Rozdział 56

1.5K 79 40
                                    

May Parker 🍓: Cześć Stella miałabym do ciebie pewną sprawę. Mogłybyśmy spotkać się o 15 w central parku?

Bardzo zdziwiła mnie wiadomość od cioci Petera, jednakże odpisałam od razu, że mogłam się z nią spotkać. Zastanawiałam się, dlaczego kobieta chciała się ze mną widzieć. I najprawdopodobniejszą opcją było to, że chciała wyjaśnić ze mną całą sytuację sprzed trzech dni, kiedy poznała moją drugą tożsamość i widziała, jak niemal ja i Peter się pocałowaliśmy.

Pół godziny przed umówioną godziną, zaczęłam się szykować. Biała bluzka na krótki rękaw z nadrukiem tarczy Kapitana Ameryki, czarne spodnie z dziurami na kolanach, bordowe Conversy oraz czarna skórzana kurtka. Włosy związałam w wysokiego kucyka, na nadgarstek nałożyłam swoją bransoletkę, z którą wręcz się nie rozstawałam, i schowałam telefon do kieszeni spodni, gdzie wcześniej do etui włożyłam trochę pieniędzy. Gotowa wyszłam ze swojego pokoju i szybko udałam się do pokoju taty. Wciąż musiałam prosić o zgodę na wyjście, a w prawdzie musiałam informować go, że gdzieś wychodzę. Szczerze, to już się do tego przyzwyczaiłam.

Po otrzymaniu zgody, Happy zawiózł mnie do central parku, gdzie miałam spotkać się z May.

~*~

Przeglądałam różne zdjęcia na telefonie, siedząc na jednej z ławek w parku. Byłam tam już od dziesięciu minut, a kobiety wciąż nie było. Spóźniała się dopiero dwie minuty, więc postanowiłam jeszcze chwilę poczekać. Co prawda, nie miałam za miłych wspomnień z czekaniem na kogoś, ale miałam nadzieję, że ciocia Petera się zjawi. Nie zamierzałam znów moknąć przez kilka godzin, zważywszy na to, że do domu miałam ciut daleko. Choć na deszcz się nie zapowiadało.

- Cześć, kochana. Bardzo cię przepraszam, że musiałaś na mnie czekać.

Znikąd zza moich pleców wyszła May Parker, zdyszana, ale z uśmiechem na twarzy. Patrzyłam, jak siada koło mnie, próbując unormować swój oddech.

- Nic nie szkodzi. Nie siedzę tu szczególnie długo. - odparłam, odwracając się do niej przodem, dzięki czemu doskonale widziałam jej uśmiechniętą twarz. Uwielbiałam tą kobietę. Emanowała od niej energia i przyjemne ciepło, aż chciało się z nią przebywać.

- Co tam u ciebie? Wszystko dobrze?

- W sumie to... Tak. Nic ciekawego się nie dzieje od ostatniego czasu. I to nawet dobrze, bo muszę odpocząć po ostatnim. Szczególnie, że mam złamaną rękę. - powiedziałam, wskazując na gips.

May dowiedziała się ode mnie i Petera o wszystkim. Wiedziała, że byłam TĄ Stellą, wiedziała, że byłam Snow. Wiedziała, że Peter był Spidermanem. A przede wszystkim, wiedziała, że coś nas do siebie ciągnęło, choć żadne z nas nie chciało się do tego przyznać.

- Nadal nie mogę pojąć, że to wy. Domyśliłam się, że możesz lubić pomagać innym, Peter z resztą też, ale nigdy nie powiedziałabym, że... - zrobiła krótką pauzę, by rozejrzeć się wokoło, jakby bojąc się, że ktoś może nas podsłuchiwać. Później przybliżyła się do mnie bliżej. - Jesteście superbohaterami. - wyszeptała, już po chwili cofając swoją głowę, by nikt nic nie podejrzewał. - Przecież jesteście jeszcze dziećmi. A już ratujecie innych.

- Jesteśmy młodzi, to fakt, ale nie aż tak młodzi, by nazywać nas dziećmi. - stwierdziłam, zakładając nogę na nogę. - Jeśli chodzi o mnie, to już w Chicago ratowałam i pomagałam innym. - wyjawiłam, spoglądając w ciemne oczy kobiety. - Jestem bohaterką, odkąd skończyłam osiem lat. To w wieku pięciu lat zyskałam moce, które uczyłam się kontrolować przez trzy lata. - powiedziałam cicho, by nikt rzeczywiście nie usłyszał, o czym rozmawiałyśmy. Nie chciałam rozgłosu, nie teraz. Wystarczyło mi, że już May się o mnie dowiedziała.

- Jak to...? Miałaś pięć lat, gdy zyskałaś te moce? Ale jak to się stało? - zapytała zaskoczona, a ja westchnęłam, poprawiając swoje ułożenie.

- To długa historia i nie każ mi, proszę, jej opowiadać. - odparłam zgodnie z prawdą, patrząc na kobietę znacząco. - A zamieniając temat... Czemu chciałaś się spotkać? I to w dodatku tutaj? - spytałam, wskazując na otoczenie. Central park był jedynym zielonym miejscem w Nowym Jorku, gdzie można było odpocząć od tego całego zgiełku miasta, który tętnił życiem całą dobę. Mimo wszystko, kochałam to miasto.

- No tak. Nie spotkałam się tutaj z tobą bez powodu. - powiedziała szatynka takim tonem, jakby uświadomiła sobie właśnie, po co tak naprawdę się spotkałyśmy. - Zapytam wprost... Łączy coś ciebie i Petera?

Odchyliłam lekko głowę do tyłu, zamykając oczy i wzdychając ciężko. Czy łączyło mnie coś więcej z tym chłopakiem? Na pewno coś, ale nie wiedziałam, czy można było nazwać to jeszcze przyjaźnią. Choć tak naprawdę tylko to aktualnie nas łączyło. Przyjaźń. Na dobre i na złe.

Jednak w ostatnim czasie poczułam do Parkera coś więcej, niż zwykłą przyjaźń. Sama nie potrafiłam określić swoich uczuć, pomimo tego, że ostatnio przyznałam sama przed sobą, że się w nim zakochałam. Ale nie mogłam tego nazwać zakochaniem. Nie wiedziałam nawet, czy to po prostu zauroczenie chłopakiem i zaraz mi minie. Uczucia od dawna mnie przerażały, zwłaszcza tak silne, dlatego zawsze je ukrywałam i nie okazywałam ich publicznie. Nie miałam takiej potrzeby.

- Czyli tak? - spytała dla upewnienia, gdy nie odzywałam się od dłuższego czasu. - Stella, widzę to z twojego zachowania. Gdyby nie było coś pomiędzy wami, już dawno byś zaprzeczyła, a ty w ogóle się nie odezwałaś. Powiedz mi, proszę, prawdę. Obiecuję, że nic nie powiem Peterowi. Masz moje słowo.

Spojrzałam na May z pewnego rodzaju obawą. Nie lubiłam rozmawiać o uczuciach, szczególnie, że nie wiedziałam dokładnie, co czułam do bruneta.

- Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Że się zakochałam, jak głupia nastolatka, którą wprawdzie jestem? Że od jakiegoś czasu podoba mi się Peter? Nie umiem określić swoich uczuć. To trudne. - powiedziałam cicho, nie dowierzając, że postanowiłam wyjawić jej prawdę. - Do niedawna nie wiedziałam, jak to jest mieć kolegę lub koleżankę, a już szczególnie jak to jest mieć przyjaciela. O miłości już nie wspomnę. Byłam sama, odkąd pamiętam i cały czas marzyłam, by mieć przy sobie osobę, która w pełni mnie zrozumie. Nigdy nie wierzyłam, że to się stanie, ale jak widać zaprzyjaźniłam się z Peterem. A teraz... Ja naprawdę nie potrafię określić swoich uczuć.

Zakryłam twarz rękoma.

Przez parę minut panowała cisza między mną, a kobietą. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków, szum liści i jednocześnie odgłosy jeżdżących nieopodal aut. Wiedziałam, że May nigdzie nie odeszła, miałam swoją intuicję. Jednakże nie wiedziałam, jak zareagowała na wyznaną prawdę.

- Nic nie powiesz? - wyszeptałam, niepewnie patrząc na kobietę.

- Naprawdę nie wiem, co. Zaskoczyłaś mnie tym wyznaniem, uwierz mi. Kompletnie nie wiem, co mam ci powiedzieć.

- Najlepiej, by było, gdybyś doradziła mi, co mam zrobić w tej sytuacji.

- Według mnie powinnaś powiedzieć o wszystkim Peterowi. Jestem pewna, że on czuje to samo do ciebie. Znam go bardzo dobrze. Widziałam nawet ostatnio, jak przez kilkanaście minut wpatrywał się w wasze wspólne zdjęcie. To musi coś znaczyć, sama przyznaj. Nie wiem, o czym myśli, ale podejrzewam, że możesz mieć z tym dużo wspólnego.

- Naprawdę tak uważasz? - spytałam cicho, chcąc się upewnić na sto procent.

- Podobnie zachowywał się, gdy podobała mu się Liz. A wiem, że znaczysz dla niego bardzo dużo. Udowodnił mi to już nie raz.

Brunetka posłała mi ciepły, pocieszający uśmiech, który nieco poprawił mi humor. Jednak miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. To, co mówiła zapewne miało w sobie wiele prawdy.

Ale czy Pete czuje to samo, co ja?

Inna niż wszystkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz