Rozdział 65

369 25 7
                                    

Od rana towarzyszyło jej uczucie niewyjaśnionego niepokoju, którego przyczyny kompletnie nie potrafiła odszukać. Obudziła się podenerwowana, nawet nieco wcześniej niż potrzebowała, czując jakby drobne węże w swoim brzuchu, ślizgające się i przeplatające ze sobą. Podczas porannego biegu, trudno jej było zebrać myśli. Wypita kawa także nie ukoiła tego uczucia. Wychodząc z domu, założyła, że to może ze względu na wizytę na uczelni. Umówiła się z promotorem przed pracą, po tym jak wysłał jej z maila z prośbą o spotkanie. Jeszcze w drodze doszła do wniosku, że chyba wcale się jednak nim nie denerwowała. W innych warunkach może byłaby przejęta tym zaproszeniem, ale w porównaniu do innych problemów, jakie teraz miała, kłopoty z pracą licencjacką wydawały jej się błahe. W głębi duszy liczyła jednak na to, że ten niepokój był jakaś podświadomą reakcją jej organizmu, niezależną od jej woli i tego, co sobie myślała. Okazało się jednak, że promotor chciał jej osobiście pogratulować dobrze napisanej pracy oraz poinformować, że widział jej obronę zaraz po sesji, jeszcze w czerwcu. Zastanowiła się, czemu nie mógł przekazać jej tego w wiadomości i specjalnie ściągnął ją na uczelnię, ale sam z siebie wyjaśnił to tym, że tak dobre wieści lubił przekazywać w cztery oczy. Pasowało to w gruncie rzeczy do niego, bo nie był najmłodszym człowiekiem. Informacje od promotora oczywiście ucieszyły ją, lecz jej radość zanikła w momencie opuszczenia budynku uczelni, bo uświadomiła sobie, że jej niepokój wcale nie zanikł.

Dopiero kiedy dojechała do pracy, wszystko nieco ucichło. Jej głowa zajmowała się innymi rzeczami, więc to pewnie dlatego. Nie miała jednak humoru i pomyliła się kilka razy podczas obsługiwania klientów. Z tego wszystkiego naszły ją myśli na temat zmiany pracy. Być może to był odpowiedni czas. Praca w sieciówce nie była szczytem jej marzeń, choć niewątpliwie była wygodna. Myślała o niej jednak jako o czymś chwilowym. Zaraz jej myśli popłynęły ku temu, że skoro i tak zamierzała się z tym miejscem rozstać, to może od razu powinna poszukiwać kolejnego już w Seulu. Trochę początkowo się przeraziła. Planowanie rzeczywistości tam - czy to nie za wcześnie? Wciąż miała to poczucie. Szczególnie, że nadal trochę rozważała możliwość zaczęcia magisterki i spędzenia jeszcze dwóch lat w Polsce.

A jednak w ostatnim czasie plan ten nie był tym, który najczęściej rozważała. Była sfrustrowana tym, że znajdowała się daleko od Jimina w chwili, gdy miał problemy i że nie mogła być w takich chwilach przy nim, tylko wspierać go na odległość. W takich momentach, gdy jedno potrzebowało drugiego, związki takie jak ich były irytujące. Teraz oczywiście niczego by nie zmieniło to, gdzie aktualnie mieszkała, ale gdyby podobne rzeczy działy się, kiedy oboje byli w Seulu, sytuacja miałaby się inaczej. Mogliby zobaczyć się choć na chwilę. On większość życia spędzał właśnie tam, poza tymi wyjątkami, kiedy wyruszali z zespołem w trasę koncertową. Jeśli w czasie, gdy ona go potrzebowała lub gdy on potrzebował jej, znajdowaliby się tak blisko, w zasadzie na wyciągnięcie ręki, wszystko miałoby się inaczej. No, może nie wszystko. Ale nie miałaby chociaż tego poczucia frustracji, powodowanego tym, że nie miała szansy go przytulić lub dodać mu otuchy w inny fizyczny sposób. Dobrze wiedziała, że w niektórych momentach sama obecność ukochanej osoby dodawała siły i czyniła człowieka spokojniejszym. Kwestia tego, że ktoś taki był tuż obok była kojąca.

Jedząc sałatkę jajeczną z bekonem, kupioną w Żabce w drodze do pracy, była pewna decyzji o przeprowadzce jak nigdy przedtem. Babcia miała rację w tym, że jeśli chciała dalej ciągnąć związek z Jiminem, powinna zdecydować się na podobny krok dla ich wspólnego dobra. I tak przecież musiała zdecydować się na pójście w którąś stronę, a przeprowadzka oznaczała zbliżenie się do niego i chęć dalszego budowania ich relacji. Wciąż bała się samotności w Seulu, tego że musiałaby tam budować swoją rzeczywistość od podstaw, a jeszcze mocniej obawiała się zostawienia ukochanej babci w Polsce i życia daleko od niej. Lecz babcia dała jej już swoje błogosławieństwo i pozwalała jej na poluzowanie łańcucha, który je łączył. Nie był on dla niej bolesnym ani ciężkim brzemieniem, lubiła go pielęgnować, ale sama musiała przyznać rację temu, że kiedyś podobne relacje następowały rozluźnieniu na rzecz innych, związanych z zakładaniem rodziny. Co prawda, jeszcze nie miała tak poważnych zamiarów, nawet jeśli chodziło o Jimina - kto jednak znał przyszłość? Możliwe, że oboje rozstaliby się po roku, bo oboje mieli temperamenty i charaktery, które nie zawsze ze sobą współgrały. Wtedy na stałe wróci do Polski lub życie tam spodoba się jej tak bardzo, że będzie pragnęła zostać. Równie możliwe w tamtej chwili było to, że dotrwają do tego momentu, w którym oboje zapragnąć ślubu i dzieci. Nie mogła jasno określić swojej przyszłości. To mogła być najgorsza albo najlepsza decyzja, jaką podejmie w życiu. Nie dowie się tego, póki nie odważy się jej podjąć.

Toward our dreams // Park Jimin [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz