Rozdział 32

275 22 12
                                    

Po powrocie z plaży i ze spaceru, na czym spędziły jakieś trzy godziny, wciąż było im mało wrażeń. Ciężko było w to uwierzyć, wziąwszy pod uwagę, że miały za sobą kilkunastogodzinną podróż oraz kilka godzin cieszenia się błyszczącym w słońcu morzem i samymi promieniami słonecznymi na plaży. Dla niej, ostatnio prowadzącej raczej domatorskie życie, nie licząc krótkich spotkań z Jiminem, był to cały ogrom doznań i właściwie już wracając ze spaceru, czuła się tak, jakby przeżyła z trzy lub cztery dni – co tylko odrobinę przecież mijało się z prawdą. Jeśli tak wyglądało rozciąganie dnia w czasie, to przy następnym razie, gdy wspomną o tym z Jiminem w rozmowie, powie mu jednak, że zdecydowanie za to podziękuje. Wolała mieć chyba stałe poczucie tego, że było go za mało niż żyć w na siłę rozciągniętej dobie. Zastanawiała się też, jakim cudem Jimin mógł twierdzić, że on się do tego po prostu przyzwyczaił i po kilku latach było mu dużo łatwiej. Nie czuła się koszmarnie, bo nie mogła się czuć, owiana morską bryzą, opalona amerykańskim słońcem, urzeczona nieznanymi jej i przepięknymi widokami i pod wrażeniem, że to jedne z jej najlepszych urodzin. Bardziej przypominało to stan rozszczepienia, jakby już nie do końca była sobą. Jakby jeszcze przed wypiciem pierwszego drinka po wejściu do klubu była już trochę pijana. A jednak myśl o tym, żeby pójść się gdzieś zabawić, kiedy już przylgnęła do jej innych myśli, nie mogła się od niej odczepić i wzmagała w niej potrzebę spełnienia tego pragnienia. Były przecież jej dwudzieste drugie urodziny. Babcia powiedziała podczas niedzielnego rodzinnego przyjęcia, że była to naprawdę zgrabna liczba – choć nie chciała uwierzyć, że właśnie tyle lat kończyła jej najmłodsza wnuczka przez całą resztę popołudnia. Staruszka jednak, choć myśli o niej wzbudzały czułość i roztkliwienie, nie miała nic wspólnego z jej potrzebą uczczenia rozpoczęcia nowego roku jej życia w bardziej huczny w porównaniu z ostatnimi trzema latami sposób. Nie była fanką USA, przynajmniej by tak o sobie nie powiedziała. Los Angeles jednak podczas tego pierwszego dnia przepełniło ją poczuciem wolności i beztroskości na tyle, że miała ochotę się w tym zatracić w zupełności. Szczególnie, że miała nawet przyzwolenie Jimina.

Wpatrzona w ludzi na parkiecie i co jakiś czas oślepiona, przez któryś z kolorowych reflektorów, czekała, aż Helena wróci do stolika z, jak się umówiły, kolorowymi i słodkimi drinkami. Wybrały klub znajdujący się w pobliżu Santa Monica, znajdującego się dziesięć minut drogi taksówką od Venice Beach. Budynek z zewnątrz budził średnie zaufanie, bo był cały czarny, nie licząc białego neonu z nazwą nad wejściem, i z tego względu sprawiał wrażenie nieco podejrzanego miejsca. Kolejka i neon świadczyły jednak o tym, że raczej z pewnością wysadzono je w dobrym miejscu. Od środka klub wyglądał raczej podobnie do tych, w których bywała dotychczas w Polsce. Zaraz za drzwiami wejściowymi, których stróżem był ogromny mężczyzna przypominający brata Johna Ceny, który przypakował odrobinę więcej niż sam Cena, znajdowała się krótkie pomieszczenie stanowiące szatnię. Za nią z kolei znajdowało się przejście do oświetlanej kolorowo sali, w której znajdowały się parkiet i bar i kilka lóż z kanapami, fotelami i stolikami. Było jeszcze jedno, po schodach, gdzie stał kolejny dobrze zbudowany ochroniarz, ale po zobaczeniu napisu VIP na odgradzającej schody lince, stwierdziły, że raczej nie tam znajdowało się miejsce ich przeznaczenia – choć nie obyło się bez żartu, że gdyby byli z nimi Jimin i Namjoon, może by się udało i byłoby nawet ciekawie, kiedyś spróbować.

Po znalezieniu się w klubie nabrała pewności, że tego właśnie było jej w tamtej chwili potrzeba. Dawno nie była w klubie, a nawet w żadnym barze. Ostatni raz jadła na mieście razem z Jiminem, nie licząc tych okazji, kiedy podczas przerwy w pracy wyskoczyła zjeść coś w centrum handlowym, w którym pracowała. Nie miała okazji, a nawet ochoty wybierać się w takie miejsca, w obliczu kłopotów związkowych oraz pilnując, żeby wszystko było podopinane na studiach i żeby jej obrona przebiegła bezproblemowo. Tego wieczoru jednak nie marzyła o niczym innym, jak żeby znaleźć się w takim przyciemnionym pomieszczeniu, rozświetlanym różnokolorowymi sekwencjami, wypełnionym muzyką, która w pewnych chwilach zakłócała przepływ jej myśli i wypić parę drinków, naturalnie w ramach świętowania swoich urodzin. Potrzebowała gdzieś wyjść. Gdzieś, gdzie Paula przytłoczona różnymi obowiązkami i zmartwieniami, nie miała szans się wybrać od kilku miesięcy, a gdzie mogła być Paulą wolną, beztroską i trochę niemyślącą. Skoro już była w miejscu, w którym mogła być anonimowa i wyzwolona od swoich zobowiązań, a także mogła porzucić część swoich życiowych zmartwień – nie tylko związanych z przyszłością związku, ale także z przyszłością w ogóle, to czemu nie miała pójść na całość?

Toward our dreams // Park Jimin [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz