Rozdział 92

930 72 11
                                    

Queens.

Jedyna dzielnica Nowego Jorku, gdzie przytrafiło mi się tyle rzeczy.

I tych dobrych.

I tych złych.

- Co ja tu robię? - szepnęłam sama do siebie, idąc chodnikiem tak dobrze znanej mi dzielnicy. Czułam się dziwnie, znów się tu znajdując. Ostatnio nie miałam z tym miejscem za ciekawych wspomnień.

Weszłam w znaną sobie uliczkę, która była aktualnie opustoszała. W tle słyszałam tylko odgłosy aut jeżdżących ulicę dalej oraz inne różne dźwięki, które można usłyszeć w wielkim mieście.

Ktoś mnie obserwuje, czuję to.

Rozejrzałam się wokoło, ale nikogo podejrzanego nie dostrzegłam. Nie było żadnych ludzi na tej ulicy. Ruszyłam dalej, lecz byłam ostrożna w razie konieczności. Ostrożności nigdy za wiele.

Ten ktoś wciąż za mną jest.

A może bardziej z boku?

Tym razem czułam bardziej na sobie czyjeś spojrzenie. Przyspieszyłam kroku, skręcając w kolejną uliczkę. Tutaj odgłosy były już mało słyszalne, ale wciąż słyszalne. I to było odpowiednie miejsce na konfrontację.

Ja wiem, kto to. Ciekawe tylko, czy on wie, że ja wiem.

Zatrzymałam się gwałtownie i wiedziałam, że "mój towarzysz" także. Założyłam ręce na piersi, czekając, aż ów osoba pokaże mi się w całej swojej okazałości. Wiedziałam, kto to. Nie trzeba było być Sherlockiem, by się tego domyśleć.

- Wiem, że mnie śledzisz! - powiedziałam głośno, słysząc, jak się przemieszczał. Nie był na ziemi, to nie było w jego stylu. Nie odpowiedział mi, siedział cicho, ale wiedziałam, że tam był. - Wyjdź i pogadaj ze mną normalnie, a jeśli nie... - zaczęłam ponownie, lecz tym razem nie musiałam długo czekać na jakąkolwiek reakcję.

Przede mną znikąd pojawiła się twarz chłopaka, co prawda do góry nogami, ale jednak. Chwilę później stał już przede mną w całej swojej krasie, w swoim kostiumie. Nie wzruszyło mnie to ani trochę. Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem, choć moje serce waliło w piersi z tęsknoty.

- Nie, nie odchodź. Już i tak długo na ciebie czekałem. - oznajmił pospiesznie, gestykulując, bym rzeczywiście nie odeszła. Uniosłam do góry jedną brew. Chłopak ściągnął swoją maskę, przez co moje serducho zabiło znacznie szybciej.

Czemu on tak na mnie działa?

- W takim razie... - zaczęłam, ale zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze, poczułam ciepłe dłonie na swoich policzkach i usta chłopaka na swoich.

Pocałował mnie. Tak po prostu.

Odsunęliśmy się od siebie dopiero po chwili. Byłam w takim szoku, że jedyne, co udało mi się wykrztusić to jakieś marne pytanie.

- Co to było?

Nastolatek podrapał się nerwowo po karku. Miał delikatne wypieki na twarzy. I ja prawdopodobnie też, bo moje policzki aż płonęły.

- Przeprosiny. - odparł w końcu, spoglądając na mnie ukradkiem. W moim ciele skumulowały się różne emocji. Z jednej strony chciałam dać z liścia chłopakowi za to wszystko, a z drugiej podejść do niego, przytulić i pocałować. Nie zrobiłam jednak nic. Coś mnie najzwyczajniej w świecie sparaliżowało. - Stella, ja... - zaczął, lecz nagle przerwał. Wziął głęboki oddech, by nieco ochłonąć i kontynuować. - Ja naprawdę nie chciałem tak powiedzieć. Poniosło mnie. Przepraszam.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz