Rozdział 41

2.2K 85 8
                                    

Kilka minut później postanowiliśmy wrócić. Mieliśmy dość długą drogę do przebycia, ale nic już nie stało nam na drodze. W końcu Sęp odleciał, a złodzieje uciekli. Nie mieliśmy już nic do roboty dzisiaj.

- Po co tak szarżować? Co to za tekst? - mruczał Peter pod nosem. Nie odzywałam się, dając chłopakowi ponarzekać, kiedyś każdy musiał to zrobić.

Prędko znaleźliśmy się w miejscu, gdzie na trawniku leżało to całe ustrojstwo, którym próbowano nas zabić. Nastolatek natychmiast podbiegł do tajemniczego urządzenia.

- Wow. - powiedział Pete, nie odrywając wzroku od tego czegoś. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, gdyż do moich uszu dotarł dźwięk muzyki dzwoniącego telefonu chłopaka. Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc głową sama do siebie.

- Mógłbyś zmienić ten dzwonek. - stwierdziłam, kucając koło niego.

- Wiem.

Brunet wyciągnął swój telefon z... Szczerze, to sama nie wiedziałam, gdzie on go chował. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer i zdjęcie Neda. Peter szybko odebrał od niego, przykładając urządzenie do ucha.

- Hej, Ned, co tam? Już wracam.

Chłopak po drugiej stronie mówił coś do Parkera, jednak nie dane mi było usłyszeć, co dokładnie. Dotknęłam urządzenia, oglądając je z każdej strony. Świeciło w nim coś fioletowego. I na pewno nie było to z naszego świata.

Mina Petera markotniała z każdą sekundą. Położyłam mu rękę na ramieniu, chcąc dodać trochę otuchy.

- Dozo w szkole.

Po tym się rozłączył, wzdychając ciężko. Nim się obejrzałam, a brał do rąk odłamek urządzenia, leżącego na ziemi.

~*~

Perspektywa Petera

Następnego dnia w szkole miałem zamiar sprawdzić, co zgubili ci przestępcy. Na jednej z lekcji, w pracowni, próbowałem jakoś wyciągnąć to fioletowe coś, waląc w urządzenie młotkiem. W końcu udało mi się rozwalić to, czym to było otoczone.

- Dzięki, że mnie wystawiłeś. - powiedział Ned, podchodząc do mojego stanowiska. Spojrzałem na niego przelotnie.

- Sorry, coś mi wypadło.

- Wow, co to? - zapytał, zauważając, czym się właśnie zajmowałem. Jego oczy zabłysnęły.

- Nie wiem. - odparłem zgodnie z prawdą, bo sam nie wiedzieli, co to było. - Jakiś gość chciał nas tym usmażyć.

- Serio mówisz?

- Tak. - przytaknąłem.

- Odlot. - powiedział, a ja spojrzałem na niego, jak na jakiegoś kosmitę. O mało nie straciliśmy życia, a on mówi, że "odlot"? Czasami zastanawiałem się, czemu się z nim w ogóle przyjaźniłem. - Znaczy, nie fajnie. - dodał prędko, patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. - Czekaj, nas? - zapytał, uświadomiwszy sobie, co tak dokładnie powiedziałem.

- Po drodze spotkałem Snow. - odparłem oczywistym tonem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że tak naprawdę to ona znalazła mnie, na imprezie, o której nawet jej nie powiedziałem, a przecież miałem.

- Aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl. - powiedział, wzdrygając się. - Ostatnio dość często na siebie wpadacie.

Nie odpowiedziałem, lecz uśmiechnąłem się pod nosem. Nie trwało to długo, gdyż znów skupiłem się na tym całym ustrojstwie. Musiałem wyciągnąć to fioletowe coś.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz