Rozdział 3

6.1K 208 8
                                    

Otworzyłam leniwie oczy. Szybko przyzwyczaiłam się do światła dziennego, więc uniosłam się na łokciach, rozglądając po pomieszczeniu. Nie przypominało mi się, żebym kiedykolwiek tutaj była, pierwszy raz widziałam tą salę. Prędko jednak dotarło do mnie, co się stało, że w ogóle znalazłam się w tym pomieszczeniu.

- Księżniczka w końcu się obudziła.

Odwróciłam się gwałtownie w lewo, skąd dochodził ów głos. Moje brązowe tęczówki natychmiast zarejestrowały sylwetkę wysokiego mężczyzny, który wchodził właśnie do środka. Uśmiechnęłam się delikatnie, obserwując jego ruchy. Podszedł do mnie i usiadł na krzesełku koło łóżka, na którym leżałam. Złapał moją dłoń i ścisnął ją lekko.

- Pamiętasz coś z wczoraj? - spytał, przyglądając mi się uważnie. W jego oczach widziałam troskę, od czego aż zrobiło mi się ciepło na sercu.

- Lataliśmy po mieście. - powiedziałam powoli, doskonale pamiętając poprzedni wieczór, który z nim spędziłam. - Zaczęło kręcić mi się w głowie. Straciłam przytomność. - dodałam, nie chcąc mówić mu całej prawdy. Nie musiał wiedzieć wszystkiego, nie chciałam by na razie znał całą prawdę. - Nie pamiętam, jak się tu dostałam. Ale sądząc, że wiesz, iż tu jestem, to ty mnie tu zabrałeś.

Przytaknął mi skinieniem głowy.

- Zgadza się. Ale powiedz mi jedno, Stella. Co się w ogóle stało, że zemdlałaś? Odleciałem na chwilę, a gdy się odwróciłem, ty spadałaś już w dół.

- Dobre pytanie, panie Stark. - odezwał się jakiś mężczyzna, który zjawił się tu nie wiadomo skąd. - Powiedz, co się stało?

Patrzyłam przez pewien czas na obojgu mężczyzn, nie odzywając się. Bałam się powiedzieć prawdę. Każdy normalny człowiek uznałby mnie za wariatkę, gdybym wyjawiła, że mogę wychodować skrzydła i to w dodatku z ognia i wody. To nie było normalne. Ja nie byłam normalna.

- Nie chcę o tym teraz mówić. - powiedziałam w końcu, podkulając nogi po samą brodę i owijając wokół nich ramiona. Oparłam również głowę na kolanach, patrząc na mężczyzn.

- Widzę, że niczego się nie dowiemy. - westchnął, prawdopodobnie, lekarz. - Dobrze, Stella, możesz wrócić już do siebie, ale w razie jakichkolwiek dolegliwości, masz zgłosić się do nas. - zwrócił się do mnie, więc pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Szczerze jednak wątpiłam, że tam wrócę tak prędko. - Do widzenia.

Mężczyzna wyszedł, zostawiając nas samych. Usiadłam na skraju łóżka i popatrzyłam na ojca. Widziałam w jego oczach, że nie wymigam się od odpowiedzi na tamto pytanie, ale na razie nie chciał mnie naciskać i zostawił mnie w spokoju. Choć wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała mu wszystko wytłumaczyć.

- Co się stało, że nie chcesz mi o tym powiedzieć?

Nie odpowiedziałam na zadane przez niego pytanie.

Miliarder westchnął z rezygnacją, po czym oboje wyszliśmy ze sali, kierując się do windy. Przez cały czas milczałam. Winda ruszyła, ale wciąż żadne słowo nie opuściło mojego gardła. Czułam się podle, że nic nie mówiąc osobie, która była dla mnie wszystkim.

Prędko wjechaliśmy na odpowiednie piętro i od razu skierowaliśmy się w stronę pokoi. Po przebyciu krótkiej drogi, znaleźliśmy się w moim lokum. Ja usiadłam przy biurku, a mój ojciec na łóżku.

- Odpowiesz mi w końcu, czy będziesz milczeć? - spytał miliarder, zirytowany, że z mojej strony wciąż nie padła żadna odpowiedź. - Dobra, skoro nie chcesz, to spróbujmy inaczej. - westchnął, przecierając twarz rękoma. - Widzę, że nie chcesz ze mną rozmawiać, więc zrobimy tak, zabiorę cię dzisiaj w pewne miejsce i tam mi wszystko powiesz, okey?

- Okey. - przytaknęłam, posyłając w jego stronę jeden z tych niewinnych uśmiechów. Było widać, że się o mnie martwi i było mi z tego powodu bardzo miło. Zwłaszcza, że przez ostatnie lata rozmawialiśmy tylko przez telefon lub kamerkę. Zdarzało się, że czasami do mnie przyjeżdżał.

Nie ciężki było zobaczyć, że w ostatnim czasie jego troska o mnie znacznie wzrosła. Byłam na miejscu i mógł mnie lepiej pilnować, niż gdy byłam w Chicago. Widział znacznie więcej rzeczy, niż dotychczas.

- Wiem, że nigdy ci tego nie mówiłem, ale... - zaczął, aczkolwiek zamilkł pod wpływem mojego spojrzenia. Spuścił wzrok, zaczynając bawić się swoimi palcami. - Martwię się o ciebie. Może tego po mnie nie widać i może tego nie okazuję, ale jesteś dla mnie najważniejsza. Mam tylko ciebie i nie chcę, żeby stała ci się krzywda. - powiedział, unosząc wzrok, by spojrzeć mi w oczy. - Wiem, że coś przede mną ukrywasz, ale nie będę naciskać, jeśli nie chcesz. Mam nadzieję, że powiedz mi wtedy, kiedy będziesz na to gotowa. Ale wiedz, że jeśli będziesz ukrywać przede mną całą prawdę, to ja się prędzej czy później o tym dowiem. Musisz zdawać sobie sprawę, że to może się kiedyś dla ciebie źle skończyć. A uwierz, naprawdę tego nie chcę. Zaufaj mi choć trochę.

Czułam, jak pod powiekami zaczęły zbierać mi się łzy. Nie chciałam płakać, nie teraz. Dotychczas ukazywałam uczucia tylko gdy byłam sama, gdy nikt mnie nie widział ani mnie nie słyszał. Nie potrafiłam inaczej, nie okazywałam słabości przed innymi.

- Ufam ci, tato. Serio. - wyszeptałam, obserwując jak mężczyzna podchodzi do drzwi z zamiarem wyjścia. Odwrócił się jednak w moim kierunku i spojrzał na mnie uważnie. - Ufam ci, jak nikomu innemu. Ja po prostu... Trudno jest mi komuś zaufać przez te moje moce. Wmawiam sobie, że się do tego przyzwyczaiłam, ale to tylko wielkie kłamstwo. Nie przyzwyczaiłam się. I chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

Poczułam wielką ulgę na sercu, gdy to z siebie wyrzuciłam. Pierwszy raz od dawna powiedziałam, co tak naprawdę leży mi na sercu.

Zakryłam twarz rękoma, nie chcąc bardziej się rozpłakać. Zaczęłam cicho pociągać nosem, próbując się jakoś uspokoić. Pomogły mi w tym ramiona mężczyzny, który oplótł moje ciało. Objęłam jego szyję, wtulając się w jego tors.

- Już wszystko w porządku, skarbie. - powiedział cicho w moje włosy, głaszcząc mnie uspokajająco po plecach.

Siedzieliśmy tak przez długie minuty, nie odzywając się.

Uspokoiłam się zadziwiająco szybko, gdy był obok. Tata wreszcie postanowił wyjść z mojego pokoju, by załatwić jakieś sprawy. Nie chciałam mu bardziej przeszkadzać, zwłaszcza że zajęłam mu połowę dzisiejszego dnia.

- O mało bym zapomniał, Stella. Pamiętaj, że o szesnastej zabieram cię na spacer. Musimy jeszcze pogadać. - powiedział na odchodne, puszczając mi oczko i następnie znikając na drzwiami. Pokręciłam głową z uśmiechem na twarzy i podeszłam do szafy, by wybrać jakieś ciuchy. Miałam trzy godziny, a musiałam się wykąpać, bo poprzedniego dnia nie miałam na to okazji.

Po wybraniu odpowiednich ubrań, którymi okazały się czarne spodnie z dziurami na kolanach, bordowa bluza z kapturem, zakładana przez głowę oraz świeża bielizna, ruszyłam do łazienki. Mój prysznic wydłużył się, ponieważ postanowiłam również umyć włosy. No bo, jak się kąpie już cała, to cała. Tak więc zajęło mi to trochę ponad godzinę, ale przynajmniej byłam czysta i pachnąca. Ubrałam się szybko i wysuszyłam włosy, następnie związując je w koka. Nigdy nie przepadałam za rozpuszczonymi, zawsze wpadały mi na twarz, a to strasznie mnie denerwowało.

Po spakowaniu małej torebeczki, wyszłam niezauważona z pokoju i od razu zjechałam windą na sam dół. Wyszłam z budynku, by odetchnąć trochę świeżym powietrzem.

Pozostało mi tylko czekać na tatę.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz