Kolejne uderzenie... Prawy sierpowy... Wykop lewą nogą... Lewy sierpowy... Ostre kawałki lodu... Ogień...
Worek treningowy padł w połowie na ziemię, dymiąc lekko. Oparłam dłonie o uda, oddychając głęboko i przyglądając się swojemu dziełu.
Szkoda worka.
Tata kupi nowy.
Trening miał pomóc wrócić mi do dawnej sprawności. Moja ręka musiała ponownie zobaczyć, jak się używało mocy i ponownie przyzwyczaić się do normalnego funkcjonowania. Gips ściągnęłam trzy dni temu, a lekarz kazał mi zrobić rehabilitację. A co najlepiej pomagało we wróceniu do dawnej sprawności? Na pewno nie uderzanie w worek treningowy, ale kto mi zabroni? Ręka, a w prawdzie kość dość szybko się zrosła, a ja i tak miałam od jakiegoś czasu szybszą regenerację.
Położyłam się na ziemi, podnosząc nieznacznie ręce do góry, by pobawić się wodą, którą wytworzyłam w swoich dłoniach. Podrzucałam niewielkie kule z jednej ręki do drugiej. Robiłam z niej różne wzory. Zmieniałam w śnieg, który opadał na moją twarz, delikatnie chłodząc moje rozgrzane od treningu policzki.
Mój spokój nie trwał jednak długo. Ktoś nagle, niespodziewanie otworzył drzwi do sali treningowej, powodując tym szybsze bicie mojego serca. Momentalnie spojrzałam w tamtym kierunku, podnosząc się odruchowo do siadu, gotowa do ewentualnego zaatakowania napastnika. Na dodatek, moja ręka samowolnie poleciała w stronę drzwi, kierując tam wodę, którą się bawiłam. Mężczyzna stosunkowo szybko został oblany, czego kompletnie się nie spodziewał, bo odsunął się krok w tył.
- Super powitanie, nie ma co. - stwierdził brunet, ścierając ręką nadmiar cieczy z twarzy. Mimo wszystko, wszedł do środka, zamykając za sobą drewnianą powłokę, która oddzielała pomieszczenie od korytarza.
- Mogłeś zapukać. Może byś nie oberwał. - powiedziałam, przywołując do siebie wodę, która szybko zniknęła z moich dłoni. - Coś się stało, że tu jesteś? - spytałam, siadając po turecku i przyglądając się mężczyźnie. Wszedł do pomieszczenia i podszedł do mnie, kucając obok. Wyjątkowo był ubrany normalnie, a na jego koszulce były widoczne ślady po majsterkowaniu i nieco waliło od niego smarem.
- Ja i Pepper mamy lekki kryzys i, jak dobrze wiesz, Pepper wyjechała do swojej rodziny.
- Wiem, bo z tego, co pamiętam, pokłóciliście się o mnie. - powiedziałam, przypominając sobie dzień ich kłótni. - Minęły jakieś dwa tygodnie, a wy się jeszcze nie pogodziliście? - spytałam z niedowierzaniem, nie spuszczając z niego wzroku.
- Tak jakoś wyszło. - odparł, drapiąc się nerwowo po karku. - Myślałem, że to będzie łatwiejsze. - dodał, siadając naprzeciw mnie, również po turecku. Spojrzałam na niego, wiedząc, że musiałam dać mu lekcję życia, choć to on powinien dawać je mnie. Cóż, role czasami się odwracały.
- A kto powiedział, że życie jest łatwe? - zaczęłam, a mężczyzna popatrzył na mnie z zaintrygowaniem. - Posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? - powiedziałam, a miliarder pokiwał twierdząco głową, co dało mi znak, żebym kontynuowała. - Jak o coś walczysz, to później bardziej to szanujesz. Walczyłeś o mnie, gdy kłóciłeś się z Pepper, to znaczy, że bardzo mnie szanujesz i nie oddasz mnie za nic. Mam rację? - zapytałam, jednak tata nie odpowiedział mi od razu. Był zamyślony, wiedziałam, że przetwarzał moje słowa w swojej głowie.
- Masz. - powiedział jedynie. Uśmiechnęłam się w duchu, czując ciepło na sercu. Wycierpieliśmy się już oboje, teraz był czas na radość i szczęście, a przede wszystkim na miłość i spokój.
- Kiedy masz podane wszystko na tacy, to potem nawet nie zauważasz, że to masz. Pamiętasz chyba, że nigdy nie podawałeś mi nic, by żyło mi się lepiej, choć zdarzyły się takie sytuacje. Na wszystko musiałam zasłużyć, zapracować. Nie chciałeś popełniać błędów swojego ojca. Udało ci się, sam zobacz. - uśmiechnęłam się, łapiąc mężczyznę za dłoń, którą nieznacznie ścisnął.
- Masz rację, skarbie. Masz cholerną rację. Czemu ja tego nie zauważyłem wcześniej?
- Bo ktoś musiał ci to w końcu powiedzieć i padło akurat na mnie. - powiedziałam, wstając na równe nogi. Wyciągnęłam ręce w stronę miliardera, chcąc pomóc mu wstać. Ten złapał za nie i po chwili staliśmy już twarzą w twarz. Tata jednak nie puszczał moich dłoni. - Powiem ci coś jeszcze.
- Od kiedy ja mam tak mądrą córkę? - zaśmiał się, choć doskonale wiedział, po kim odziedziczyłam inteligencję. A odziedziczyłam ją po nim.
- Od kiedy się urodziłam. - odparłam z uśmiechem. - Walcz o Pepper, tato. Jeśli ma ona dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, to walcz. Bo może jednak warto.
- Tak. Tak, Stella, tak. Pojadę do niej i ją przeproszę. Kupię jej... - zaczął zdeterminowany, lecz nie dałam mu dokończyć.
- Nie, nic jej nie kupuj. - zaprzeczyłam od razu, przerywając mu wpół zdania. Zamilkł, skupiając na mnie całą swoją uwagę. - Twoje spojrzenie w jej oczy w zupełności wystarczy. Kup jej bukiet róż, jeśli już chcesz. Nie zabieraj jej na żadną kolację przy świecach w drogiej restauracji, weź ją na pospiesznie zjedzone hamburgery. Nie dawaj jej drogich perfum, wystarczy, że powiesz jej, jak bardzo ci na niej zależy i jak bardzo ją kochasz. Uwierz mi, ona właśnie tego potrzebuje. Nie tego miliardera, którym jesteś, Pepper potrzebuje ciebie, jako zwyczajnego człowieka, normalnego z normalnymi problemami.
- Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować, córeczko. - wydusił w końcu z siebie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, czułam, że zrobiłam dobrze, doradzając mu. Może nie byłam ekspertem w dziedzinie miłości, aczkolwiek wiedziałam, co potrzebowała kobieta do szczęścia. A Pepper znałam wystarczająco długo, by wiedzieć, że fortuna mojego ojca nie robiła na niej wrażenia.
- Zawsze do usług. - zachichotałam, razem z mężczyzną kierując się w stronę drzwi. - A kiedy zamierzasz do niej jechać?
- Jak najszybciej. - odparł oczywistym tonem, idąc przed siebie dumnym krokiem.
- Zuch chłopak. - zaśmiałam się, klepiąc go po plecach.
- Ale nie możesz zostać sama w domu. - dodał, przez co momentalnie się zatrzymałam. No takiego obrotu spraw to ja się kompletnie nie spodziewałam.
- Co? - wydukałam, gdy brunet odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie tymi brązowymi tęczówkami, które po nim odziedziczyłam.
- Nie możesz sama zostać. - powtórzył. - Jesteś jeszcze za młoda, żeby zostawać sama w tak wielkim domu. Mnie i Pepper nie będzie, a Happy ma wolne do końca następnego tygodnia.
- A wujek Rodhey? - spytałam z nadzieją, że chociaż on mnie przygarnie na czas nieokreślony.
- Wyjechał. - odparł, jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami. Moje nadzieje odeszły tak szybko, jak tylko się pojawiły. - Zabrać ze sobą ciebie też nie mogę.
- To co teraz? Skoro nie mogę zostać tu sama.
Ojciec zastanawiał się chwilę nad czymś, po czym jakby dostał nagłego olśnienia.
- Wiem. Ciocia Parkera mogłaby cię przygarnąć na czas mojej nieobecności.
- May? Nie wiem, czy się w ogóle zgodzi na coś takiego. - powiedziałam, w duchu stwierdzając, że to nie byłby zły pomysł. Przynajmniej spędziłabym więcej czasu z Peterem.
Same plusy.
- Możemy do nich pojechać i się spytać. - zaproponował od razu po moich słowach.
- Mam lepszy pomysł. - powiedziałam zagadkowo. Miliarder spojrzał na mnie z zaintrygowaniem.
~*~
Wybrałam odpowiedni numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. Po trzech sygnałach osoba po drugiej stronie w końcu odebrała. Na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech.
- May? Mam do ciebie pewną sprawę...
![](https://img.wattpad.com/cover/216457723-288-k726137.jpg)
CZYTASZ
Inna niż wszystkie
FanfictionStella to na ogół normalna nastolatka. Na ogół, bo rzeczywistość jest inna niż można przypuszczać. Córka miliardera, obdarzona niezwykłymi mocami. Ukrywana przed innymi w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Czy, kiedy superbohaterowie dowiedzą s...