Rozdział 82

1K 73 12
                                    

Kiedy po niecałej godzinie, wraz z tatą, wyszliśmy z pomieszczenia, gdzie znajdowali się reporterzy, myślałam, że padnę na twarz. Przed drzwiami stała naturalnie Pepper, która, gdy tylko mnie zobaczyła, wyciągnęła w moją stronę swoje dłonie. Chwyciłam za nie niemal od razu, stając twarzą w twarz z kobietą, która zlustrowała mnie wzrokiem.

- Jak na pierwszy raz, to nieźle się trzymasz. - stwierdziła z szerokim uśmiechem. Uniosłam brew do góry, wzdychając.

- Nieźle? Nadal mam nogi jak z waty i serce mi wali.

- To teraz tylko strój Snow i kolejne spotkanie z reporterami. - wtrącił mężczyzna, który stał za moimi plecami i przyglądał się nam. Odwróciłam się do niego przodem, posyłając minę szczeniaka. Nie chciałam iść tam po raz kolejny.

Ale muszę.

- Daj mi chwilę, dobra? Muszę coś załatwić.

Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź od strony taty, pobiegłam w kierunku schodów. Przeskoczyłam po dwa schodki i prędko znalazłam się na odpowiednim piętrze. Tam natychmiast udałam się do swojego pokoju.

~*~

- Daj czadu, kochana. - powiedziała Pepper, gdy stałam już przy drzwiach wejściowych z zupełnie innej strony pomieszczenia. To miało być zupełnie inne wejście na salę, niż poprzednio.

Wejście bardziej spektakularne. Wejście w stylu Snow.

Zasalutowałam kobiecie i uśmiechnęłam się, wychodząc na zewnątrz. Tata już dawno wszedł na salę z powrotem. Kiedy drzwi się za mną zamknęły, a ja otworzyłam oczy, po wcześniejszym ich zamknięciu, wzbiłam się lekko w powietrze. Obleciałam cały budynek, by znaleźć się w odpowiednim miejscu. Zatrzymałam się przed samymi drzwiami, szklanymi swoją drogą, i uśmiechnęłam szeroko.

Czas zacząć przedstawienie.

Weszłam po cichu do środka i ponownie wzbiłam się w powietrze, zatrzymując się kilka metrów nad głowami reporterów i dziennikarzy. Natychmiast zauważyłam, że tata mnie dostrzegł, choć nie pokazał tego przed innymi. I o to mi chodziło.

Trochę wody okrążyło mężczyznę na scenie, który tylko się uśmiechnął, natomiast reszta westchnęła zdziwiona. Później woda zamieniła się w lód i płatkami śniegu zaczęła opadać na głowy wszystkich zgromadzonych. Po sali rozszedł się dźwięk zachwytu. Nie minęła nawet minuta, a śnieg zastąpił ogień; najpierw ten czerwony, parzący, a po chwili ten niebieski.

- Podobało się? - spytałam głośno. Wszyscy, choć wciąż nieco zszokowani, zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu. I zanim w ogóle zdążyłabym zareagować, kilka par oczu zwróciło się w moją stronę. Pomachałam im na przywitanie, po czym, wciąż bacznie obserwowana, podleciałam do mężczyzny na scenie, lądując przy nim.

- Pragnę wam przedstawić niesamowitą, fantastyczną osobę, która niejednokrotnie uratowała komuś życie. Poznajcie zatem... - zaczął tata, zatrzymując się na moment. Trzymał wszystkich w napięciu, widziałam wszystkie te niespokojne ruchy reporterów i napawało mnie to dziwną satysfakcją. - Snow! Kolejną członkinię Avengers!

Kilkoro zaczęło klaskać, a nawet gwizdać. Ponownie dzisiejszego dnia wszystkie kamery, dyktafony i mikrofony zwróciły się w moją stronę. I znów padły te wszystkie pytania. Znów czułam się dziwnie z tym wszystkim. Znów to przeżywałam.

- Cisza! Stop! Uspokójcie się! - krzyknęłam w pewnym momencie, czując narastający ból głowy przez te ich krzyki i pytania. Na sali zapanowała cisza, a wszystkie pytające spojrzenia skierowane były wprost na moją osobę. - Dziękuję. Tak trudno jest wam się uspokoić? Ja rozumiem, że jesteście ciekawi i to jest wasza praca, ale z łaski swojej, moglibyście zachować trochę kultury. Ja, póki co, nigdzie się nie wybieram i na spokojnie będziecie mogli zadawać mi pytania.

Tą ciszę uznałam za niemą odpowiedź.

Świetnie. Niech wiedzą, że nie dam wejść sobie na głowę.

- Powiem tak: usiądźcie. - zarządziłam. - Tak, na podłodze i nie ma żadnych wymówek. - dodałam, widząc kilkanaście zdziwionych twarzy. Kiedy już zobaczyłam, czy aby na pewno wszyscy siedzieli, postanowiłam kontynuować. - Skoro już siedzicie, to ja może przedstawię się osobiście. Nazywają mnie Snow. I należę do Avengers.

Nie wiedziałam, jak ci ludzie to robią, ale w pomieszczeniu znów zapanował chaos. Westchnęłam cicho, odwracając się do taty, który wciąż stał na scenie. Wzruszył jedynie ramionami, w tym samym czasie, co do mojej głowy wpadł pewien pomysł.

- Ja cię nie chcę wyganiać, ale jeśli nie chcesz oberwać, to może lepiej Staś wyjdź. - powiedziałam, zbliżając się do mężczyzny kilka kroków.

- Co planujesz? - zapytał, zaintrygowany. Uśmiechnęłam się tajemniczo. Oj, on nawet nie wiedział, co miałam w głowie.

- Obiecuję, że postaram się niczego nie zepsuć.

Mężczyzna zaśmiał się i podszedł do mnie, schylając się, by wyszeptać mi do ucha:

- W razie czego, będę za ścianą.

Po tych słowach wyszedł, a kiedy usłyszałam zatrzaskiwanie się drzwi, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Wzbiłam się w powietrze, zatrzymując się dopiero przy suficie. Wiedziałam, że nikt mnie nie widział, bo każdy był zajęty dyskutowaniem między sobą, a bardziej kłóceniem, jak zauważyłam. Wytworzyłam w dłoniach ogromną kulę wody, która zawisła nad głowami reporterów i dziennikarzy. Ten cały chaos stawał się coraz bardziej głośniejszy, a ja postanowiłam nie zwlekać z wykonaniem swojego planu.

Woda z ogromnym pluskiem wylądowała na głowach ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. Krzyki i piski to dźwięki, które słychać było chyba w centrum Nowego Jorku. Zaśmiałam się pod nosem, lądując na scenie, która o dziwo nie była jakoś bardzo mokra.

- Jeśli jeszcze raz usłyszę dzisiaj jakiś hałas spowodowany przez was, to obiecuję, że następnym razem to nie będzie już woda. - powiedziałam głośno, lekceważąc mordercze spojrzenia skierowane w moją stronę. Jednym ruchem ręki cała woda znalazła się tuż nad moimi dłońmi, gdzie szybko znikła. - Nie musicie dziękować. - mruknęłam, widząc, że nikt nawet nie raczył podziękować mi, że woda zniknęła z ich ciał i rzeczy. - Zaczniemy może od początku, dobra? Ja naprawdę nie chcę posuwać się do innych rzeczy, a uwierzcie, że jestem w stanie. - oznajmiłam, ale, ku mojej uciesze, nikt się nie odezwał. Uznałam to za dobry znak. - Ktoś ma może jakieś pytanie?

- Uratowałaś ostatnio czterolatkę. Opowiedz, jak to się w ogóle stało?

Ten głos był dość znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć, do kogo należał. Miałam jednak świadomość, że już kiedyś słyszałam ów głos.

- Prosiłabym, żeby osoba, która przed chwilą się odezwała, wystąpiła do przodu bądź, żeby mi się pokazała. - powiedziałam, rozglądając się po sali. Chwilę zajęło, żeby ów reporterka, bo to była dziewczyna, wywnioskowałam to po głosie, wystąpiła do przodu i pokazała mi się w całej krasie. - Oh, to ty. - wymsknęło mi się. Zeskoczyłam ze sceny i podeszłam do dziewczyny, wystawiając w jej stronę swoją dłoń. - Ostatnim razem nie zdążyłyśmy się przedstawić. Jestem Snow.

- Miley Stewar, miło mi cię poznać.

- Mi ciebie także. - odpowiedziałam jej. - A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie... Jak uratowałam tą dziewczynkę, tak? - spytałam dla upewnienia, a ta tylko pokiwała głową na potwierdzenie moich słów. Uśmiechnęłam się i, siadając po turecku na scenie, zaczęłam opowiadać całą historię.

Później odpowiadałam też na pytania innych. Niektóre pytania były mniej, czasami bardziej osobiste, ale starałam się odpowiadać na wszystkie. Ostatecznie spędziłam tam kolejną godzinę, odpowiadając na masę pytań.

Kiedy kładłam się późnym wieczorem do łóżka, w głowie wciąż miałam tą dziewczynę. Myślałam, że będzie natrętna, jak inni reporterzy, ale ona nie była wcale taka zła. Mogłabym powiedzieć, że była tam chyba jedną z nielicznych, którzy nie rwali się, by zadać mi jakiekolwiek pytanie.

To był męczący dzień, a ja potrzebuję odpoczynku.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz