74.

85 4 4
                                    

Następne dni były w pałacu ciężkie, wręcz nie do zniesienia. Zewsząd wylewała się krytyka na królową, której nie wiedzieli jak powstrzymać. Nie pomagał również fakt, że pisali również i o jej córce oraz najstarszym synu. Dlatego też postawiła zaprosić ich do siebie w trybie natychmiastowym. 

Więc Charlie zabrała Martina i pojechała do matki. Ross wolał zostać w domu twierdząc, że chyba królowa niezbyt go polubiła i nie chciał dawać jej powodów do odwołania ślubu. Księżniczka ugryzła się jedynie w język przed stwierdzeniem, że to nie byłoby aż takie złe i tylko wyjechała z domu wraz z Martinem. 

- Będzie ciekawie, prawda?- spytała po chwili. Mężczyzna tu musiał się z nią zgodzić. Rozmawiał z Carym który to pomimo tego, że przeżył już sporo, był również poddenerwowany tym wszystkim. 

- Poradzimy sobie. Będę z tobą cały czas. Chyba, że królowa mnie wyrzuci. - odparł jakże optymistycznie. Charlie zaśmiała się cicho. 

- Niech tylko spróbuje. Z tym czy masz zostać czy sobie pójść, to ja mam ostatnie słowo. 

Martin kiwnął głową i wjechał na ruchliwe ulice Londynu. Kiedy przejeżdżali obok galerii lorda Rochestera, księżniczka odezwała się znowu.

 - Wiesz, że Ben szykuje nową wystawę?

Martin spojrzał na nią szczerze zdziwiony. 

- Naprawdę? Nie wiedziałem, że w ogóle to planuje. Sądziłem, że po ostatniej robi sobie przerwę. 

- Bo tak miało być ale stwierdził, że ma masę dobrych prac których to żal byłoby nie pokazać. Mówił, że tym razem to będzie coś innego. 

- Jak innego?- spytał zainteresowany ale również i nieco zaniepokojony dobrze pamiętając jakich kłopotów przysporzyła im ostatnia wystawa. Charlie zaśmiała się cicho widząc jego przerażoną minę. 

- Nie bój się tak. Tym razem nie będzie mojego tyłka na obrazie. 

- Więc w takim razie co?

- Tym razem nie skupia się na zdjęciach ale rysunkach, może i nawet obrazach. Tego jeszcze nie zdecydował. - wyjaśniła będąc dumna z Bena,  że chciał zająć się tak ambitnym projektem. Wiedziała, że miał talent ale nigdy jakoś nie robił nic wielkiego z nim. Jedynie okazjonalne obrazy, szkice. Tym razem postanowił wzbić się na wyżyny. Martin był zdziwiony ale wiedział, że to może być coś dużego. W końcu wiedział co Ben potrafił. Pamiętał jak jeszcze byli w szpitalu u Charlie, kiedy to spędzał tam masę czasu z Benem. Nie raz lord rysował jego i mu to pokazywał. Martin nigdy nie mógł się nadziwić jakim cudem wychodziło mu coś tak niesamowitego, w tak krótkim czasie. Nie mógł również nigdy zrozumieć dlaczego Ben nie dostaje uznania na jakie zdecydowanie zasługuje jeżeli chodzi o jego sztukę.

 - W takim razie z chęcią ją obejrzę. - odparł szczerze a Charlie uśmiechnęła się tylko po czym już nieco spoważniała widząc w oddali pałac. Wiedziała, że to nie będzie nic miłego ale była świadoma, że muszą to zrobić. 

- Boje się tam trochę iść. - odezwała się cicho. Martin przez moment sądził, że ta mówi o matce ale szybko dotarło do niego o czym mówi. 

- Nic takiego się już nie stanie. Nie ma takiej opcji. Cary o to zadbał. - odparł. On też miał pewne obawy przed pojawieniem się w palaczu po tej strzelaninie ale nie mogli tego odkładać nieskończenie w czasie, to by tylko sprawiło, że byłoby im coraz ciężej przekroczyć jego próg. 

- Miejmy taką nadzieje. - mruknęła markotnie i z tą posępną myślą, zajechali zaraz na miejsce, przepchali się przez reporterów i weszli do środka. Od progu przywitał ich król który to na widok córki, uśmiechnął się szeroko i zamknął ją w swoim mocnym uścisku. Był dumny z córki, że zdecydowała się jechać na miejsce katastrofy i pomóc tym ludziom. Sam również chciał do niej dołączyć jednak jego żona wyraźnie mu tego zabroniła. Był również świadom tego, że gdyby złamał jej rozkaz, byłyby tego surowe konsekwencje. 

Po prostu Charlie (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz