Przez te dwa dni w Waszyngtonie wydarzyło się naprawdę sporo i potrzebowałam odpoczynku. Musiałam odpocząć, wyciszyć się, pobyć chwilę sama, w ciszy. A najlepszą do tego opcją było rysowanie.
Wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi rzeczy i rozłożyłam się na biurku. Szkicownik, kredki, ołówek, gumka. Nie potrzeba było mi wiele. Usiadłam na krześle i od razu zabrałam się do roboty. W tle leciała muzyka, a ja skupiłam się na rysunku.
Nikt nie przeszkadzał mi. Nikomu nie przeszkadzałam ja.
Po prostu, żyć, nie umierać.
~*~
Po pomieszczeniu rozległo się pukanie. Odruchowo spojrzałam na drzwi, odrywając się na moment od czynności, które wykonywałam. Osoba po drugiej stronie ponownie zapukała, a raczej ponownie zaczęła walić w drzwi. Nikt nie wchodził, a jeśli byłoby to coś ważnego, to weszliby bez pukania. Zirytowana, rzuciłam ołówek gdzieś na biurko i poszłam otworzyć.
Przed drzwiami stał nie kto inny, jak Tony Stark.
- Ubieraj się. - zarządził, nie racząc się nawet przywitać. Wywróciłam na to tylko oczami.
- Bez żadnego przywitania?
- Nie dyskutuj ze mną, tylko się ubieraj. Ruszamy za trzy minuty. - oznajmił stanowczo, dlatego się nie sprzeciwiałam. Prędko zabrałam telefon z biurka i wróciłam do mężczyzny.
- Strój? - spytałam dla upewnienia, wychodząc za nim z pokoju. Tata pokiwał jedynie głową i zaczął odchodzić. Natychmiast zamknęłam drzwi do pokoju i ruszyłam za nim. W międzyczasie nacisnęłam malutką śnieżynkę zawieszkę, dzięki której nie musiałam marnować czasu na przebieranie się. - Peter, prawda? - zapytałam, spoglądając na miliardera kątem oka.
- A ja mu mówiłem, żeby się nie wtrącał w takie sprawy, to chłopak nie posłuchał. Dlatego właśnie nie chcę mianować go Avengerem.
Nie odezwałam się, bo tata miał sporo racji. To, że ja byłam jedną z Avengers, nie znaczyło, że mogłam wywyższać się nad innymi. Z resztą, nie byłam taka. A gdyby Peter dowiedział się, że należę do Avengers... Nawet nie chciałam o tym myśleć.
Chwilę później razem z tatą lecieliśmy, jak się dowiedziałam, na Staten Island, gdzie podobno był Parker. Nie wiedziałam, co się wydarzyło, ale jeśli tata musiał w to interweniować, to musiało być źle. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że nic mu nie zrobi.
~*~
Już z oddali dostrzegłam prom przepołowiony na pół, a pomiędzy nim Spidermana. Chłopak wisiał pomiędzy połówkami statku, trzymając się swoich sieci, które były przyczepione do promu.
Coś ty narobił, Peter?
Pokręciłam głową sama do siebie, a do uszu dotarł dźwięk przyczepiania się czegoś do statku. Spojrzałam na tatę i szybko zrozumiałam, co robił... Próbował "złożyć" prom z powrotem w całość.
Brunet wkrótce stanął na jednym z pięter promu, najprawdopodobniej, nie wiedząc, co się działo. Miałam świadomość, że nas nie widział.
- Cześć, Spidermanie. Próba orkiestry, tak? - zapytał Iron Man, również pchając jedną ze stron statku. Setki tych małych "silników" leciały w naszą stronę, kolejno przyczepiając się do metalu. Było tam strasznie głośno. Przerażeni ludzie, unoszący się w powietrzu dym oraz trójka superbohaterów, z czego dwóch właśnie ratuje im życie.
CZYTASZ
Inna niż wszystkie
FanfictionStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...