Rozdział 5

5.4K 211 44
                                    

Po południu wyszłam niezauważona z pokoju i od razu skierowałam się do gabinetu ojca, który znajdował się na innym piętrze. Nikt nie kręcił się po korytarzach, co było dla mnie zbawieniem. Nie trudno było się domyślić, że Avengersi już o mnie wiedzieli, w końcu wczoraj mnie widzieli. Ale w tamtym momencie było to dla mnie najmniejszym problemem. Musiałam wyjaśnić kilka spraw z tatą i aktualnie to było moim głównym celem.

Zapukałam do drzwi, czekając na pozwolenie na wejście. Gdy takowe otrzymałam, nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Stark siedział przy biurku i skanował mnie wzrokiem. Wywróciłam oczami, kiedy wskazał mi dłonią, żebym usiadła. Mimo tego, wykonałam jego polecenie i zasiadłam na krześle przed biurkiem.

- Więc... Po co kazałeś mi przyjść? - spytałam po naprawdę długiej ciszy, która panowała między naszą dwójką.

- Chciałem... - zaczął, ale zamilkł, spuszczając wzrok. Nie patrzył na mnie, łapiąc się za nasadę nosa. Założyłam ręce na piersi, wciąż oczekując odpowiedzi. - Przepraszam.

- Chociaż tyle. - prychnęłam pod nosem, poprawiając się na siedzeniu. Mężczyzna w końcu podniósł głowę i zawiesił na mnie swoje spojrzenie.

- Zapomniałem o tym spacerze. Musiałem załatwić kilka spraw, a później jeszcze zagadałem się z nimi... - westchnął. - Wiem, że mogłem napisać, ale nie miałem jak.

- No mogłeś. Ale po co? - spytałam retorycznie, wzruszając ramionami. - Brakowało ci czasu, żeby napisać głupiego esemesa albo zadzwonić? - ciągnęłam dalej, jednak on się nawet nie odezwał. Pokręciłam głową sama do siebie. - Zrozumiałabym. Rozumiem wiele rzeczy, naprawdę.

- Wiem. Dlatego cię za to przepraszam.

- Nie jestem zła, jest mi przykro. - mruknęłam cicho. Mimo wielu kłótni, kochałam go, bo miałam tylko jego. - Póki co nie wiem, czy wyjdę gdzieś z tobą, przynajmniej w najbliższym czasie. Muszę sobie to wszystko poukładać na spokojnie.

Prawda była taka, że nie ufałam wielu ludziom. Jeśli ktoś zniszczył moje zaufanie do siebie, trudno było mi takiej osobie ponownie zaufać. Miałam moce, które musiałam zachować w tajemnicy. Tylko moi najbliżsi wiedzieli o mnie najwięcej i tylko oni byli godni mojego zaufania.

Cisza, która między nami nastała po mojej wypowiedzi, robiła się coraz bardziej napięta i doprowadzała mnie do szału. Patrzyłam na swoje palce u rąk, które w tym momencie wydawały się bardzo interesujące i, dopiero kiedy mój ojciec odchrząknął, podniosłam na niego swój wzrok.

- Oni już o tobie wiedzą. Gdy do nich wróciłem, zaczęli wypytywać o ciebie, więc powiedziałem im, kim jesteś i jutro po południu masz się z nimi spotkać i zapoznać. To chyba nie problem?

- Nie. Chętnie ich poznam. - stwierdziłam, posyłając w jego stronę delikatny, ledwo widoczny uśmiech. Sama nie wiedziałam, dlaczego się uśmiechnęłam. Może dlatego, że cieszyłam się, iż w końcu poznam mieszkańców tego budynku? A może chciałam pokazać, że nie jestem na niego wcale tak zła, jak się wydaje. Nie wiedziałam, która opcja była właściwa, ale napewno był to szczery uśmiech. - Umm... Ja już chyba pójdę. - oznajmiłam niepewnie, wskazując kciukiem na drzwi.

Wstałam z krzesła i nie oglądając się za siebie, podeszłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją, jednak drewniana powłoka się nie otworzyła. Nacisnęłam jeszcze kilka razy, ale drzwi nie ustąpiły. Odwróciłam się gwałtownie do tyłu, gdzie znajdował się mój rodzic. Stał oparty o biurko z rękoma założonymi na piersi i wpatrywał się we mnie.

- Zrobiłeś to specjalnie! Wypuść mnie stąd! - warknęłam w jego kierunku, podchodząc bliżej jego osoby z równie założonymi rękoma na piersi. Uśmiechnął się tylko cwanie, gdy ja mordowałam go wzrokiem.

- Złość piękności szkodzi, skarbie. - zaśmiał się, pstrykając mnie w nos, na co zrobiłam oburzoną minę. - Wczorajszy spacer nie wypalił, ale dzisiejszy może się jeszcze udać. Co ty na to?

Uniosłam brew do góry, patrząc na niego, jak na idiotę.

- Głuchy jesteś, czy jak? Mówiłam, że w najbliższym czasie nigdzie z tobą nie idę. Tak trudno to zrozumieć?

- Oj, kochanie, nie denerwuj się. Przecież dobrze wiem, że chcesz ze mną wyjść, tylko nie chcesz powiedzieć tego głośno. - oznajmił, uśmiechając się szeroko. Podszedł do mnie zaraz i położył dłonie na moich ramionach. Nie protestowałam, bo po części, to co mówił było prawdą. Chciałam gdzieś z nim wyjść, tylko jeszcze nie teraz, nie byłam na to w pełni gotowa. - Boisz się mi znowu zaufać. Boisz się ufać ludziom, Stella. Chcesz to zrobić, ale nie potrafisz. Widzę, jak się z tym męczysz, ale nie chcesz prosić nikogo o pomoc, bo to nie w twoim stylu. Zawsze chcesz radzić sobie sama i bardzo się z tego cieszę, ale musisz chcieć sobie pomóc. - powiedział na jednym tchu, wpatrując się w moje oczy. - Zaufaj mi. Ponownie.

Oczy zaczęły mnie piec, a to nie znaczyło dobrze. Nie chciałam płakać. Nie pokazywałam swoich prawdziwych uczuć od lat, nie chcąc się nikomu narażać. A teraz patrzyłam w brązowe tęczówki taty przed łzy, których tak bardzo nie chciałam.

- Kochanie... - wyszeptał mężczyzna, łapiąc moją twarz w swoje dłonie i wycierając kciukami słone łzy. Coś samo pchnęło mnie w jego ramiona.

- Tylko ty jesteś w stanie sprawić, że zacznę płakać znikąd. - powiedziałam cicho, odsuwając się nieznacznie od miliardera, by spojrzeć mu w twarz. - Tylko ty mnie tak wkurzasz. I tylko ciebie tak bardzo kocham.

Tata zaśmiał się jedynie, wywołując na mojej twarzy delikatny uśmiech.

- No widzisz, ile emocji wywołuję w ludziach.

Pokręciłam tylko głową i znów przytuliłam się do mężczyzny. W jego ramionach czułam się tak... Bezpiecznie. Czułam bijące od niego ciepło i miłość, o której tak zawsze marzyłam. Może byłam głupia i naiwna, ale wierzyłam, że nasze relacje da się naprawić. Chciałam je naprawić. Wtuliłam się mocniej w jego tors, wdychając zapach perfum, którymi się popsikał.

- To, co? Idziemy na ten spacer?

Odsunęłam się od taty i spojrzałam na chwilę w jego brązowe tęczówki. Posłałam mu uśmiech i odeszłam, by podejść do okna. Odsłoniłam rolety, ujawniając pogodę panującą na zewnątrz. Za oknem padało i to dość mocno, więc ten spacer tak, czy siak by nie wypalił. W dodatku jeszcze wiało i nie zapowiadało się, by pogoda się zmieniła przez najbliższy czas.

- Chcesz iść w taką pogodę na zewnątrz?

- Dobra, to chyba nie jest mój najlepszy pomysł. - stwierdził, znów opierając się o swoje biurko. Ja natomiast ponownie zasłoniłam rolety i podeszłam tym razem do drzwi, by móc wyjść z tego pomieszczenia. Skoro i tak nie wyszlibyśmy na dwór, to chciałam posiedzieć w swoim pokoju i sobie porysować, bo to jedyna rzecz, która nadawała się teraz do roboty i którą uwielbiałam robić w każdym momencie.

Nacisnęłam na klamkę, lecz drzwi nie ustąpiły. Odwróciłam się do ojca, a on w tym samym momencie spojrzał na mnie.

- Zapomniałem, że są zamknięte. Wybacz. Już otwieram.

Prędko znalazł się tuż obok i wypuścił mnie na korytarz. Posłałam mężczyźnie ostatni uśmiech, po czym odeszłam.

Z lekkim uśmiechem wyciągnęłam ze swojej szafki przybory do rysowania i wzięłam się do roboty.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz