Rozdział 103

657 54 3
                                    

Nigdy w życiu nie bałam się, jak w tamtej chwili. Miałam przy sobie dwie najważniejsze osoby oraz wsparcie nowych znajomych, ale... Życie miało wiele pułapek i przeszkód, które stawiało nam na drodze. Serce waliło mi, jak młotem, a ja miałam wrażenie, że obija się wręcz o moje żebra. Każdy z nas chował się, gdzie indziej, ja, a także Quill i Zora - zielonowłosa dziewczyna - chowaliśmy się za odłamkami jakiejś konstrukcji, choć z dala od siebie.

Atak z zaskoczenia, to był nasz plan.

Serce znów mocniej zaczęło mi bić, gdy...

Thanos przybył.

Wielki, muskularny, fioletowy koleś, który zagrażał życiu całego wszechświata. Kto normalny, by się go nie bał?

Zaczął rozmawiać ze Strange'em, ale nie za bardzo było słychać, o czym, z resztą nie interesowało mnie to zbytnio. W głowie miałam tylko plan działania i tylko to mnie teraz interesowało. Miałam misję do wykonania i zamierzałam ją zrealizować, jak najlepszej potrafiłam.

Nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Dotychczas opustoszała, zniszczona planeta... Wyglądała, a przynajmniej tak mi się zdawało, jak poprzednio. Pełna ludzi, zieleni, maszyn. Jak nie ta, którą tu zastaliśmy.

I znów wróciło do normalności, do poprzedniego stanu.

Strange, który już stał ( bo poprzednio siedział ), wykonał kilka ruchów dłońmi, czyli te swoje czary.

Z góry leciał już tata z wielkim odłamem żelaza, który po chwili zmiażdżył Thanosa. Przez ogrom dymu, jaki powstał, musiałam zamknąć oczy i nieco się odwrócić, by nie dostać nim w twarz. Wolałam uniknąć podrażnienia oczu.

Gdy nieco dymu zniknęło, wyłoniłam się ze swojej kryjówki i zaczęłam krążyć wraz z tatą i Quill'em w powietrzu. Nie spodziewałam się jednak, że w miejscu, gdzie ten tytan powinien zostać zmiażdżony, wszystko rozbryzgło się na boki, przez co musieliśmy uważać, by przypadkiem czymś nie dostać. Do uszu dotarł mi tylko krzyk Thanosa, a oczy zarejestrowały czerwień. Od razu skapnęłam się, że to przez kamień. Wszystkie te odłamki, które rozbryzgły się na boki, jakby zmieniły swój kształt. I wtedy niespodziewanie cała ta chmara poleciała wprost na Iron Mana, który zaczął uciekać.

I tu też zaczęła się nasza rola.

Peter zakleił swoją siecią oczy tytana, po czym, przelatując tuż przed nim, uderzył go w twarz. Chwilę później do akcji wkroczył Drax ( bo właśnie tak miał na imię ten niebieski kosmita ze wzorkami na ciele ), który ciął go w nogi. Próbował jeszcze w rękę, lecz zbytnio mu się to nie udało. Następnie Strange, wyłaniając się z portalu, który stworzył, zaatakował Thanosa jakimś mieczem. A później tytana zaatakowałam ja. Rzuciłam w niego kulami ognia, a następnie wody, która zmieniła się w lód, ale to nie zmieniło za wiele. Zaczęliśmy z nim walczyć, unikając ciosów, które zadawał.

Thanos popchnął nagle mocno Draxa, przez co ten uderzył o coś ciałem, po czym, na moje oko, stracił przytomność. Zora zaraz sama została odepchnięta do tyłu i przeturlała się prosto w ramiona Masona - drugiego niebieskiego kosmity, z którym się przyjaźniła.
Gdy natarł na niego Strange, fioletowy chwycił jego magiczny miecz i ściągnął sieć Spidermana ze swoich oczu. Kiedy tylko to zrobił, popchnął do tyłu mężczyznę, który dzięki swoim mocom nie wylądował na ziemi. Wtedy też od tyłu zaatakował go Quill, natomiast z boku ja. Próbowałam zranić go jakoś swoimi mocami, ale on był zdecydowanie za odporny.

Gdy Lord przyczepił mu jakąś bombę na plecy, wiedziałam, że to czas, by uciec. Odleciałam czym prędzej od tego fioletowego gościa na pewną odległość, by przypadkiem nie oberwać. Już i tak byłam nieco poobijana, wystarczy mi już.

I dosłownie chwilę później, gdy Peter znów zaczął go atakować, wyskakując z coraz to nowego portalu Strange'a, zawróciłam. Zniosłabym widok wszystkiego, ale napewno nie tego.

Thanos trzymał za szyję chłopaka i próbował go udusić. Chłopak miotał się, próbując się wyswobodzić, ale szło mu to marnie. W ciele zaczęła buzować mi wściekłość.

- Karaluch.

Nie potrzebowałam dużo czasu, by wiedzieć, co robić. Scena, która rozgrywała się przede mną, sprawiała, że moje serce rozwalało się w środku. Tym bardziej, gdy zobaczyłam, że Thanos, wciąż trzymając Petera za szyję, podnosi go do góry. To właśnie w tamtym momencie ruszyłam na niego z rozpędem.

- Puść go, powiedziałam! - warknęłam, uderzając tyrana z całej siły w głowę nogami. Nie obchodziło mnie, że byłam znacznie mniejsza od niego, liczyło się tylko by uratować nastolatka.

W końcu wypuścił go z rąk, rzucając gdzieś w dal. Nie miałam nawet czasu, by zastanowić się, gdzie poleciał, bo wtedy Thanos złapał mnie. Również za szyję.

- Przebrzydła smarkula. - powiedział do mnie, a jego oczy aż świeciły z wściekłości. Moje z resztą również.

- Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi. - oznajmiłam, kopiąc go z całej siły, jaką miałam, ale niezbyt mi to pomogło. Złapałam natychmiast dłońmi za tę jego dużą, która mnie trzymała i po prostu... Przysmażyłam mu ją. Gdy poczuł ból, natychmiast mnie puścił, łapiąc za obolały nadgarstek. Wykorzystałam to niemal od razu, odlatując od niego na bezpieczną odległość.

Wylądowałam dość daleko, próbując złapać oddech. Jego ręka wystarczająco długo mnie dusiła. I czułam, że mógł pozostać mi po tym ślad.

Nie minęła nawet sekunda, gdy usłyszałam wybuch i zobaczyłam chmarę ognia oraz dymu tuż koło Thanosa. To tata zaczął go tym razem atakować.

Ale nie na długo.

Tytan, dzięki kamieniom, tak jakby cofnął cały ten ogień i zebrał go jakoś do rękawicy. I wszystko byłoby dobrze, gdyby dosłownie chwilę później nie skierował całego tego ognia właśnie na Iron Mana. Ten poleciał, sama nie wiedziałam, gdzie, niszcząc przy okazji coś, co zaczęło spadać na ziemię.

W moim ciele zaczęła buzować złość i gniew, a na nawet nie próbowałam się uspokoić. Byłam tak wściekła na Thanosa za to, co zrobił, że przestałam kontrolować to, co robię. Czułam, że oczy zaczynają świecić się wręcz palącym się ogniem, włosy zaczęły płonąć, nie raniąc mnie przy tym, a wokół moich zaciśniętych w pięści dłoni wytworzyły się ogromne kule. Wokół ogień, a w środku lód, który się nie roztapiał.

- Zapłacisz mi za wszystko, Thanosie.

Zaczęłam kierować się w jego stronę, widząc, że Peter był koło niego, gdyż sieć chłopaka przyczepiona była do ręki tytana, którą oczywiście trzymał. Ale w prawdzie wcale mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałam, że jemu nic się nie stanie.

Niespodziewanie złapałam Thanosa za szyję, tak, jak on mnie wcześniej i bez żadnego oporu, podniosłam go do góry na kilka metrów. Żądza zemsty i adrenalina płynąca w moich żyłach, mieszały się ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową. Tytan wierzgał przez chwilę, gdy ja patrzyłam mu w oczy, które wręcz płonęły, tak samo jak włosy. Nie interesowało mnie już, co się działo wokoło. Liczył się tylko on i ja.

- Jeszcze raz zrobisz coś któremuś z nich, to obiecuję, zginiesz prędzej, niż będziesz się tego spodziewał. - warknęłam tuż przed jego twarzą. Spojrzał na mnie, wciąż się wierzgając, ale miałam to totalnie gdzieś. Zacisnęłam mocniej dłonie na jego szyi, nie interesując się, że mogę go udusić. Właśnie o to mi chodziło.

Ale wtedy poczułam już tylko czyjeś ramiona, odciągające mnie od Thanosa. Żadne dźwięki do mnie nie docierały, gdy dostrzegłam czerwono złotą zbroję.

- Tata.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz