Rozdział 48

1.6K 79 31
                                    

Przez te dwa dni w Waszyngtonie wydarzyło się naprawdę sporo i potrzebowałam odpoczynku. Musiałam odpocząć, wyciszyć się, pobyć chwilę sama, w ciszy. A najlepszą do tego opcją było rysowanie.

Wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi rzeczy i rozłożyłam się na biurku. Szkicownik, kredki, ołówek, gumka. Nie potrzeba było mi wiele. Usiadłam na krześle i od razu zabrałam się do roboty. W tle leciała muzyka, a ja skupiłam się na rysunku.

Nikt nie przeszkadzał mi. Nikomu nie przeszkadzałam ja.

Po prostu, żyć, nie umierać.

~*~

Po pomieszczeniu rozległo się pukanie. Odruchowo spojrzałam na drzwi, odrywając się na moment od czynności, które wykonywałam. Osoba po drugiej stronie ponownie zapukała, a raczej ponownie zaczęła walić w drzwi. Nikt nie wchodził, a jeśli byłoby to coś ważnego, to weszliby bez pukania. Zirytowana, rzuciłam ołówek gdzieś na biurko i poszłam otworzyć.

Przed drzwiami stał nie kto inny, jak Tony Stark.

- Ubieraj się. - zarządził, nie racząc się nawet przywitać. Wywróciłam na to tylko oczami.

- Bez żadnego przywitania? 

- Nie dyskutuj ze mną, tylko się ubieraj. Ruszamy za trzy minuty. - oznajmił stanowczo, dlatego się nie sprzeciwiałam. Prędko zabrałam telefon z biurka i wróciłam do mężczyzny.

- Strój? - spytałam dla upewnienia, wychodząc za nim z pokoju. Tata pokiwał jedynie głową i zaczął odchodzić. Natychmiast zamknęłam drzwi do pokoju i ruszyłam za nim. W międzyczasie nacisnęłam malutką śnieżynkę zawieszkę, dzięki której nie musiałam marnować czasu na przebieranie się. - Peter, prawda? - zapytałam, spoglądając na miliardera kątem oka.

- A ja mu mówiłem, żeby się nie wtrącał w takie sprawy, to chłopak nie posłuchał. Dlatego właśnie nie chcę mianować go Avengerem.

Nie odezwałam się, bo tata miał sporo racji. To, że ja byłam jedną z Avengers, nie znaczyło, że mogłam wywyższać się nad innymi. Z resztą, nie byłam taka. A gdyby Peter dowiedział się, że należę do Avengers... Nawet nie chciałam o tym myśleć.

Chwilę później razem z tatą lecieliśmy, jak się dowiedziałam, na Staten Island, gdzie podobno był Parker. Nie wiedziałam, co się wydarzyło, ale jeśli tata musiał w to interweniować, to musiało być źle. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że nic mu nie zrobi.

~*~

Już z oddali dostrzegłam prom przepołowiony na pół, a pomiędzy nim Spidermana. Chłopak wisiał pomiędzy połówkami statku, trzymając się swoich sieci, które były przyczepione do promu. 

Coś ty narobił, Peter?

Pokręciłam głową sama do siebie, a do uszu dotarł dźwięk przyczepiania się czegoś do statku. Spojrzałam na tatę i szybko zrozumiałam, co robił... Próbował "złożyć" prom z powrotem w całość.

Brunet wkrótce stanął na jednym z pięter promu, najprawdopodobniej, nie wiedząc, co się działo. Miałam świadomość, że nas nie widział.

- Cześć, Spidermanie. Próba orkiestry, tak? - zapytał Iron Man, również pchając jedną ze stron statku. Setki tych małych "silników" leciały w naszą stronę, kolejno przyczepiając się do metalu. Było tam strasznie głośno. Przerażeni ludzie, unoszący się w powietrzu dym oraz trójka superbohaterów, z czego dwóch właśnie ratuje im życie.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz