Rozdział 51

1.6K 75 17
                                    

Kiedy dotarłam na miejsce, jedyne co można było zobaczyć to gruzy. Gruzy, trochę dymu, ogień w niektórych miejscach i nic więcej. Starej fabryki już nie było. Miałam tylko nadzieję, że Peter nigdzie tam nie leżał i nie potrzebował pomocy.

Stanęłam na jednym z najwyższych punktów, skąd mogłam cokolwiek dostrzec. Zaczęłam rozglądać się wokoło, a moje serce szalało w piersi, jakby wiedząc, że coś złego się stało. Oddychałam głęboko, wciąż rozglądając się wokół.

I nagle usłyszałam tak dobrze znany mi głos.

- Halo?!

Nastąpiła chwila ciszy, a ja przysłuchiwałam się, czy chłopak nie krzyknie jeszcze raz. I miałam szczęście, bo zaraz ponownie usłyszałam jego głos. Nieco stłumiony, ale jednak.

- Na pomoc!!! Błagam, May! May, proszę! Nie mogę się wydostać! Utknąłem! Nie mogę się ruszyć! Nie... Nie mogę się ruszyć! Nie mogę...

W tych ciemnościach nie było praktycznie nic widać, ale za to doskonale słychać. Musiałam się odezwać, by Peter wiedział, że jednak ktoś go słyszał, że była szansa, że ktoś mu pomoże.

- Peter! - zawołałam, czując, jak serce wręcz obija się o moje żebra.

- Stella! Stella, pomóż mi! - krzyknął, usłyszawszy mój głos. Uśmiechnęłam się delikatnie, co kompletnie nie było adekwatne do sytuacji.

- Gdzie jesteś, Pete?! Powiedz mi, co widzisz?! - zawołałam, zaczynając iść po tych gruzach w jego poszukiwaniu. Nie mogłam tracić czasu.

- Idź za moim głosem, dobrze?!

- To cały czas do mnie mów, Peter!

Moje serce waliło, a ciało całe się trzęsło. Ten stan był nie do opisania. Miałam świadomość, że kogoś właśnie ratowałam. Kogoś bardzo mi bliskiego. A to tym bardziej sprawiało, że człowiek chciał pomóc, jak najszybciej.

- Cały czas do mnie mów. - szepnęłam, wzbijając się lekko w powietrze, by lepiej i szybciej go odnaleźć. Zależało mi na czasie.

Przez pewien czas panowała cisza, nastolatek się nie odzywał. Moja podświadomość albo płatała mi figle, albo mówiła prawdę. Mózg jednak mówił, że się uda, że wyjdziemy z tego cało.

Odwróciłam się gwałtownie w odpowiednią stronę, gdy do moich uszu dotarł dźwięk przemieszczających się gruzów. Prędko dostrzegłam, jak jeden z większych odłamów podnosi się do góry, a później opada kilka metrów dalej. A potem dostrzegłam jego.
Chłopaka w czerwonej bluzie i niebieskich rajtuzach. Spoconego i zmęczonego, obolałego i ubrudzonego. Chłopaka, który pomimo ostatnich wydarzeń nie załamał się.

Nie czekając ani sekundy dłużej, skierowałam się w jego kierunku, jak najprędzej. Brunet kaszlał przez kurz i dym unoszący się w powietrzu.

- Peter! - krzyknęłam, wpadając wręcz w jego ramiona i przytulając go mocno. Cieszyłam się, jak głupia, że nic mu nie było, że był cały i zdrowy. Że był przy mnie teraz. - Tak się o ciebie bałam. - powiedziałam nieco stłumionym głosem, przez to, że przyciskałam swoją głowę do jego klatki piersiowej.

- Myślałem, że mnie nie znajdziesz, że w ogóle się tutaj nie zjawisz. - przyznał cicho, ściskając mnie mocno. Jego ciepły oddech drażnił moją skórę.

- To dzięki Nedowi tutaj jestem.

- Kazałem mu zadzwonić po ciebie. - powiedział, odsuwając się ode mnie nieznacznie. Patrzył w moje oczy swoimi równie brązowymi.

- Dowiedziałam się znacznie szybciej. Dzwonił do Happy'ego. Domyśliłam się, o co chodzi. - oznajmiłam, posyłając mu delikatny uśmiech. - Później zadzwonił do mnie, ale byłam już w drodze do ciebie.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz