Nie widziałam, co zaszło, gdy wylądowałam w ramionach Petera, ale jedno było pewne... Nie było to nic dobrego. Zostawiłam chłopaka tam, gdzie wcześniej, a sama wróciłam w miejsce, gdzie znajdowaliśmy się Thanos i Stark. Stanęłam za tym pierwszym, który przysłonił mi cały widok.
- Sądzę, że będą cię wspominać. - odezwał się fioletowy kosmita, zwracając się do mojego taty i najwyraźniej nie zauważając, że za nim stałam.
- Ale za to ciebie nie.
Nie czekałam długo na jego reakcję, odwrócił się do mnie stosunkowo szybko. Ale zamiast go zaatakować, przywalić, a najlepiej zabić, ja... Wyjrzałam zza niego.
- Tato...
Prędko go wyminęłam, specjalnie szturchając w ramię. Wręcz podbiegłam do mężczyzny, który wbity w brzuch miał swego rodzaju miecz, czy też nóż. Teraz nawet nie zwracałam na to większej uwagi. Był ranny i tylko tyle się liczyło. Poza tą raną, miał także całą twarz we krwi. Kucnęłam przy nim czym prędzej, chcąc dotknąć tej rany, żeby jakoś zatamować krwawienie, ale powstrzymałam się przed tym, wiedząc, że sprawiłabym tym tylko ból i tak już cierpiącemu mężczyźnie.
- Pomogę ci, rozumiesz? Nie umrzesz mi tu. - powiedziałam cicho, tak by tylko on mnie usłyszał. Dotknął delikatnie mojej dłoni, teraz zimnej i nieco brudnej od ziemi i zaschniętej krwi. Ale się tym nie przejmował.
- Stella... - zaczął, lecz nie dane mu było dokończyć choćby krótkiego zdania. Z jego ust wypłynęło nieco czerwonej cieczy, ale ja nawet na moment się nie odsunęłam. Próbował złapać oddech, ale miał z tym wyraźny problem. Dotknęłam nieco pokiereszowanej twarzy taty i wytarłam rękawem krew z jego brody i ust.
- Rozczulający widok. - skomentował Thanos. Przymknęłam mocno powieki, czując, że zaraz nie wytrzymam. Tata tu wręcz mi się wykrwawia, a on ma jeszcze czelność mówić takie rzeczy.
- Nikt cię nie prosił o zdanie. Chciałam z tobą po dobroci, ale najwyraźniej się nie da! - krzyknęłam, wstając i stawiając kilka kroków w jego kierunku. - Następnym razem nie będę mieć litości, by cię zabić.
Stałam centralnie przed nim. W oczach szalał mi ogień, w żyłach płynęła tylko wściekłość i adrenalina. Patrzył na mnie, ale się nie odezwał. Był niewzruszony.
- Stella...
- Zgnijesz sam, bez nikogo przy swoim boku. - warknęłam tuż przed jego ochydną twarzą, po czym prędko wróciłam z powrotem do taty, który odezwał się chwilę przed. Położyłam mu dłoń na ramieniu, drugą ostrożnie dotknęłam rany na brzuchu. Okrył ją lód, a ja na spokojnie, dzięki temu mogłam załagodzić nieco ból mężczyzny. - Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę ci umrzeć. Nie teraz.
- Przestań. - mruknął nagle Strange do Thanosa. Jak zdążyłam zauważyć, czarodziej pół siedział, pół leżał całkiem niedaleko naszej dwójki. Z łuku brwiowego płynęła mu strużka krwi, ale chyba już zaschniętej. Mężczyzna łapał łapczywie oddech, jak chyba każdy z nas. - Daruj mu życie. - powiedział, przenosząc na nas swój wzrok. Spojrzałam na niego z ogromną wdzięcznością, bo miałam nadzieję, że chociaż on nie pozwoli tacie umrzeć. A w końcu tak się tego zarzekał. - A oddam ci kryształ czasu.
- Nie możesz. - powiedziałam od razu, nieświadomie mocniej dotykając rany, przez co miliarder syknął z bólu, odchylając głowę do tyłu. - Przepraszam, nie chciałam. - dodałam, wycofując nieco dłoń.
- Żadnych sztuczek. - odezwał się w końcu Thanos, również spoglądając na czarodzieja. Ten pokiwał tylko głową, że nie będzie żadnych sztuczek. Tytan zaraz po tym skierował dłoń, na której znajdowała się rękawica z kamieniami, w jego stronę.
- Nie. - wycharczał nagle tata. On tak, jak ja wiedział, że to był już koniec. Ale najwyraźniej nie mógł w to uwierzyć, a przynajmniej nie chciał w to wierzyć. Lecz właśnie taka była prawda. Jeśli czarodziej by tego nie zrobił, miliarder by umarł, dobity przez tytana, a tak... Nie mogłam jednak pojąć, dlaczego Strange to robił, skoro mówił, że nie zawahałby się nas zostawić na pastwę losu, byleby ratować kryształ czasu.
- Nie ruszaj się. - poleciłam, powstrzymując tatę przed gwałtownymi ruchami, które mogły mu tylko zaszkodzić. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu. - To jedyna opcja. - wyszeptałam, a jego wzrok aż rozrywał mi serce.
Przeniosłam swoje brązowe tęczówki na Strange'a, w którego uniesionych palcach pojawiło się zielone małe światełko, które zaraz stało się kryształem. Thanos wyciągnął w jego kierunku swoją drugą dłoń, oczekując, aż ten odda mu kamień. Tata chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie był w stanie.
Doktor zrobił coś, co sprawiło, że kamień czasu poleciał wprost w wielkie łapska tytana. Wszyscy patrzyliśmy, jak ten przyczepia kryształ do specjalnego otworu na rękawicy, dokładniej na kciuku. I podczas gdy Thanos się cieszył, że zdobył kolejny kamień, my cierpieliśmy nie tylko fizycznie, ale też psychicznie.
- Jeszcze tylko jeden. - oznajmił, przyglądając się wszystkim kryształom z taką fascynacją i szczęściem, jakiego nigdy u nikogo jeszcze nie widziałam. Nie było tylko jednego, tego, który swoje miejsce miał za zewnętrznej części dłoni. I który w swojej głowie miał aktualnie Vision.
Cisza, jaka panowała między nami jakiś czas, została zakłócone przez odgłosy wydane przez Quilla oraz broni, którą strzelił do tytana. Mężczyzna leciał w naszym kierunku, strzelając do Thanosa, ale nie za długo, gdyż po chwili tytan tak po prostu... Zniknął, wyparował. A Quill poleciał kawałek dalej, lądując twardo na ziemi.
- Gdzie on jest?! - krzyknął wściekły, wstając i celując swoją bronią zapewne sam nie wiedząc, gdzie dokładnie. Nikt z nas mu jednak nie odpowiedział.
Kiedy z powrotem odwróciłam się do taty, on, dzięki swojej zbroi, zaczął leczyć, a bardziej zasklepiać sobie ranę. Nie miałam pojęcia, co to było, ale musiało mu pomóc, bo widziałam, że już się nie krzywił. Znów dotknęłam go zimną dłonią, by załagodzić jeszcze ból. Wiedziałam, że to pomaga, robiłam to już kiedyś.
- Będziesz żył, aż do śmierci. - stwierdziłam, spoglądając z delikatnym uśmiechem na mężczyznę, który mimowolnie odwzajemnił mój gest.
- Przegraliśmy, czy jak? - zapytał Lord. W jego głosie można było usłyszeć zdziwienie, jak i lekką niewiedzę. Nie było go tu zaledwie kilka minut, więc oczywiste było, że nie wiedział wszystkiego.
- Co? Dla... - zaczął miliarder z niedowierzaniem, przenosząc swój wzrok w bok, gdzie znajdował się Strange. Ja także przeniosłam na niego swój wzrok. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że postąpił tak, a nie inaczej, bo przecież miał to w zamyśle od samego początku. - Czemu to zrobiłeś? - spytał w końcu Stark.
I przez chwilę panowała tak nienaturalna cisza, że słyszałam bicie własnego serca. Wreszcie mężczyzna przerwał milczenie, wciąż patrząc w naszą stronę.
- Pora zakończyć tę partię.
CZYTASZ
Inna niż wszystkie
FanficStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...