Yuki vs Uchiha

86 4 1
                                    

***

- Ej! To było niehonorowe! - krzyknął Daisuke, który o włos uniknął siarczystego i z pewnością obezwładniającego kopniaka poniżej pasa.

Mimo że bez problemu dorównywali mu szybkością, w końcu pomagał im w tym sharingan, to jego atutem wciąż były chłopięca budowa oraz niski wzrost. Trudniej było go trafić. Również z racji tego, iż wychowywał się w wiecznym śniegu. Dzięki temu z naturalną lekkością poruszał się wśród zasp. Zdołał nawet dźgnąć jednego z nich pod pachą, gdy ten próbował wyprowadzić cios. Krew dość groźnie splamiła śnieg, ale niestety było to niewielkie zwycięstwo. Wciąż miał kłopoty.

Uchiha wrzeszczeli na niego, rzucając przy tym wyzwiskami. Oczywiście, że byli od niego silniejsi, ale chłopak niestety odznaczał się niezłym sprytem oraz bitewnym zmysłem. Wiedział, kiedy odskoczyć, kiedy się schylić, a kiedy zgiąć na lewo czy na prawo. Przez to zdołał się uchronić przed poważniejszymi zranieniami dość długo. Mawia się jednak, że fortuna kołem się toczy. I tak też było tym razem. Daisuke wreszcie zaczął się męczyć, zwolnił, a oddech lekko mu przyśpieszył. Jeden z brunetów wykorzystał okazję natychmiastowo. Zaszedł nastolatka, dźgając go mierzącym około dwadzieścia centymetrów tanto w bok. Nie trafił bezpośrednio w nerkę, ale szatyn i tak zawył z bólu, czując, że w piersiach zapiera mu dech. Zesztywniał.

Nogi się pod nim ugięły. Jeszcze nigdy nie został tak poważnie ranny... z szoku jego serce zaczęło bić szybciej, mocniej pompując cenną krew. Spowodowało to obfitsze krwawienie. Upadł na wydeptany śnieg, znowu blady i drżący. Czy on tutaj umrze? Czy to już koniec tej bohaterskiej, desperackiej akcji? Cholera, akurat gdy pokonał dwóch z nich... może dostałby za to podwyżkę? Mógłby sprawić ukochanej Reiko, co tylko by chciała. Och, Reiko... Pozostało mu znieruchomieć i poczekać na swój los. Cała wola walki i sztucznie napędzana odwaga gdzieś wyparowały. Nie chciał otwierać oczu, ale gdy poczuł, że go otoczyli i tak to zrobił. Patrzyli na niego z politowaniem...? Nie, chyba raczej z satysfakcją i pogardą. Wychodzi na to, że ostatnie co ujrzy w życiu, to ich parszywe uśmieszki.

- Ale musimy przyznać, że jak na szczyla byłeś całkiem niezłym materiałem na shinobi – jeden z brunetów pochwalił nastolatka, jednocześnie unosząc pewnie kunai. Zamierzał po prostu przebić mu nim gardło. – Może bogowie po śmierci cię wynagrodzą.

Już miał go przebić. Już miał pozbawić tego z grubsza niewinnego chłopaka życia. Jednak tego nie zrobił, zamiast tego padając ciężko na ziemię. Reszta Uchihów spojrzała na krewnego w szoku. Z piersi wystawał mu pokryty skrzącym się szronem kunai. Lód od razu rozszedł się po ciele bruneta, zamrażając go od środka. Minuta, dwie i serce już nie wytrzymało.

- Zapewniam, że przyszły mąż mojej córki będzie niezłym materiałem na shinobi również w dorosłości – zza krzaków wyłonił się barczysty, wysoki jak dąb mężczyzna o ciemnobrązowych oczach i czarnych włosach. Za nim szedł wyraźnie młodszy, trochę niższy blondyn o oczach takich samych jak Reiko. Był bratem jej matki.

- P-Przyszły mąż...?! – Daisuke ledwo kontaktował od krwotoku, ale to usłyszał bardzo wyraźnie. – Och... tato! Nic mi nie jest, już wstaję...! – dzielnie chciał się podnieść, ale wtedy krew buchnęła mu z boku jak z uszkodzonej rury. Położył się z powrotem ze łzami w oczach.

- Widzę, że dopiąłeś swego - prychnął jeden z Uchihów, kopiąc chłopaka niedelikatnie w plecy tak, że dodatkowo zabrakło mu tchu. Chciał jęknąć, ale po prostu go zatkało. - Rozgniótłbym cię jak robaka, ale chwilę na to poczekasz - dodał, odskakując wraz z kuzynami na kilka metrów. Powietrze przeszyły kolejne ostrza pokryte zabójczym szronem.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz