Rozdział 37

2.4K 105 5
                                    

- Happy, nie zgadniesz, co nam się przytrafiło. - zaczął Peter, lądując na dachu jakiegoś budynku. Cały czas podążałam za nim, bo w końcu razem walczyliśmy z tamtymi bandytami. Chłopak dzwonił właśnie do Hogana, by poinformować go o wszystkim. - Tacy goście obrabiali bankomat, mieli naprawdę kosmiczny sprzęt i... Tak, ale... Chwila, chwila. Aa, kto się przeprowadza? - spytał, jakby nie wiedząc, że już wcale nie mieszkałam w centrum miasta. Myślałam, że wiedział, że Avengers się przeprowadzali. Od razu skojarzyłam, o czym rozmawiali. - Ale... Ale co ze mną?

Nie wiedziałam, jak ten chłopak się tak szybko przemieszczał, ale w jednym momencie znalazł się na latarni. Wciąż za nim leciałam, ale kompletnie nie wiedziałam, kiedy to się stało. Muszę przyznać, że był naprawdę szybki.

- Znaczy, jeśli będę potrzebny albo... Nie wiem, coś się stanie... Czy ja mogę porozmawiać z panem Starkiem?

Nie mogłam się nie uśmiechnąć, gdy to powiedział. Brzmiał jak jakiś dzieciak, który wyjątkowo coś bardzo chciał. To było urocze.

- Jestem odpowiedzialny. Ja... Cholera. - przeklnął, trzymając w ręce swoją maskę. Staliśmy właśnie w jakimś zaułku, gdzie, jak przypuszczałam, Peter musiał zostawić swoje rzeczy. - Gwizdnęli mi plecak. Oddzwonię później.

Chłopak westchnął.

- Ja już chyba będę spadać. - powiedziałam, wskazując kciukiem w jakimś kierunku. Wzbiłam się lekko w powietrze, aczkolwiek nie za wysoko.

- Jasne.

- Wszystko w porządku? - spytałam z troską, kładąc dłoń na jego ramieniu. Nieco zaniepokoiła mnie jego mina. Wyglądał na przybitego.

- Taa, nie przejmuj się. - odparł, machając lekceważąco ręką. Zabrałam swoją dłoń z jego ramienia i wzniosłam się jeszcze kilka metrów w górę.

- To... Do zobaczenia.

Peter ostatni raz na mnie spojrzał, lecz nie uśmiechnął się, jak zawsze. Machnął mi tylko ręką na pożegnanie.

- Paa.

~*~

Perspektywa Petera

Gdy Stella odleciała, ja założyłem z powrotem maskę na twarz i udałem się do domu. Nie mogłem tak po prostu wejść przez drzwi, miałem na siebie strój, a ciocia o niczym nie wiedziała. Dlatego też zacząłem wspinać się po ścianie budynku, gdzie znajdowało się okno do mojego pokoju. Otworzyłem je cicho, patrząc, czy ciocia mnie nie widziała, po czym wszedłem bez problemu do mieszkania. Nie normalnie, tylko zaczepiłem się rękoma i nogami na suficie. Nogą zamknąłem okno i ściągnąłem maskę z twarzy, rzucając ją gdzieś na podłogę. Cicho doszedłem do drzwi i, zaczepiając na nich sieć, przymknąłem drewnianą powłokę. Będąc pewny, że nikogo nie ma w pomieszczeniu, zeskoczyłem cicho na ziemię, by nie wzbudzić podejrzeń kobiety. Sprawdziłem, czy nie kręciła się ona gdzieś w pobliżu i zamknąłem drzwi już całkowicie, wzdychając z ulgą.

Już cofałem się w stronę łóżka, by zdjąć z siebie kostium i się położyć, gdy nagle w moje oczy rzucił się obraz pulchnego chłopaka, patrzącego na mnie z otwartą buzią i trzymającego w dłoniach Gwiazdę Śmierci. Zatrzymałem się wpół kroku, patrząc w szoku na przyjaciela, który ze zdziwienia upuścił klocki ze swoich rąk, a te rozsypały się po podłodze.

Chłopak wstał natychmiast, nie odzywając się, a z innego pomieszczenia dobiegł do moich uszu głos cioci.

- Co to było?!

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz