Rozdział 24

296 22 13
                                    

Przed położeniem się spać, zaplanowali, że przed jej pracą wybiorą się na miasto. Wcześniej trochę myślała nad tym, gdzie mogłaby go zabrać w tak krótkim czasie, jaki mieli, ale nie zakładała też, że specjalnie będzie go ciągnęło do zwiedzania, skoro już mógł odpocząć, więc żadnych specjalnych planów na wycieczki nie ustaliła. Jednak inicjatywa wyszła od niego pod koniec butelki wina, którą otworzyła po wypiciu herbaty. Ku jej zaskoczeniu Jimin wstał wcześnie i to całkiem bez problemu. Może nie powinna być aż taka zaskoczona, bo przecież był przyzwyczajony do okresów, w których nie mógł długo spać. Zakładała jednak, że skoro już miał szansę na to, żeby przez dwa dni spać spokojnie, skorzysta z tej okazji albo że znacznie trudniej będzie go wyciągnąć z łóżka. On jednak nie tylko sam zaproponował, żeby rano skorzystali ze wspólnego czasu i się gdzieś wybrali, ale w dodatku podniósł się zaraz po tym, jak lekko go szturchnęła o umówionej przed snem godzinie. Jolie, która spała przy głowie Jimina z brzegu łóżka, była tym faktem ewidentnie niepocieszona, a ona przyglądając się jej zachowaniu, doszła do wniosku, że kotka darzyła go naprawdę wyjątkowym uczuciem.

Zjedli na śniadanie pierogi, które przywiozła dwa dni wcześniej po wizycie u Heleny, podczas której wraz z babcią własnoręcznie je ulepiły. Zawsze się śmiała z karmienia obcokrajowców polskim jedzeniem na siłę. Dopiero przed przyjazdem Jimina uświadomiła sobie, że chociaż dla niej to było najzwyklejsze, i może niekoniecznie prestiżowe jedzenie, dla kogoś spoza Polski mogło być czymś innym. Podejrzewała, że większość polskiego jedzenia pewnie nie musiało pasować koreańskiemu podniebieniu, więc nie zamierzała robić niczego specjalnego. Poza tym dość późno doszła też do swoich wniosków, więc nie miała na to za bardzo czasu, dlatego postanowiła na coś niewielkiego. Poprosiła babcię o pomoc z dwóch powodów – sama nie uważała się za mistrzynię pierogów, za to babcię wręcz przeciwnie oraz dlatego, że nie potrafiła zrobić farszu do ruskich. Oprócz nich zrobiły jeszcze kilka z kapustą i grzybami oraz ze słodkim twarogiem. Wydawało jej się to dość solidną mieszanką, ale wolała dmuchać na zimne i przygotować kilka rodzajów, na wypadek, gdyby któryś Jiminowi jednak nie przypasował. Nie wyglądało na to, żeby faktycznie tak było. Choć może po prostu próbował być miły dla niej i dla jej babci, dopuszczała i taki scenariusz.

Szczęśliwie dla nich, było nawet ciepło i świeciło słońce. Po śniadaniu, dość szybko się ogarnęli, żeby czym szybciej wyjść. Nie mogli zapominać, że mieli czas ograniczony ze względu na to, że musiała później iść do pracy. Miała poczucie, że dziwnie będzie jej się do niej szło i w niej siedziało z myślą, że Jimin zostawał u niej w mieszkaniu i miał na nią czekać. Dziwnie i niechętnie. Przyznał, że czuł się podobnie, kiedy mieli się spotkać w Amsterdamie, choć wtedy się też trochę również obawiał. Nie powinno jej to jakoś bardzo dziwić, bo sama pamiętała, że się trzęsła i że przed ich spotkaniem nie mogła zmrużyć oka. Teraz spotkania wydawały się naturalne jak oddychanie. Była nimi podekscytowana, ale tylko w ten dobry sposób. Taki wynikający z tego, że nie mogła się doczekać tych spotkań.

Zabrała go w najbardziej oczywiste miejsce, o jakim można było pomyśleć, będąc z wizytą w Warszawie – na Stare Miasto. Sama lubiła się tamtędy przechadzać ze względu na urocze, kolorowe kamieniczki. Jak była mała, często chodziły tam z babcią na spacery, w ładną pogodę nawet całą drogę z domu pokonywały niekiedy pieszo. Z Jiminem jednak wybrali autobus do centrum i przesiadkę w metro, którym przejechali jedną stację. Przy okazji pokazała mu także, ze znacznej odległości, ale jednak, Pałac Kultury. Ze stacji metra Świętokrzyska spacerem dotarli do Nowego Światu. Wstąpili do najbliższej kawiarni, żeby kupić jeszcze kawę, a potem ruszyli już prosto na Stare Miasto, zatrzymując się na trochę dłużej przed bramą Uniwersytetu Warszawskiego. Nie spieszyło jej się za bardzo na kampus, nawet po to, żeby pokazać ukochanemu budynek, w którym studiowała, więc przekonała go, żeby jednak iść dalej, tłumacząc się czasem i tym, że on też nie zabrał jej do wytwórni, kiedy była w Seulu. Po dotarciu pod kolumnę Zygmunta, przeciągnęła Jimina międzymurzem, pokazując mu jarmark, a także parę pomników, znajdujących się po drodze, a potem skręcili w jedną z uliczek, którą dotarli do rynku. Przyjrzeli się bliżej fontannie, gdzie opowiedziała mu o syrence, a później pokazała mu także co ładniejsze kamienice, między innymi tę, która uznawana była za dom Bazyliszka. Następnie zawrócili i weszli w uliczkę równoległą z międzymurzem i zawrócili na plac zamkowy, głównie po to, żeby miała szansę opowiedzieć jeszcze legendę o nieszczęśliwie zakochanym księciu zamienionym w niedźwiedzia. Jako, że po tym zaczął się z niej śmiać, że może powinien jej zapłacić za przewodnictwo, uniosła się honorem i stwierdziła, że już nic mu opowiadać nie będzie. Nie wiedziała, czy jego przeprosiny później były szczere czy nie, może i nie chciał jej urazić, ale jego komentarz mimowolnie ją ukłuł. Dotarli z powrotem pod Zamek Królewski, skąd skierowali się na północny-wschód. Powstrzymani prze budynki, skręcili w lewo. Minęli Pałac Ślubów i maszerowali dalej prosto. Aż dotarli do Dzwonu na Kanonii. Uparł się, że skoro była taką mądralą, to na pewno znała jego historię, więc niechętnie rzuciła tylko, że podobno okrążenie dzwonu trzy razy przynosiło człowiekowi szczęście. Równie niechętnie, wciąż lekko urażona, jego komentarzem, okrążyła go razem z nim, trzymana pod rękę i udawała, że wcale jej nie rozbawiał swoimi żartobliwymi tekstami. Nie umknęło mu jednak, że odchodząc od dzwonu miała znacznie lepszy humor niż przed podejściem do niego.

Toward our dreams // Park Jimin [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz