Rozdział 98

768 54 9
                                    

- Tony!

- Tato!

Podbiegłam z mężczyzną do Iron Mana, który wylądował tuż pod drzewem. Wokół niego unosiło się nieco dymu. Kucnęłam tuż przy nim.

- Jesteś cały? Jak tam idzie? Dobrze, czy źle? - zasypał go pytaniami Bruce, stojący tuż za mną. Tata nawet nie "ściągnął" tej swojej "maski" z twarzy, ale przynajmniej na nas spojrzał.

- Pewnie, że dobrze. Nawet bardzo. Może się przyłączysz? - spytał Bannera, wciąż leżąc na ziemi. 

- Staram się, ale on nie chce wyjść.

To był odruch, refleks.

Odskoczyłam w porę w bok, inaczej oberwałabym jakąś metalową, ogromną łapą, która znikąd pojawiła się obok naszej trójki. Tata również odciągnął Bruce'a na bok, gdyż oni także był na celowniku. Wszystko działo się tak szybko, że nim się obejrzałam, Iron Man wymierzył w kosmitę promieniem. Ruszyłam do akcji niemal od razu i zaatakowałam potwora swoimi mocami, jednak ten się nie poddawał. Walił w tatę, atakował mie i tak w kółko.

Ale w końcu jedno z nas musiało wylądować na ziemi i tym kimś był właśnie mój tata. Kosmita znów chciał go zaatakować...

Nie kopie się leżącego, oh, nie.

Ale w porę ktoś powstrzymał wielką łapę, która zmierzała w jego kierunku. I to nie byłam ja.

Chłopak nie wytrzymał jednak długo, gdyż został rzucony w stronę pobliskich fontann. A że akurat byłam tuż obok, natychmiast do niego podleciałam, lądując przy nim.

- Nic ci nie jest? - spytałam od razu, pomagając mu wstać.

- A tobie?

- Martw się o siebie, a nie o mnie. - stwierdziłam z delikatnym uśmiechem. On nawet w takim momencie przejmował się bardziej mną, niż sobą.

Peter szybko przyczepił się do czegoś i poszybował dalej. Ja także nie stałam w miejscu, tylko wzbiłam się w powietrze, lecąc tuż za nim.

- A temu to, o co chodzi, tak w ogóle? - zapytał nastolatek, używając swoich sieci, by zaatakować potwora. Dzięki słuchawkom, które mieliśmy w swoich strojach, komunikacja była o wiele lepsza.

- Ee, jest z kosmosu i chce skroić wisiorek takiemu jednemu czarodziejowi. - odpowiedział mu miliarder, co usłyszałam także ja.

Peter chciał zaatakować potwora, ale metalowa łapa chwyciła go nagle. Moje serce zabiło mocniej w piersi, bo nie chciałam, by jemu i tacie, a nawet reszcie, stała się krzywda. Stwór zaczął obkręcać się wokoło, przez co chłopak zaczął latać dookoła, aż nagle kosmita wypuścił tą ogromną łapę, a nastolatek poleciał w jednym z kierunków.

Nie było sensu za nim lecieć, bo tylko zmarnowałabym czas, a tak zaczęłam atakować przybysza z kosmosu zarówno ogniem, jak i lodem. Tata również zaczął walczyć z kosmitą i atakowaliśmy go nawzajem. Musieliśmy go pokonać, albo przynajmniej oszołomić na jakiś czas.

Nagle i niespodziewanie monstrum chwyciło samochód i rzuciło go w Iron Mana, który w porę poleciał w bok, unikając uderzenia. Lecz auto nie poleciało za daleko, dzięki Peterowi, który swoimi sieciami przyciągnął do siebie pojazd i skierował go na potwora. Ten został przygnieciony, ku naszej uciesze.

Ale nie na długo, bo znów wstał, a my ponowiliśmy walkę. 

Mam już dość. Niech on padnie w końcu.

Wylądowałam bezpiecznie na ziemi, obserwując, jak potwór walczy z tatą. Nie powiem, było to trochę męczące, a używanie mocy też zabierało mi nieco energii. W moje oczy znikąd rzucił się obraz lecącego, związanego ciała doktora Strange'a, który chyba musiał być nieprzytomny.

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz