Dokładnie tak. - przytaknął mi. - Jesteś bardziej śmielsza, niż wtedy. Potrafisz się bronić, nie dajesz obrażać ani siebie, ani swoich bliskich. Zmieniłaś się. Na lepsze.

- Znalazłem was!

Oboje natychmiast odwróciliśmy się w stronę dobiegającego głosu, dostrzegając sylwetkę chłopaka, który patrzył na nas z triumfalnym uśmiechem. Przez to gadanie zapomnieliśmy, co tak właściwie robiliśmy i po co chowaliśmy się za domem.

- To wszystko twoja wina! Zagadałeś mnie! - powiedziałam pretensjonalnie, uderzając Clinta w ramię. Mężczyzna jedynie się zaśmiał i objął mnie ramieniem, ruszając wraz z Cooperem do miejsca, w którym chłopak liczył. Byli tam już zarówno Laura z Nate'em, a także Lila. Rozmawiały o czymś, lecz kiedy do nich podeszliśmy, zamilkły, odwracając się w naszym kierunku.

- Byliście ostatni. To kto z was liczy? - zapytała kobieta, gdy tylko do nich podeszliśmy. Spojrzałam na Clinta, na którego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Odsunęłam się od niego, stając naprzeciw.

- Robimy trzy po trzy. Jeśli ja wygram, ty liczysz. Jeśli jednak ty wygrasz, to liczę ja. - oznajmiłam, kierując słowa do mężczyzny. Pokiwał tylko głową, że się zgadzał.

Zaczęliśmy grać w trzy po trzy. Na początku oboje pokazaliśmy tak zwane nożyce, więc zrobiliśmy to jeszcze raz. Papier przeciwko kamieniowi.

Punkt dla mnie.

Nożyce i kamień.

Och, Clint. Coś ty narobił?

Kamień i kamień.

Nożyce i papier.

Tak! Wygrywam!

Papier i nożyce.

- Jeszcze jeden punkt. - oznajmił nastolatek, który tak, jak reszta, przyglądał się naszym poczynaniom i liczył nasze punkty.

- Gotowy na porażkę, Clint?

- To zależy, czy to ty jesteś gotowa przegrać. - odgryzł się, posyłając mi zadziorny uśmiech.

Ostatni ruch.

Papier i kamień.

- Taak! Wygrałam! Liczysz, mój drogi! - krzyknęłam uradowana, wskazując palcem na Hawkeye'a, który mimo przegranej i tak się uśmiechał. Uniósł ręce do góry w geście poddania, ale ja nie zwracałam już na niego uwagi. W głowie obmyślałam plan, gdzie mogłabym się teraz schować.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz