Weszliśmy do mieszkania Parkerów kilkanaście minut później. Kobieta musiała robić coś właśnie w kuchni, bo w całym domu pięknie pachniało przygotowywanym daniem.
- Dzień dobry, proszę pani. - powiedziałam głośno, wchodząc z nastolatkiem w głąb pomieszczenia.
- Kogo przyprowadziłeś, Pete? - spytała kobieta, nie wychodząc nawet z pomieszczenia. Odwróciłam się do Petera z uśmiechem, po czym oboje kiwnęliśmy do siebie głowami na znak zgody i weszliśmy do kuchni z szerokimi uśmiechami.
- Chyba pamiętasz Stellę?
- Tą miłą nastolatkę, która robiła z tobą projekt? I ta, która ostatnio została postrzelona, tak? Oczywiście, że pamiętam. A coś z nią nie tak? Wszystko już z nią dobrze? - spytała, nawet nie odwracając się w naszą stronę, tylko mieszając coś w garnku. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Peter, co chwilę na mnie spoglądał, uśmiechając się coraz szerzej.
- Sama możesz się jej spytać, jak się czuje. - odparł nastolatek. Kątem oka widziałam, że chciał objąć mnie ramieniem, lecz ostatecznie z tego zrezygnował, drapiąc się nerwowo po karku. Zaśmiałam się w duchu z jego reakcji.
Kobieta natomiast, uprzednio wyłączając gaz, odwróciła się w naszą stronę z lekko zszokowaną miną. Wytarła dłonie o biały ręcznik, który później rzuciła gdzieś na blat. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, znalazłam się w ramionach kobiety. Położyła dłoń na mojej głowie i zaczęła ją lekko głaskać, tak jakby pocieszała swoje dziecko, któremu coś się nie udało. Przypominała mi taką Pepper, która była dla mnie wręcz jak matka, której nigdy nie poznałam.
- Matko boska! Gdy Peter powiedział, że wylądowałaś w szpitalu... - zaczęła, łapiąc moją twarz w swoje dłonie. Patrzyła na mnie z troską, na co tylko lekko się uśmiechnęłam, czując przyjemne ciepło przepływające przez moje ciało. - Tak się o ciebie martwiłam, kochana. - przyznała, kładąc dłonie na moich ramionach. Zeskanowała mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym znów wróciła do mojej twarzy. - Ale wszystko już w porządku, tak? Jak się czujesz? Potrzeba ci czegoś? Usiądź, zaraz zrobię ci herbaty.
Czyli Peter opowiadał jej, co się zdarzyło tego feralnego dnia? Dzisiaj mijał dokładnie tydzień od tego zdarzenia. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu walczyłam o życie.
- To bardzo miłe z pani strony, że się pani o mnie tak martwi, ale wszystko już w porządku. - powiedziałam z uśmiechem, siadając na kanapie, jak mi kazała. - Jak widać, żyję i mam się całkiem dobrze. Zapewne zostanie mi blizna i nigdy już nie założę bikini, ale wolę nie martwić się na zapas. - dodałam, posyłając kobiecie szeroki, szczery uśmiech, który ta natychmiast odwzajemniła.
- A gdzie tak dokładnie dostałaś? - spytała, siadając na tuż koło mnie. Nie odrywała ode mnie wzroku, słuchała mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
- W brzuch. - odpowiedziałam, podciągając bluzę do góry, dzięki czemu kobieta mogła zobaczyć tam opatrunek, a pod nim zszytą już ranę po operacji. Dzięki lekom przeciwbólowym nie bolało mnie aż tak bardzo. Rana dość szybko się goiła i był to spory plus całej tej sytuacji.
- A nadal cię boli? Przecież to wydarzyło się stosunkowo niedawno. Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? Pozwalają ci już wychodzić? A co na to lekarze? Tak po prostu cię wypuścili?
- Ciociu... - mruknął Peter, zażenowany zachowaniem swojej cioci. Chyba było mu głupio za kobietę. - Nie zadręczaj jej tyloma pytaniami.
Spojrzałam na nastolatka z uśmiechem. To miło z jego strony, że nie chciał bym czuła się niekomfortowo, ale prawdę mówiąc, nie przeszkadzało mi, że pani May zadawała mi takie pytania. Martwiła się o mnie, to widać, i pewnie chciała dowiedzieć się wszystkiego dokładnie.
CZYTASZ
Inna niż wszystkie
Fiksi PenggemarStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...