Rozdział 86

976 73 15
                                    

Tydzień po urodzinach Petera, chłopak przyjechał do nas, gdzie miał spędzić ze mną równy tydzień. Nie mogłam powiedzieć, że się nie cieszyłam, bo cieszyłam się i to bardzo.

Aktualnie siedzieliśmy w salonie na kanapie, prawie że z niej spadając. Nudziło się nam niemiłosiernie, nie mieliśmy, co robić. Szczerze, żadne z nas nie miało pomysłu, co moglibyśmy porobić, by choć trochę zabić czas.

- Nudzi mi się. - jeknęłam, patrząc przed siebie na włączony telewizor. Tata również z nami siedział, a w prawdzie to my się do niego dowiedliśmy. Ale dotychczas żadne z nas się nie odzywało.

- Mi też. - dodał takim samym tonem Peter, który znajdował się już w połowie na ziemi. Ja wcale nie byłam lepsza. 

- Musicie tak smęcić? - spytał nieco zdenerwowany mężczyzna, któremu aż żyłka pulsowała na czole. No tak, przecież nie mógł spokojnie obejrzeć jakiegoś bardzo ciekawego programu. - Idźcie może na zewnątrz, co?

- Wyganiasz nas stąd? - spytałam, wstając natychmiast i unosząc brew do góry. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wyganiał nas? Aż tak bardzo mu przeszkadzaliśmy?

- Tak. Wynocha. Przeszkadzacie mi. - odparł krótko, nie odrywając wzroku od telewizora. Machnął jeszcze ręką na ostatnie zdanie.

- Niby w czym? - zapytał Peter, który już po prostu siedział na ziemi. Odwrócił się w stronę mojego taty, opierając ręką o kanapę. - Przecież pan nic nie robi. - dodał, powoli podnosząc się na równe nogi. Stanęłam koło niego, zakładając ręce na piersi. Miliarder spojrzał na nas przez ułamek sekundy, ale szybko wrócił wzrokiem przed siebie, na telewizor.

- No właśnie. Przeszkadzacie mi w nic nie robieniu. - powiedział, ponownie machając na nas dłonią. - Idźcie już może.

~*~

- To co robimy? Wyszliśmy na dwór, ale co dalej? - zapytałam, gdy rzeczywiście kilka minut później znaleźliśmy się na dworze. Znajdowaliśmy się niedaleko drabinek, na których jakiś czas wcześniej zdarzyła się pewna sytuacja.

- Może w coś zagramy? - zaproponował brunet. Nie powiem, nie wpadłam na taki pomysł.

- A co proponujesz?

Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego z zainteresowaniem. Byłam ciekawa, jaką grę zaproponuje. I tak nie mieliśmy nic do stracenia.

- Chowany?

- W sumie... - stwierdziłam, wzruszając ramionami i w duchu ciesząc się, że przynajmniej będziemy mieli, co robić. Pomysły z mojej głowy wyparowały, ale na szczęście Peter jakiś miał. - Kto liczy najpierw?

- Papier, kamień, nożyce? - zaproponował ponownie, również wzruszając ramionami.

- Zgoda.

Ustawiliśmy się naprzeciw siebie i wystawiliśmy w swoją stronę dłonie. Zaczęliśmy grać, dzięki czemu szybko okazało się, kto miał większe szanse w tej krótkiej grze.

Nożyce i nożyce.

Papier i kamień.

1:0 dla mnie.

Kamień i nożyce.

- No co ty? Dajesz mi fory, czy co? Postaraj się trochę bardziej. - powiedziałam ze śmiechem, dźgając chłopaka w bok. On tylko się uśmiechnął, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi, czekoladowymi oczami.

- To przypadek. - stwierdził, wzruszając ramionami. - Ale zobaczysz, zniszczę cię. - dodał, uśmiechając się zadziornie.

- Chciałbyś. - prychnęłam, mimo wszystko uśmiechając się pod nosem. Uwielbiałam się z nim droczyć.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz