Rozdział 7

4.6K 177 9
                                    

Ubrana w pełni w swój strój, wróciłam na dach, gdzie wcześniej zostawiłam całą zgraję superbohaterów. Rozmawiali, ale gdy tylko usłyszeli, że już wróciłam, ich rozmowy ucichły, a wzrok skierował się na moją osobę. Posłałam im tylko szczery uśmiech i podeszłam do ojca, który już był ubrany w swoją zbroję.

- Co ty planujesz, Stella? - spytał cicho, ale na tyle głośno bym to usłyszała. Martwił się o mnie i bardzo mi to schlebiało, tylko że nie miał po co się martwić, bo miałam wszystko pod kontrolą. Zawsze miałam wszystko pod kontrolą.

- Zaraz zobaczysz. - odparłam, posyłając w jego stronę tajemniczy uśmiech. - Tylko, proszę cię, nie rób nic, jeśli nie zauważysz, że coś się wali, a ja nie kontroluję sytuacji, dobrze? - dodałam, na co on pokiwał niepewnie głową. - A tak przy okazji, z jak dużej wysokości byłbyś w stanie mnie puścić w dół? - spytałam słodko, patrząc w jego brązowe oczy.

- Oszalałaś? Dziewczyno, chcesz się zabić czy co? Nie pozwolę ci spaść z takiej wysokości.

- Ostatnio poprosiłeś mnie, bym ci zaufała. Zrobiłam to ponownie, nawet po tym, jak mnie wystawiłeś. Ufam ci, więc ty zrób to samo. Zaufaj mi, tato.

Widziałam zawahanie w jego oczach, ale mimo wszystko pokiwał twierdząco głową, a ja tylko przytuliłam go, a raczej zbroję, którą miał na sobie. Gdy odsunęłam się wreszcie od mężczyzny, posłałam mu uśmiech, zakładając chwilę później maseczkę na twarz. Miliarder prędko wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, a ja odruchowo obłapałam jego szyję.

Tata zaraz wzbił się w powietrze razem ze mną na rękach i zatrzymał się na pewnej wysokości. Nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąść, że miał dylemat, czy aby na pewno mnie puścić. I nie dziwiłam mu się, bo nikt normalny, o zdrowych zmysłach, nie wypuszczał z objęć swojego dziecka, a już w szczególności z baaardzo dużej wysokości, na której aktualnie się znajdowaliśmy.

- Zrób to. I wróć do nich. Poradzę sobie.

Zrobił to. Puścił mnie.

Nie czułam już żadnych rąk na swoim ciele, a jedynie widziałam oddalającą się sylwetkę Iron Mana. Wiatr targał moimi włosami, a adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach. Spadałam z dużą prędkością w dół, wiedząc, że wszyscy mnie obserwują. Słyszałam krzyki, żeby ktoś mnie złapał, że zaraz się zabiję i inne takie, lecz nikt nie ruszył mi na pomoc.

Odwróciłam się tak, by być twarzą do dołu i rozłożyłam szeroko ręce. Ziemia zbliżała się bardzo szybko, ale ja nigdy na niej nie wylądowałam. Wzbiłam się w powietrze metry od podłoża. Okrążyłam cały budynek, podlatując do Avengersów od tyłu i stając bezgłośnie za nimi.

Cała ta zgraja stała przy krawędzi dachu, patrząc w dół, gdzie teoretycznie powinnam być.

Pokiwałam głową sama do siebie, po czym założyłam ręce na piersi.

- Szukacie kogoś?

Nie musiałam długo czekać na ich reakcję. Wszyscy, jak na zawołanie, odwrócili się w moją stronę z lekko przerażonymi minami. A później wszystko działo się naprawdę szybko. Nagle wszyscy osobnicy znaleźli się przy mnie, otaczając mnie z każdej strony.

- Dziewczyno, myśleliśmy, że to zwykły żart! - odezwała się jako pierwsza Natasha, łapiąc się dłonią za głowę.

- Mój strach z moimi mocami, to nic w porównaniu z tym, co właśnie zrobiłaś. - dodała Anastasia, patrząc na mnie swoimi intensywnie niebieskimi tęczówkami.

- Co cię skłoniło, żeby spać z takiej wysokości, co? - zapytała Wanda, dołączając się do swoich koleżanek.

Uśmiechnęłam się niewinnie, wzruszając ramionami. Odeszłam od nich, stając naprzeciw całej grupy, tak by wszyscy dobrze mnie widzieli.

- Jeśli tak bardzo was nastraszyłam, to wybaczcie, ale było to konieczne. - zaczęłam, rozglądając się po wszystkich. - Dobrze wiem, jak ludzie mogą na to reagować. Dziewczyna z mocami, dobre sobie. Powiedzcie, że mi nie uwierzyliście na początku.

Nikt się nie odezwał, co było dla mnie wystarczającą odpowiedzią.

- Sami widzicie. Nie wierzyliście mi, choć nie kłamałam. - oznajmiłam, przenosząc wzrok na
tatę, który przyglądał mi się uważnie, uśmiechając się pod nosem. - I to nie wszystko, co jeszcze chciałam wam pokazać. To tylko namiastka tego, co za chwilę zobaczycie.

Wystawiłam przed siebie dłonie, skupiając się. Niemal od razu poczułam przepływające przez moje ciało ciepło. Uśmiechnęłam się, gdy w dłoniach pojawiła się kula ognia. Spojrzałam na zgromadzonych, słysząc ich pomruki. Prędko podeszłam do Clinta, nadal trzymając w rękach kulę ognia.

- Zobacz, czy ciepłe. Tylko ostrzegam, nie poparz się.

Mężczyzna wystawił rękę w moim kierunku, machając nią nad ogniem.

- Rzeczywiście, to ogień.

- A weź zobacz teraz. - dodałam, prędko przemieniając ten prawdziwy, parzący ogień w nieszkodliwy, niebieski. Blondyn znowu wystawił rękę i zaczął machać nim nad moimi rękami, gdzie znajdowała się kula. - Chcesz potrzymać? - spytałam, spoglądając na niego.

- Nie poparzę się?

- A jest gorący? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Mężczyzna skierował na mnie swój wzrok, niepewnie wystawiając w moją stronę ręce. Przekazałam mu niewielką kulę niebieskiego ognia w dłonie, a ten zaczął się tym cieszyć, jak małe dziecko.

Wszyscy zaczęli śmiać się pod nosem.

A chwilę później i oni trzymali niebieskie płomyki w swoich dłoniach.

- Dobra. Pokazałam wam ogień, to teraz czas na wodę. - powiedziałam, pocierając o siebie dłonie. Za każdym razem, gdy bawiłam się ogniem, moje ręce stawały się nieco zimne, tak jakby płomienie zabierały z mojego ciała ciepło. - Ale musicie mi to oddać. - dodałam, wskazując na nich. Już chcieli do mnie podejść, ale ich w tym uprzedziłam. Przywołałam do siebie cały ogień, który uformował się z powrotem w kulę. Zmieniłam go na powrót w ten parzący, a po chwili... Po ogniu nie było już nawet śladu.

Ponownie skupiłam się na tym, co chcę zrobić. Niemal od razu w rękach pojawiła się kula wody. Zaczęłam się nią bawić, przerzucając z jednej ręki do drugiej. Superbohaterowie patrzyli na mnie z zafascynowaniem, a mój uśmiech mimowolnie się poszerzył.

- Chcecie śnieg?

Nie czekałam na odpowiedź, tylko wyrzuciłam kulę w górę, a ta po chwili rozbłysła się w powietrzu, tworząc śnieg, który zaczął spadać na nasze głowy. Zaczęłam kręcić się wokół własnej osi, czując się, jak małe dziecko, które pierwszy raz widziałp ten zimny, biały puch.

W końcu nie bez powodu wołali na mnie Snow.

- Wow. - wyrwało się Bannerowi w pewnym momencie. Zachichotałam cicho na jego słowa. Było mi niezmiernie miło, że ktoś doceniał to, co robiłam.

- Jesteś niesamowita, Stella. - usłyszałam głos Rogersa, do którego machinalnie się odwróciłam. Nie miał nawet pojęcia, jaką radość sprawiło mi to, że wypowiedział moje imię. Nie sądziłam, że tak szybko usłyszę to z ust któregoś z nich.

- Powiedział pan moje imię. - wyszeptałam, patrząc na mężczyznę uważnie. Gdy spojrzałam na tatę, nie wytrzymałam dłużej i po prostu rzuciłam się na niego, mocno przytulając. Byłam szczęśliwa, że znajdowałam się w Nowym Jorku, w tamtym czasie, w tamtym miejscu, z tamtymi ludźmi. - Kocham cię. - szepnęłam, mocniej wtulając się w tors miliardera. Ten tylko zaśmiał się cicho i ucałował mnie w głowę, ściskając mocniej.

Lepiej nie mogłam sobie wyobrazić tego dnia.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz