Droga do domu Bartonów minęła nam zadziwiająco szybko. Wysiadłyśmy na najbliższej stacji, po czym złapałyśmy taksówkę, która miała nas zawieźć pod odpowiedni adres.
- Clint wie, że przyjeżdżam? - spytałam kobiety, wpatrując się na mijający zza szybą krajobraz. Kątem oka widziałam, jak na mnie spojrzała.
- Nic mu nie wspominałam. A czemu pytasz?
- Chciałam wiedzieć. W sumie to będzie miał niespodziankę. - stwierdziłam, odwracając się do kobiety z uśmiechem. Ta go szybko odwzajemniła, po czym obie wróciłyśmy wzrokiem na szybę.
Taksówkarz w stosunkowo krótkim czasie dowiózł nas tam, gdzie powinien. Wysiadłyśmy prędko z auta i zaczęłyśmy wyciągać swoje walizki, z lekką pomocą mężczyzny. Podziękowałyśmy mu, po czym niespostrzeżenie zapłaciłam kierowcy należną kwotę, zanim zrobiła to Laura. Kiedy ten zaczął odjeżdżać, kobieta próbowała go zatrzymać, lecz w porę ją przed tym powstrzymałam.
- Nie mów, że... - zaczęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się niewinnie, potwierdzając tym samym, że miała rację. - Matko boska! Stella, naprawdę nie musiałaś płacić za taksówkę, sama bym to zrobiła.
- Wiem, ale muszę ci się jakoś odwdzięczyć za to, że w ogóle postanowiłaś mnie zabrać do swojego domu, pomimo tego, że nie znasz mnie zbyt długo. Chociaż tak mogłam się odwdzięczyć. Z resztą, płaciłam za pieniądze taty.
- Ugh... No dobrze. Ale to był ostatni raz, kiedy to zrobiłaś. - powiedziała, grożąc mi palcem. Pokiwałam na znak zgody, choć i tak wiedziałam, że mogłam postąpić inaczej.
Chwilę później złapałyśmy za rączki naszych walizek i ruszyłyśmy przed siebie, polną ścieżką, by dojść do domu. Mężczyzna nie mógł zawieźć nas dalej, z resztą to nawet nie było daleko, gdyż już z tej odległości było widać budynek.
~*~
Kiedy zbliżyłyśmy do domu, naszym oczom ukazał się nie tylko budynek, lecz także dwie sylwetki nieopodal. Jedna z nich była znacznie większa od drugiej i to właśnie tą wyższą sylwetkę rozpoznałam od razu. Mężczyzna w miarę szybko dostrzegł mnie i Laurę. Widziałam, jak na twarz kobiety wkradł się niekontrolowany uśmiech, sama nie mogłam się przed tym powstrzymać. Clint z początku nie wiedział, co się działo. Chłopak, który stał koło niego i, zapewne był jego synem, patrzył na swoją matkę z uśmiechem, jednak kiedy spojrzał na mnie, drgnął nieznacznie, a w jego oczach pojawił się pewien błysk. Nie zwracałam na to większej uwagi, bo to widok, jaki zauważyłam chwilę później zajął to miejsce.
Clint i Laura przytulali się do siebie. Mężczyzna nawet ucałował ją w głowę, co tylko zaczęło topić moje serce.
Gdy w końcu odsunęli się od siebie, Barton dostrzegł mnie, a jego usta ozdobił uśmiech. Rozłożył ręce, sugerując mi tym samym, bym się przytuliła. Podkręciłam tylko głową i z uśmiechem znalazłam się w jego ramionach.
- Clint...
- Stella... - powiedział mi na ucho, a ja mogłabym przysiąc, że uśmiechnął się przy tym. - Co ty tu robisz?
- Spytaj swojej żony. - odparłam, wskazując głową na kobietę, która obejmowała swojego syna ramieniem i coś do niego mówiła. - A tak a propos, czemu nie powiedziałeś, że masz żonę i dzieci? - spytałam pretensjonalnie, dźgając go między żebra. Ten tylko się zaśmiał, wywołując na mojej twarzy szerszy uśmiech.
- A miałem? - spytał, drocząc się ze mną.
- Noo, ja ci powiedziałam, że mam moce i w ogóle. Mało tego, pozwoliłam ci potrzymać kule, a ty co? Nawet nie powiedziałeś, że nasz rodzinę.
- Laura?! - powiedział głośno, zwracając się do kobiety. Ta szybko spojrzała w naszą stronę, nie wiedząc, o co chodziło Clintowi. Ja z resztą też nie wiedziałam, o co mu biega.
- Tak? Coś się stało?
- Zabierz ją stąd. - jęknął, wskazując na mnie palcem. Domyśliłam się, że robił to specjalnie, ale nie powstrzymywałam się, by go uderzyć w ramię. Laura jedynie się zaśmiała i podeszła do naszej dwójki, stając między nami.
- Co się stało? - spytała łagodnie, patrząc to na mnie, to na Clinta. - Czemu ją wyganiasz? Jest naszym gościem. - powiedziała do niego, patrząc w jego oczy swoimi brązowymi.
- Zaprosiłaś ją tu? I nawet nie spytałaś mnie o zdanie? - zapytał, łapiąc się za głowę. Cały czas udawał i miałam tego świadomość. Kobieta zmieszała się, nie wiedząc, co się właśnie działo. W końcu to ona mnie tu zaprosiła, a teraz "okazuje się", że nie wszyscy mnie tu chcieli.
- Co? Myślałam, że się ucieszysz, widząc znajome twarze.
- Bo się ucieszył, tyle że musiał odstawić tą całą szopkę. - wtrąciłam, uśmiechając się. Mężczyzna przytaknął mi, po czym zaczął się śmiać. Kobieta uderzyła go w pierś, po czym zaczęła na niego krzyczeć, że zrobił jej taki kawał i że bała się, że zrobiła coś źle, zapraszając mnie do siebie. Pokręciłam tylko głową z uśmiechem i odeszłam od nich, stając koło nieznanego mi jeszcze chłopaka. Syna tamtej dwójki.
- Cześć. Cooper jestem. - przedstawił się brunet, gdy tylko do niego podeszłam. Wystawił w moją stronę rękę, którą z chęcią uścisnęłam.
- Stella. Stark tak dokładnie.
- Miło mi poznać. - odparł, a ja przyjrzałam mu się ciut dokładniej. Był mniej więcej w moim wzroście, miał brązowe włosy i równie brązowe oczy. Mógł być niewiele młodszy ode mnie. - Bardzo czule przywitałaś się z moim tatą. Znacie się?
- Szczerze? Tak. Oni wszyscy są dla mnie, jak rodzina.
- Oni? - spytał zdziwiony, zapewne nie wiedząc, o kim mówiłam. - W sensie, Avengersi?
- Otóż to. Im nas więcej, tym większe bezpieczeństwo i zarazem większa rodzina.
- Czyli... Mam rozumieć, że ty też jesteś Avengerem? - zapytał, wskazując na mnie palcem. Kiedy pokiwałam głową, że miał rację, mina Coopera wyraziła wielkie podekscytowanie i pewnego rodzaju podziw oraz ekscytację. - Super. A masz jakieś supermoce? - zaczął pytać. Wiedziałam, że bez tego się nie obejdzie. Przerabiałam to już.
- Ma, ale pokaże wam je jutro. - wtrącił Clint, który wraz z Laurą niespostrzeżenie do nas podeszli. Mężczyzna obejmował swoją żonę ramieniem i uśmiechał się w naszym kierunku. Naprawdę do siebie pasowali.
- On ma rację. - potwierdziłam, wskazując palcem na Hawkeye'a i uśmiechając się szeroko. Nie spodziewałam się jednak, że on złapie moją rękę i odwróci mnie w swoją stronę. Spojrzałam na niego niezrozumiale, bo tak szczerze nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
- Jestem starszy. I należy mi się szacunek, małolato. - powiedział cicho, choć na tyle głośno, by można było to usłyszeć. Wpatrywał się we mnie, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
- Czekaj... Teraz nazywasz mnie małolatą, a kiedyś oddałbyś wszystko, byle potrzymać ogień w swoich dłoniach. Czyż nie? - spytałam, przekrzywiając głowę w bok. Uśmiechnęłam się chytrze, nie spuszczając z niego wzroku.
- Trzymałeś ogień? - wtrącił się Cooper, z niedowierzaniem patrząc na swojego ojca.
- Zawsze wiesz, co powiedzieć, prawda? - odezwał się Clint, puszczając moją rękę. Nie przerwaliśmy jednak kontaktu wzrokowego, wciąż mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Och, Clint, nie nauczyłeś się jeszcze, że ja mam odpowiedź na wszystko? Nie wygrasz ze mną.
Odwróciłam się z zamiarem pójścia do budynku, jednakże nie przeszłam dobrze kilku kroków, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie w talii, zatrzymując. Szybko poczułam przy swoim uchu ciepły oddech, który drażnił moją skórę.
- I tak wiem, że mnie uwielbiasz. - wyszeptał mi do ucha, na co tylko się uśmiechnęłam.
- A ja wiem, że ty uwielbiasz mnie. - odparłam, doskonale wiedząc, że mężczyzna zaczął się uśmiechać.
Chwilę później wchodziliśmy już do domu Bartonów, gdzie doskonale można było usłyszeć kilka innych głosów.
CZYTASZ
Inna niż wszystkie
FanficStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...