Rozdział 1

7.4K 257 63
                                    

Mieszkanie w Nowym Jorku było dziwnym, aczkolwiek dość przyjemnym uczuciem, gdyby nie fakt, że wciąż tak naprawdę nie poznałam nikogo z reszty domowników przez ten tydzień. Z tatą widziałam się zaledwie trzy razy, bo jak zwykle miał jakieś ważne rzeczy do załatwienia. Jeśli miałabym być szczera, przyzwyczaiłam się już do takiego stanu rzeczy, choć ciągle bolało gdzieś w środku. Dzieciństwo w większości spędziłam bez niego, czasami zdarzało się, że spędzałam z nim trochę czasu. Dlatego tak bardzo zazdrościłam innym, że mają oboje rodziców, a nawet rodzeństwo. Ja byłam sama.

Aktualnie siedziałam w swoim pokoju, zastanawiając się, co mogłabym narysować na ścianie. Chciałam, żeby to było coś związanego ze mną, żeby odzwierciedlało mnie i moją duszę. I po dłuższym czasie wymyśliłam, co to może być. Ale niestety, na razie, nie miałam odpowiednich przyborów, a musiałam zrobić sobie jeszcze szkic, by później nie było żadnych problemów, że coś źle zrobiłam.

Gdy mój brzuch dał o sobie znać, postanowiłam pójść coś zjeść. Nie martwiłam się, że ktoś mógłby mnie zobaczyć, bo z tego, co wiedziałam, nikogo nie powinno być o tej godzinie w wieży, a przynajmniej na tym piętrze.

Bez większych problemów wyszłam ze swojego lokum i skierowałam się do kuchni. Z jednej ze szafek kuchennych wyciągnęłam miskę i płatki CiniMinis, a z lodówki mleko. Nasypałam sobie trochę płatków do naczynia, zalewając je następnie mlekiem. Wyciągnęłam jeszcze łyżeczkę z szuflady i już miałam siadać przy wyspie kuchennej, gdy zobaczyłam jakiegoś mężczyznę, stojącego niedaleko mnie. Miska wypadła z moich rąk, tłukąc się na podłodze z niemałym łoskotem.

Otworzyłam usta ze zdziwienia, a moje ręce zastygły bez ruchu. Oczy rozszerzyły się, a serce zaczęło bić znacznie szybciej, niż normalnie powinno. Nie wiedziałam, co robił tu ten mężczyzna, ale wiedziałam jedno... To nie wróżyło nic dobrego.

- Kim ty jesteś? I co tu robisz? Nie powinno cię tu być. - zaczął z niemałym szokiem wymalowanym na twarzy. Również tak, jak ja przez chwilę zastygł w bezruchu, ale równie szybko oprzytomniał.

Prędko zaczęliśmy zbierać odłamki szkła i płatki z podłogi.

Mężczyzna wydawał się miły i sympatyczny. Miał na sobie okulary, posiadał czarne loczki i nieco pyzowate policzki. Wyglądał na takiego, który nawet muchy by nie skrzywdził, ale pozory zawsze mogły mylić.

- To odpowiesz mi na pytania? - spytał ponownie, opierając się o blat kuchenny. Nie spuszczał ze mnie wzroku, co nieco mnie peszyło. Mimo tego, hardo patrzyłam w jego stronę.

- Ymm... Noo, jakby to powiedzieć... Mieszkam tu od jakiegoś czasu. - odpowiedziałam lekko zakłopotana, uśmiechając się nerwowo.

- Jak to mieszkasz? - zapytał zszokowany, marszcząc brwi. Widać było, że nie do końca potrafił przyswoić do siebie tą informację. 

- No normalnie, jak człowiek. - mruknęłam, wzruszając ramionami. Zaraz usiadłam na blacie, bacznie obserwowana przez mężczyznę. - Mieszkam tu razem z tatą. On mnie tu ściągnął. - wyjaśniłam pokrótce. Widząc jednak pytającą minę bruneta, postanowiłam wyjawić, kto tak naprawdę jest moim ojcem. - Tony Stark.

- Stark to twój ojciec? - wykrzyknął, otwierając szerzej oczy. Niedowierzanie to mało powiedziane, co mogłam wyczytać z jego twarzy.

- Tak trudno w to uwierzyć, Bruce?

Oboje odwróciliśmy się w bok, słysząc lekko rozbawiony głos należący tylko do jednej osoby. W oczy od razu rzuciła mi się sylwetka taty, a uśmiech automatycznie wstąpił na moje usta. Zeskoczyłam z blatu, a miliarder podszedł do mnie i objął ramieniem, przytulając do swojego boku.

- Nie widzisz między nami podobieństwa? - spytał, wskazując to na mnie, to na siebie. Zachichotałam cicho.

Bruce, bo tak się nazywał ów mężczyzna, patrzył na nas przez dłuższą chwilę, jakby starając się zobaczyć nasze podobieństwo. Nie było to wcale takie trudne, bo oboje posiadaliśmy brązowe włosy, te same brązowe tęczówki, podobny sposób chodzenia. Nawet charakter mieliśmy w pewnym sensie podobny.

- No może trochę jesteście podobni. - stwierdził Bruce po dość długiej ciszy, która zapanowała między naszą trójką. - Jestem Bruce, Bruce Banner. - przedstawił się, wystawiając w moją stronę rękę. Natychmiast ją uścisnęłam.

- Stella Stark. - powiedziałam z uśmiechem, ciesząc się, że w końcu kogoś poznałam. - To ty jesteś Hulk'iem, prawda? - spytałam dla upewnienia, przypominając sobie, jak tata mówił mi kiedyś, że zna prawdziwą tożsamość Hulka. Od razu domyśliłam się, że to może być on. Ten miły mężczyzna, wyglądający na kogoś, kto by nawet muchy nie skrzywdził.

- Tak. To ja. - powiedział dość niemrawo, ale nie skomentowałam tego. Widziałam w jego oczach, żeby lepiej nie drążyć tego tematu. Nie chciałam już przy pierwszej lepszej osobie wyjść na kogoś niewychowanego, zwłaszcza przy Bruce'ie, który był dla mnie miły, jak na nasze pierwsze spotkanie. - Może przejdziemy do salonu i poznamy się lepiej, co?

- Miałem jej niedługo zorganizować imprezę zapoznawczą z resztą ekipy, więc lepiej będzie jak pogada z wami wszystkimi na raz niż z każdym osobno. Dłużej by jej to zajęło, a tam dowie się o wszystkich.

- Nie sądzisz, że jak pozna wszystkich na raz, to niektóre fakty zaczną się jej mieszać? - spytał, ale po jego minie prędko zorientowałam się, że odpuścił sobie kłócenie się z miliarderem. - Z resztą, zrobisz, jak uważasz. To twoja córka, więc rób z nią, co chcesz i jak ci się podoba. A ty, młoda, witaj w drużynie. - dodał, czochrając moje włosy. Zaraz odszedł, zostawiając mnie i starszego Starka samych.

Patrzyłam, jak Bruce odchodzi i, gdy zniknął za zakrętem, odwróciłam się do taty. Spoglądał na mnie z rękoma włożonymi w kieszenie spodni. Szybko odeszłam, podchodząc znów do wyspy kuchennej, skąd wzięłam jabłko. Byłam głodna, a nie chciałam znowu robić sobie płatków. Nie miałam już na nie ochoty.

- Jak się czujesz w nowym domu? Brakuje ci czegoś? Wiesz, że w każdej chwili możesz mi o wszystkim powiedzieć, a to załatwię.

- Towarzystwa mi brakuje. - odparłam natychmiast, nie zamierzając nawet owijać w bawełnę. Taka była prawda, a ja nie zamierzałam kłamać. - Jest w porządku, gdyby nie fakt, że wciąż siedzę sama, a przecież wszystko miało się zmienić po moim powrocie.

- Ja wszystko wiem, Stella, i będę starał się spędzać z tobą jak najwięcej czasu będę tylko mógł. - zadeklarował, stając naprzeciwko mnie. - Z resztą, niedługo poznasz resztę drużyny i będziesz miała z kim pogadać, kiedy ja nie będę miał na to czasu. - dodał z uśmiechem, przytulając mnie do swojej piersi.

- Wiesz, to już nawet nie chodzi właściwie o to. Tak długo byłam sama, że już się do tego przyzwyczaiłam. Problem tkwi w tym, że chcę w końcu kogoś poznać, zakolegować się, czy nawet zaprzyjaźnić. - powiedziałam, milknąc na chwilę. - Doskonale wiem, że pracujesz i ratujesz świat przed złem. W tym jesteśmy tacy sami. - dodałam, uśmiechając się delikatnie. - W dzień zwykły obywatel, w nocy bohater. Przynajmniej w moim przypadku.

Mężczyzna milczał przez jakiś czas, aż w końcu jego twarz ozdobił uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki.

- Mam dla ciebie propozycje. - zaczął dość tajemniczo. - Dzisiaj o dwudziestej drugiej w twoim pokoju. Załóż swój strój, zabiorę cię gdzieś. Zgadzasz się?

- W stu procentach.

Chwilę później patrzyłam, jak wychodzi, znikając za zakrętem. Nie stałam tam długo, bo zaraz sama ruszyłam do swojego pokoju. Będąc już w pomieszczeniu, wyciągnęłam z szuflady szkicownik i ołówki, po czym zaczęłam rysować, chcąc się czymś zająć, aż do wyznaczonej godziny. Pomysł, co mogłabym namalować na ścianie już miałam, teraz trzeba było przenieść to tylko na papier, a później już tylko na ścianę.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz