Kiedy pomagałam wstać czarodziejowi, miliarder przeszedł obok, kiwając tylko głową, a ja dopiero wtedy dostrzegłam, że nie miał już na siebie swojej zbroi. Nie zwróciłam na niego większej uwagi i poprawiłam bluzę, która lekko podwinęła mi się do góry.
- Musimy zawrócić ten statek. - oznajmił Strange, stojąc już o własnych siłach. W prawdzie, nie potrzebował pomocy, by stać, bo miał się całkiem dobrze.
- Taa. Teraz to chce do mamusi. Ekstra. - mruknął pod nosem tata, choć i tak wszyscy go słyszeliśmy. Doktor najwyraźniej zdawał się zignorować tą drobną uwagę.
- Przede wszystkim chcę chronić kryształ. - kontynuował dalej mężczyzna.
- A ja chcę żebyś mi podziękował. Już, dajesz. - odparł mu Stark. W pewnym stopniu przyznałam mu rację. To dzięki nam Strange wogóle jeszcze żył, gdyby nie patrząc.
- A oni znowu się kłócą. - mruknęłam do siebie, kręcąc głową. Przyłożyłam dłoń do czoła, ale zaraz wcisnęłam zawieszkę przy bransoletce. Strój Snow od razu zmienił się w moje wcześniejsze ubranie, które miałam na sobie na spacerze.
- Za co? Za wystrzelenie mnie w próżnię?
- Kto ci ocalił ten czarodziejski tyłek? - spytał ostro tata, odwracając się do mężczyzny gwałtownie. Obaj byli zbulwersowani i to dość mocno. Oskarżali się wzajemnie, a nie widzieli, jak podobni byli. Obydwaj niezwykle uparci. - Ja. - odpowiedział sam sobie, wskazując na siebie.
- Pojęcia nie mam, jak ty i twoje ego mieścicie się w jednym skafandrze. - powiedział Strange, podchodząc do miliardera jeszcze kilka kroków. Dziwiłam się, że tata jeszcze go nie uderzył. Ja pewnie już dawno bym to zrobiła na jego miejscu.
- Przyznaj, trzeba było zrobić tak, jak ci kazałem. Kazałem ci się wycofać, odmówiłeś.
- Wiem, że to może być szokujące, ale nie pracuję dla ciebie.
- I dlatego jesteśmy miliardy kilometrów od Ziemi, w latającej oponie, bez wsparcia. - odparł szorstko Stark.
- Ja jestem wsparciem. - wtrącił niespodziewanie Peter, zjawiając się tuż za mną i unosząc dłoń do góry. Przestraszyłam się, gdy znikąd pojawił się obok.
- Oni mnie zaraz o zawał przyprawią. - szepnęłam do siebie, łapiąc się za serce. Ponownie pokręciłam głową sama do siebie, próbując uspokoić swoje, po raz kolejny dzisiejszego dnia, szybko bijące serce.
- Nie, wagarowiczem. - przerwał chłopakowi tata, gestykulując przy tym. Skrzyżowałam ręce na piersi, przyglądając im się. - Daj dorosłym pogadać.
- Przepraszam, bo trochę nie rozumiem tej waszej relacji. - wtrącił tym razem nieco skołowany Strange. Ta relacja między tatą, a Peterem była trudna do zrozumienia również dla mnie. Zachowywali się ostatnimi czasy, jak ojciec i syn, co doskonale zauważyłam, a niekiedy byli dla siebie też kimś innym, bardziej zięć i teść, co miało swoje pewne wytłumaczenie. - Kto to jest? Jakiś twój pociotek?
- Nie. - odparł mu niemal od razu chłopak, podchodząc do niego o krok. - Tak w ogóle, jestem Peter. - przedstawił się szybko, wyciągając dłoń do mężczyzny. Ten jedynie spojrzał na niego, lecz nie uścisnął wyciągniętej do siebie ręki nastolatka.
- Doktor Strange.
- Aa, tylko kryptonimy, jasne. Spiderman w takim razie.
Czarodziej jednak nie odezwał się już w tej sprawie, tylko skierował w stronę taty, który stał kilka metrów dalej z założonymi rękoma na piersi.
- Ten statek sam koryguje kurs. Jesteśmy na autopilocie. - stwierdził miliarder. Nie wnikałam, skąd to wiedział, ani kiedy się dowiedział.
- A da się przejąć stery? - spytał Strange. Nie przysłuchiwałam się już ich dalszej rozmowy. Złapałam za nadgarstek Petera, który zaczął już iść w ich kierunku, lecz pod wpływem mojego dotyku, odwrócił się do mnie, zatrzymując się.
CZYTASZ
Inna niż wszystkie
FanficStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...