Rozdział 60

1.6K 71 8
                                    

Kiedy tata dowiedział się, kto tak dokładnie mnie postrzelił i przez kogo prawie umarłam, natychmiast zajął się całą sytuacją. Wystarczyło kilka dni, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nie miałam nic do gadania, kiedy Tony Stark powiedział mi o terminie przesłuchania na policji, na którym musiałam się zjawić.

Miałam powiedzieć wszystko, co zaszło tamtego dnia, ale szczerze mówiąc, nie do końca pamiętałam, co się wtedy wydarzyło. Więcej ode mnie wiedział Peter, który aktualnie przebywał w szkole. Ojciec się tym nie przejmował, powiedział mi tylko, że mam po niego jechać, a on załatwi wszystko inne. Zdziwiło mnie to dość mocno, ale nie protestowałam. Nie chciałam sprzeciwiać się szanownemu Anthony'emu Edwardowi Stark. 

- Widzimy się za półtorej godziny na komisariacie. - powiedział mężczyzna, całując mnie w czoło. Szybko zostawił mnie samą w pokoju, gdzie czekała na mnie specjalnie uszykowana wcześniej czarna sukienka przed kolano. Spojrzałam na nią sceptycznie.

Do ubioru, czy zachowań Snow nie należało ani zakładanie sukienek, ani użalanie się nad kimś lub nad czymś. Snow chodziła w czarnych dżinsach, szerokiej, szarej bluzie i maseczce na twarz. To była ona, a nie ta wykreowana przez kogoś dziewczyna, która ratowała ludzi.

Odrzuciłam sukienkę na bok, wiedząc, że jej wtedy nie założę. Ani teraz, ani na rozprawę. Po prostu wcisnęłam zawieszkę przyczepioną do mojej bransoletki. I natychmiast wyglądałam, jak prawdziwa superbohaterka, którą byłam.

Miałam już wyćwiczone, co powinnam powiedzieć, więc nie przejmowałam się tym wtedy. Aktualnie musiałam zrobić coś innego. Zabrać Petera ze szkoły.

- Happy, jedziemy, szybko. Nie możemy się spóźnić. - powiedziałam, wchodząc do kuchni, gdzie aktualnie mężczyzna przebywał. Nie sprzeciwiał się, nic nie odpowiedział, jedynie pokiwał głową, po czym, zgarniając po drodze jabłko, ruszył razem ze mną do windy.

- Queens? - spytał, biorąc gryz owocu.

- Queens. - przytaknęłam, wychodząc z windy.

Nadchodzimy szkoło.

~*~

Weszłam do szkoły bardzo cicho, by nikt niepowołany mi nie przeszkadzał, bo i tak nie mieliśmy zbyt dużo czasu, a użeranie się z innymi nie było uwzględnione w moim planie działania. Zadania nie ułatwiała mi jednak niewiedza na temat tego, gdzie aktualnie Peter miał lekcje. Wiedziałam jednak, gdzie znajdowała się rozpiska planu lekcji dla wszystkich klas.

Niewiele później, doinformowana w tym i owym, szłam pewnym krokiem przed siebie, pod odpowiednią klasę. Była dopiero połowa lekcji, co strasznie komplikowało sytuację. Zamierzałam załatwić wszystko sama, ale w razie potrzeby napisałam do Happy'ego, gdyby sytuacja tego wymagała, a on musiałby się zjawić.

Stanęłam pod odpowiednimi drzwiami, wzdychając lekko.

Trzeba to dobrze rozegrać.

Zapukałam w drewnianą powłokę, po czym odczekałam chwilę, by ktoś pozwolił mi wejść. Kiedy w końcu uzyskałam zgodę, niepewnie otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Wszystkie spojrzenia, łącznie z tym nauczyciela, skierowały się w moją stronę, ale starałam się to ignorować. Uczniowie zaczęli szeptać między sobą, nie odrywając ode wzroku. Ewidentnie wzbudzałam zainteresowanie.

- Dzień dobry, proszę pana. Nie chciałabym przeszkadzać, ale mam pewne zadanie i... - zaczęłam, milknąc na moment. Nie mogłam powiedzieć prawdy, bo co by o mnie pomyśleli? Z resztą, niektórzy zapewne dowiedzieliby się prawdy o moim pochodzeniu, a tego chciałam uniknąć.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz