Rozdział 54

166 17 3
                                    

Życie czasami wymagało od niej trudnych decyzji już w przeszłości, nie mówiąc o przyszłości. O dziwo jednak, jedną z najtrudniejszych jakie przyszło jej podjąć, było rozstrzygnięcie, czy powinna zadzwonić do Konrada, kiedy popsuła jej się pralka. Nie był pierwszą osobą, która przyszła jej do głowy w chwili kryzysu, o nie. Dopiero po tym jak sprawdziła ceny usług w internecie, napisała do Pawła w tej sprawie i okazało się, że nic się nie znał na podobnym sprzęcie, poradziła się nawet kolegi z pracy i posiedziała dłuższą chwilę pogrążona w rozpaczy z powodu tego, że wszystkie jej opcje względnie darmowej pomocy się wyczerpały i pozostawało jej chyba wydać niesamowicie dużą kwotę jak na ten moment życia, gdy była świeżo po wakacjach w Los Angeles. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że przecież Konrad w liceum dorabiał sobie w wakacje, pracując u wujka, który się takimi rzeczami zajmował. Zawahała się i początkowo kategorycznie odrzuciła podobny pomysł, żeby prosić go w tej sprawie o pomoc. Wciąż była na niego zła, nie chciała mieć z nim nic wspólnego, tym bardziej być od niego w jakikolwiek sposób zależna. Pragnęła w pełni się od niego odciąć i pożegnać raz na zawsze, nie dając mu szansy na powrót do jej życia. Potem jednak dostała wiadomość od Heleny, która napisała jej, że pytała chłopaków w pracy, ale jedyne co osiągnęła, to dowiedzenie się, co się mniej więcej mogło stać, ale że żaden nie znał się na tyle, by cokolwiek poradzić - jeden tylko zażartował, że mógłby pralkę rozkręcić, lecz nie gwarantował, że uda mu się ją złożyć i że będzie działała. Zerknęła w stronę niedopranych ubrań, które wyciągnęła z pralki, a później kilku starych ręczników, które poświęciła na zbieranie wody i pomyślała, że lepsze to niż absolutnie niczego nie zrobić.
Zbierała się jeszcze kolejną chwilę, żeby napisać, układała wszystko w głowie, a potem jednak napisała. Przed wysłaniem zawahała się jeszcze chwilę. To było niewłaściwe, a poza tym, nie chciała tego kontaktu. W czasie kiedy jeden problem w jej życiu zastępował kolejny zdecydowanie nie miała ochoty na spotkania z Konradem i jakąś wymuszoną znajomość z nim. Jednak gdy się zastanowiła nad tymi problemami, doszła do wniosku, że nie pisząc w zasadzie dołoży sobie jeszcze jeden. Ostatecznie więc wysłała wiadomość.

Odpowiedział po jakichś dwudziestu minutach jej nerwowego przygryzania paznokci. Nie sprawdzała ich czatu, na wszelki wypadek, więc nie wiedziała, czy odpisał od razu po odczytaniu czy może też się chwilę wahał i zostawił ją na moment w zawieszeniu. W każdym razie odpisał, a po dwóch kolejnych nerwowo i  z wahaniem pisanych wiadomościach, dowiedziała się, że mógł przyjechać nawet tego samego dnia, żeby sprawdzić co się stało i może nawet coś poradzić, choć od razu napisał, że pewnie będzie musiał przyjechać jeszcze raz, żeby ją naprawić porządnie. W sumie jakoś wcześniej nie pomyślała, że będzie potrzebował aż dwa razy pojawić się w jej mieszkaniu, żeby faktycznie pomóc, ale doszła do wniosku, że to logiczne i była głupia, że wcześniej do tego sama nie doszła.

Później czekała jakiś czas, bębniąc palcami w swój telefon, zgryzając z paznokci resztki lakieru i przechodząc z miejsca na miejsce. Wiedziała, że sytuacja była niewarta takiej ilości nerwów, jakie odczuwała, jednak nic nie potrafiła na to poradzić. Ledwo wypędzała Konrada ze swojego życia, ten znów się pojawiał. To wyprowadzało ją z równowagi, kiedy nie miała na to wpływu, a teraz sama go przecież zapraszała ponownie. Nie dość, że samą siebie skazywała na to, żeby z nim przebywać, to jeszcze do tego czegoś od niego chciała i była zależna w tej sprawie. W dodatku mógł to odebrać jako sprzeczny z poprzednimi sygnał. Skoro prosiła go o pomoc, to przecież mógł to odebrać jako wyciągnięcie ręki w pokojowym geście. Nie pragnęła tego, a jednak sytuacja niejako ją do tego zmuszała. Niejako, bo miała jednak wybór i go dokonała. Mogła zdecydować się jednak na to, żeby zaprosić fachowców i im zapłacić. Jeśli więc na kogoś mogła być zła, to jedynie na siebie. Trochę ją to irytowało, bo znacznie łatwiej czuło się złość na kogoś innego niż na siebie i zdecydowanie dużo łatwiej  było z taką złością żyć. Mimo wszystko człowiek nie lubi doświadczać konsekwencji własnych głupich oraz niekomfortowych dla siebie decyzji, lepiej się czuje, gdy może powiedzieć, że to czyjaś wina.

Toward our dreams // Park Jimin [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz