Pojedynek

95 6 0
                                    

***

Wrzaski, piski i odgłosy pełne agonii niosły się wraz z dymem nad Iwagakure. Uzumaki Naruto i Uchiha Sasuke, a raczej jego kopia, przedzierali się przez kolejny oddział zmobilizowanych wojsk, który próbował uniemożliwić im przedarcie się do ich władczyni. Mimo przewagi liczebnej byli w bardzo niekorzystnej sytuacji. Naruto i jego przyjaciel, nawet jeśli był tylko jego klonem z połową czakry, nie musząc już ograniczać się tak, jak w rodzinnej wiosce, siali zniszczenie niczym Jeźdźcy Apokalipsy. Tu zawalił się budynek, tu coś eksplodowało... tu wzrósł, zdawałoby się, sam Kurama w fioletowej zbroi wojownika Susanoo. Większości cywilów udało się zbiec, zanim przyjaciele z Konohy skończyli załatwiać swoje sprawy w podziemiach posiadłości. Pozostały im już tylko kolejne pionki do zlikwidowania, a potem odpłacenie Kurotsuchi za wszystkie jej intrygi i krzywdy.

Jakaś tam dolina czy kanion, gdzie skryła się Tsuchikage, był całkiem niedaleko. Praktycznie tuż obok piętrzącej się nad skalistą pustynią osady. Sasuke już cały dygotał, coraz bardziej poddając się nienawiści, która rozpierała jego serce od nowa. Na nic zdawały się próby uspokojenia czy załagodzenia sytuacji Uzumakiego. Jeśli Uchiha się nakręcił, to nie było już zmiłuj. Niedbale, wręcz ze znudzeniem podrzynał przeciwnikom gardła, przecinał ich ciała na pół chidorigataną czy wręcz bawił się łukiem Susanoo, strzałami trzaskającymi od błyskawic niszcząc doszczętnie domy, sklepy, architektoniczne dzieła sztuki.. wszystko. Wszystko to już tylko zgliszcza. Naruto wcale tego nie chciał, ale nie chciał też oberwać.

Zmuszony był obserwować to, czego chciał uniknąć przez całą znajomość z brunetem. Widział jak na dłoni, co stałoby się z Konohą, gdyby plany i zemsta Uchihy jednak doszły do skutku. Teraz było inaczej. To byli wrogowie, sam brał w tym wszystkim udział, ale i tak przez plecy co chwilę przebiegały mu dreszcze. Gdy Sasuke nie miał już czego niszczyć, a na jego drodze pozostały już tylko zgliszcza i ruiny, wybiegł przez ostałą bramę wioski, w ogóle się za nim nie oglądając. Dogonienie go było trudnym zadaniem, ale Naruto wtłoczył w podeszwy stóp jak najwięcej czakry, aby dodać sobie prędkości. Tym sposobem rozszalały chłopak wyprzedzał go jedynie o kilkanaście metrów. Przynajmniej miał go na oku.

- Gdzie się chowasz, pieprzona szmato?! – zaczął ryczeć w eter, gdy tylko zbliżyli się do niewielkiego kanionu nieopodal osady. – Boisz się mnie?!

- No na pewno wyjdzie z kryjówki, jak jej tak każesz – Naruto westchnął ciężko, rozglądając się po okolicy. Kiedy się obejrzał, zobaczył kłęby dymu i skaczące w niebo języki ognia unoszące się znad Wioski Ukrytej w Skale. Nadal słyszał krzyki. Wolał się jednak skupić na Sasuke, któremu odbijało coraz bardziej z każdą chwilą. Przystanął, skoncentrował czakrę, a wtedy skóra na jego powiekach stała się czerwona, a tęczówki intensywnie żółte. Dzięki trybowi mędrca był w stanie tropić czakrę podobnie jak Megurine. – Zaprowadzę!

- Prowadź, byle szybko i prosto do celu - nakazał mu, obserwując subtelną przemianę przyjaciela. - Chowa się jak jakiś parszywy szczur w kanałach... wielka mi Tsuchikage! Nawet nie stanęła w obronie własnych ludzi! - syczał, teraz szukając czegokolwiek odbiegającego od normy w okolicach kanionu. Niczego takiego nie dostrzegł, więc spojrzał ponownie na Uzumakiego. - Gotowy?

- Pewnie, zaraz ci ją pokażę! – rzucił dziarsko, zrywając się biegiem w głąb kanionu. Biegł tak i biegł, aż zatrzymał się przed jakimś średniej wielkości kamieniem. Wskazał go palcem. – To ona! Podmianka! Wezmę kunai i ją dźgnę – oświadczył groźnie, sięgając po broń.

Wtedy głaz zniknął w kłębach dymu. Przed nimi stanęła wyraźnie zirytowana Kurotsuchi, zaraz strzepując kurz i piach ze skąpej sukienki. Wyniośle i niedbale wsparła ręce na biodrach, spoglądając na nich z byka.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz