Rozdział 9

3.9K 147 9
                                    

Nie sądziłam, że ten wyjazd z tatą, aż tak nam się wydłuży. Do domu wróciliśmy dopiero po trzech dniach. Świetne humory nie odstępowały nas nawet na chwilę. Ten czas spędzony tylko i wyłącznie z tatą był najlepszym w całym moim życiu. Jeszcze nigdy się tyle nie śmiałam, co przez te trzy dni.

- A... A ta mina tego sklepikarza... Kiedy cię zobaczył... Jezu, myślałam, że zemdleje na twój widok... - powiedziałam między salwami śmiechu. Wchodziliśmy właśnie do siedziby, śmiejąc się do rozpuku po tym, jak przypomnieliśmy sobie tą jakże emocjonującą rozmowę sprzed dwóch dni, gdzie, będąc w sklepie, napotkaliśmy fana mojego ojca.

- Oh, to on.... To Iron Man... O mój boże... On tu jest... Mogę autograf? - zaczął udawać ton głosu mężczyzny, gestykulując przy tym zabawnie. Ponownie wybuchłam śmiechem, aż zwijając się w pół. Jeśli zaraz nie przestaniemy się śmiać, to ja dłużej nie wytrzymam.

Weszliśmy do salonu, śmiejąc się głośno. Nie zauważyliśmy nawet, że ktoś w tym salonie się znajdował i, gdy tylko usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, zwróciliśmy uwagę na siedzących w pomieszczeniu Avengers. Nie mogłam powstrzymać chichotu, pomimo starania się. Po prostu byłam za bardzo rozbawiona tym wszystkim. Mój tata chyba zbytnio nie przejął się ich obecnością, jednak ja wyczuwałam powagę sytuacji. Spoważniałam mimo ciągłego szerokiego uśmiechu na twarzy. Nie potrafiłam go powstrzymać ot tak.

- Chcecie nam coś wyjaśnić? - spytał Kapitan z założonymi rękoma na piersi. Natasha, Wanda, Anastasia, Clint, Bruce, Sam, Bucky i Vision patrzyli na nas z poważnymi minami. To nie mogło skończyć się dobrze, nie dla nas dwojga.

Spojrzałam na uśmiechniętą twarz ojca, który w tym samym momencie spojrzał na mnie.

- Nie. - powiedzieliśmy w tym samym momencie, ponownie wybuchając śmiechem.

- Jakie zgranie. - skomentowała Nat. Na jej twarzy dostrzegłam cień uśmiechu, na co sama się uśmiechnęłam. - A teraz na poważnie... Gdzie byliście przez ostatnie trzy dni? Nie dawaliście żadnego znaku życia. Co tam się działo?

- Nic szczególnego. - odparłam, wzruszając ramionami.

- Po Tony'm można się spodziewać wszystkiego. Ale ty, Stella, wyglądasz na rozsądną dziewczynę. Nie spodziewałem się, że możesz tak postąpić. - odezwał się Steve, a tata w tym samym czasie objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku. Patrzyłam po wszystkich, trochę poważniejąc.

Zrobiło mi się wstyd, że nie napisaliśmy do nich, choćby słowa wyjaśnienia. Ale byłam tak bardzo szczęśliwa, że zostałam jedną z Avengers, że zapomniałam o tak drobnej rzeczy.

- Może to nieodpowiedni moment, żebym to mówiła, ale... - zaczęłam, ale zawahałam się przez chwilę. Spojrzałam na tatę, a on posłał mi szeroki uśmiech, co dodało mi otuchy na dalsze wyznanie. - Dotąd ratowałam ludzi z Chicago. Od dzisiaj będę ratować tych z Nowego Jorku. Chyba rozumiecie, do czego zmierzam, tak?

Nikt się nie odezwał, ale ich miny zdradziły mi wszystko.

- Jestem jedną z was. Jestem jedną z Avengers.

Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy Wanda znalazła się tuż przy mnie, obejmując mocno. Z początku nie wiedziałam, co się działo, ale szybko również ją przytuliłam.

- Tak się cieszę. - powiedziała, odsunąwszy się ode mnie nieznacznie. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, bo ja też bardzo się cieszyłam.

- Mam rozumieć, że wy też się cieszycie? - spytałam, spoglądając na resztę. Ich uśmiechy... To była dla mnie wystarczająca odpowiedź. - Nawet nie macie pojęcia... Tak mi miło.

Jeszcze przez kilkanaście minut wszyscy mi gratulowali i mówili miłe słowa. Uśmiech nie schodził mi z twarzy nawet na chwilę.

- Dobra, ludzie! Jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. - odezwał się Clint w pewnym momencie, zwracając tym uwagę nas wszystkich. Ale to na mnie i na moim tacie zawiesił swój wzrok. - Gdzie byliście przez te trzy dni? Bo jak na razie żadne z was nie powiedziało nic istotnego w tej sprawie.

I wtedy zaczęła się bardzo długa historia o tym, gdzie byliśmy. Ale ja nie brałam już w niej udziału. Zostawiłam to tacie.

~*~

Szłam do swojego pokoju, uśmiechając się od ucha do ucha. Musiałam się odświeżyć, gdyż nie kąpałam się od kilku dni, oczywiście nie włączając w to kąpieli w oceanie, którą oboje z tatą zaliczyliśmy. Nosiłam te same ubrania od czterech dni i musiałam przyznać, że nie pachniałam za ładnie.

Kilka minut później stałam już pod prysznicem, czując, jak cały brud ze mnie spływał, dosłownie. Po chwili wyszłam spod ciepłej wody, odświeżona i gotowa do działania, choć padałam już na twarz ze zmęczenia. Dochodził wieczór z racji tego, że wróciliśmy przed siedemnastą.

A mój brzuch zaczął dawać o sobie znać.

Prędko wyszłam z pokoju, by zrobić sobie coś do zjedzenia. Przeszłam przez korytarz, którym nikt się nie kręcił, później przez salon, w którym również nikogo nie było. W końcu dotarłam do kuchni, gdzie zastałam cztery osoby: Wandę, Visiona, Natashę i Clinta. Rozmawiali o czymś, najwyraźniej mnie nie zauważając.

Podeszłam do szafki, wyciągając z niej płatki i miskę. Nie miałam ochoty na mleko, więc zaczęłam jeść je suche. Oparłam się biodrem o wyspę kuchenną, jedząc płatki i przyglądając się osobom spotkanym w kuchni.

- Jak długo tu stoisz? - spytał nagle Barton, odwracając się w moim kierunku. Skończyłam żuć płatki i odłożyłam miskę do zmywarki, z powrotem się do nich odwracając. Cała czwórka patrzyła na mnie wyczekująco.

- Wystarczająco długo. - odparłam z uśmiechem. - I śmiem twierdzić, że bardzo chciałbyś znów potrzymać mój ogień. Zgadza się, Clint? - zapytałam, specjalnie akceptując imię mężczyzny. Wszyscy pozostali zaczęli śmiać się z jego miny, na co tylko wywróciłam oczami. - A wy co? Myślicie, że nie wiem, że też tego chcecie? Proszę, nie oszukujmy się. Ja naprawdę widzę sporo rzeczy, wiem dużo, a rozumiem jeszcze więcej. - dodałam, sprawiając, że ich miny od razu zrzedły. Zaczęłam się cicho śmiać. Nie wiedziałam, co mi się dzisiaj stało, ale miałam naprawdę dobry humor od samego rana. - Dobra, podejdźcie tutaj. Nie będziemy przecież tak stali.

Spojrzeli po sobie, ale wykonali moje polecenie. A ja, nie zwlekając, zrobiłam to, co planowałam. W moich dłoniach niemal od razu pojawiła się kula żywego ognia, którą zmieniłam na ten niebieski, bezpieczniejszy.

- Aż miło mi się na was patrzy. - skomentowałam. - Noo... Co o tym sądzicie? - wskazałam głową na ogień w ich dłoniach.

- Dziwnie mi uwierzyć, że trzymam żywy ogień. To jest takie... Takie nieprawdopodobne. - oznajmiła Natasha, nie odrywając oczu od niebieskich płomieni. Zachichotałam cicho.

- Powiedz to pięcioletniej mnie. Na pewno by się z tobą zgodziła. - stwierdziłam, na co Nat spojrzała nagle w moją stronę. - Nieważne. - dodałam prędko, machając lekceważąco ręką. - Jeśli wam się to znudzi, to albo przyjdźcie do mnie. Pokój numer szesnaście, na tym piętrze oczywiście. Albo wyrzućcie go przez okno. Nie wiem, czy wam się to na pewno uda, ale zawsze warto spróbować. - powiedziałam, wskazując na nich dłonią.

Chwilę później wyszłam z pomieszczenia, kierując się do swojego pokoju.

Ten dzień jeszcze się nie skończył, a ja zamierzam to wykorzystać.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz