Wrzesień i rok szkolny przyszedł bardzo szybko, szybciej, niż się tego spodziewaliśmy.
Peter wrócił do domu po tygodniu, jednak nie nudziło mi się przez ostatnie dwa tygodnie wakacji. Któregoś dnia niespodziewanie dostałam wiadomość od Liz, która zapraszała mnie do siebie. Musiałam to przyznać, nieco zdziwiła mnie ta wiadomość, ale ostatecznie zgodziłam się. Pojechałam do niej dwa dni później i miałam zostać na weekend. Plany jednak szybko się zmieniły. Jeszcze tego samego dnia wieczorem wróciłam do domu.
Z początku, gdy do niej przyjechałam, wszystko było okey. Rozmawiałyśmy tak, jak wcześniej w szkole, bez świadomości o moim nazwisku. Ale w końcu temat zszedł na właśnie takie tory. Zaczęłyśmy normalnie, skończyłyśmy na podniesionych głosach i moim wyjściu z jej domu. Przez jakiś czas błąkałam się po ulicach, przy okazji zwiedzając miasto. Takim też sposobem minął mi czas na czekaniu na Happy'ego, po którego zadzwoniłam. Przyjechał szybko i zabrał mnie do domu. Tam opowiedziałam wszystko tacie i Pepper, a także zadzwoniłam do Petera. Wszyscy powiedzieli mi, żebym się nią nie przejmowała i najlepiej nie kontaktowała. Posłuchałam ich, bo mieli rację.
Jakiś czas później napisała do mnie Michelle z prośbą o spotkanie. Powiadomiła mnie, że już od dawna chciała do mnie napisać, ale tak się akurat złożyło, że o tym zapominała i aż musiała zapisać sobie na kartce, żeby się ze mną skontaktować.
Takim też sposobem, pewnego piątkowego popołudnia, spotkałyśmy się w Central Parku, gdzie zaczęłyśmy rozmowę. MJ szybko zaczęła temat o... Mnie. Nie miała mi za złe, że nie powiedziałam jej o swoim nazwisku. Stwierdziła nawet, że pewnie sama by tak postąpiła na moim miejscu. Gdy zaczęłyśmy rozmawiać już na inne tematy, nagle przypomniało jej się, że w końcu kupiła mi mały upominek. Był to breloczek z trzema kolorowymi muszelkami i malutkim gwizdkiem. Wyglądało to naprawdę ładnie. Podziękowałam za to dziewczynie, bo, choć mówiłam jej, że nie musiała mi nic kupować, to ona i tak to zrobiła.
Wtedy też zdałam sobie sprawę, że Michelle Jones była jedyną osobą - oprócz Petera i Neda - która nie patrzyła na mnie, jak na córkę miliardera, tylko jak na normalną, niewyróżniającą się niczym z tłumu, nastolatkę.
~*~
Mój początek roku szkolnego wyglądał nieco inaczej, niż te, które odbywały się w szkole. Nie odbył się żaden apel, nie było innych uczniów, nie było nawet nauczycieli. Dzień, jak co dzień. Jedyne, co sugerowało, że się rozpoczął to fakt, że był pierwszy września.
Aktualnie szłam przez puste korytarze, zmierzając ku drzwiom wyjściowym z budynku. Tata prosił mnie, bym jak najszybciej tam przyszła, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia. Nie wiedziałam, co to takiego, ale byłam niesamowite ciekawa, co to za informacje, które miał mi przekazać.
- No w końcu jesteś. Ileż mam czekać? - spytał, gdy tylko przekroczyłam próg drzwi. Przewróciłam oczami i podeszłam do niego, stając naprzeciw.
- Po co w ogóle miałam tu przyjść? - spytałam, krzyżując ręce na piersi.
- Wsiadaj, jedziemy na przejażdżkę. - oznajmił tylko, podchodząc do auta od strony kierowcy.
- Co? Gdzie? - odezwałam się, patrząc na mężczyznę pytającym wzrokiem, również podchodząc do auta, tyle że od strony pasażera.
- Wsiadaj. Wszystkiego dowiesz się w trakcie.
Nie powiedział nic więcej, tylko wsiadł do pojazdu. A ja stałam tam przez chwilę, tępo wpatrując się przed siebie. Jeśli to było coś ważnego, to chyba powinnam wsiąść. I nie marnowałam ani chwili, po prostu wsiadłam do auta, zapinając od razu pasy bezpieczeństwa.

CZYTASZ
Inna niż wszystkie
FanfictionStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...