Rozdział 33

2.7K 111 54
                                    

Weszliśmy do mieszkania Parkerów kilkanaście minut później. Kobieta musiała robić coś właśnie w kuchni, bo w całym domu pięknie pachniało przygotowywanym daniem.

- Dzień dobry, proszę pani. - powiedziałam głośno, wchodząc z nastolatkiem w głąb pomieszczenia.

- Kogo przyprowadziłeś, Pete? - spytała kobieta, nie wychodząc nawet z pomieszczenia. Odwróciłam się do Petera z uśmiechem, po czym oboje kiwnęliśmy do siebie głowami na znak zgody i weszliśmy do kuchni z szerokimi uśmiechami.

- Chyba pamiętasz Stellę?

- Tą miłą nastolatkę, która robiła z tobą projekt? I ta, która ostatnio została postrzelona, tak? Oczywiście, że pamiętam. A coś z nią nie tak? Wszystko już z nią dobrze? - spytała, nawet nie odwracając się w naszą stronę, tylko mieszając coś w garnku. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Peter, co chwilę na mnie spoglądał, uśmiechając się coraz szerzej.

- Sama możesz się jej spytać, jak się czuje. - odparł nastolatek. Kątem oka widziałam, że chciał objąć mnie ramieniem, lecz ostatecznie z tego zrezygnował, drapiąc się nerwowo po karku. Zaśmiałam się w duchu z jego reakcji.

Kobieta natomiast, uprzednio wyłączając gaz, odwróciła się w naszą stronę z lekko zszokowaną miną. Wytarła dłonie o biały ręcznik, który później rzuciła gdzieś na blat. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, znalazłam się w ramionach kobiety. Położyła dłoń na mojej głowie i zaczęła ją lekko głaskać, tak jakby pocieszała swoje dziecko, któremu coś się nie udało. Przypominała mi taką Pepper, która była dla mnie wręcz jak matka, której nigdy nie poznałam.

- Matko boska! Gdy Peter powiedział, że wylądowałaś w szpitalu... - zaczęła, łapiąc moją twarz w swoje dłonie. Patrzyła na mnie z troską, na co tylko lekko się uśmiechnęłam, czując przyjemne ciepło przepływające przez moje ciało. - Tak się o ciebie martwiłam, kochana. - przyznała, kładąc dłonie na moich ramionach. Zeskanowała mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym znów wróciła do mojej twarzy. - Ale wszystko już w porządku, tak? Jak się czujesz? Potrzeba ci czegoś? Usiądź, zaraz zrobię ci herbaty.

Czyli Peter opowiadał jej, co się zdarzyło tego feralnego dnia? Dzisiaj mijał dokładnie tydzień od tego zdarzenia. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu walczyłam o życie.

- To bardzo miłe z pani strony, że się pani o mnie tak martwi, ale wszystko już w porządku. - powiedziałam z uśmiechem, siadając na kanapie, jak mi kazała. - Jak widać, żyję i mam się całkiem dobrze. Zapewne zostanie mi blizna i nigdy już nie założę bikini, ale wolę nie martwić się na zapas. - dodałam, posyłając kobiecie szeroki, szczery uśmiech, który ta natychmiast odwzajemniła. 

- A gdzie tak dokładnie dostałaś? - spytała, siadając na tuż koło mnie. Nie odrywała ode mnie wzroku, słuchała mnie z wyraźnym zainteresowaniem.

- W brzuch. - odpowiedziałam, podciągając bluzę do góry, dzięki czemu kobieta mogła zobaczyć tam opatrunek, a pod nim zszytą już ranę po operacji. Dzięki lekom przeciwbólowym nie bolało mnie aż tak bardzo. Rana dość szybko się goiła i był to spory plus całej tej sytuacji.

- A nadal cię boli? Przecież to wydarzyło się stosunkowo niedawno. Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? Pozwalają ci już wychodzić? A co na to lekarze? Tak po prostu cię wypuścili?

- Ciociu... - mruknął Peter, zażenowany zachowaniem swojej cioci. Chyba było mu głupio za kobietę. - Nie zadręczaj jej tyloma pytaniami.

Spojrzałam na nastolatka z uśmiechem. To miło z jego strony, że nie chciał bym czuła się niekomfortowo, ale prawdę mówiąc, nie przeszkadzało mi, że pani May zadawała mi takie pytania. Martwiła się o mnie, to widać, i pewnie chciała dowiedzieć się wszystkiego dokładnie.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz