Tydzień później.
Sasuke musiał okłamać Naomi. Naprawdę nie chciał był fałszywy wobec niej, ale jego tajny plan miał być niespodzianką. Nagadał domownikom, że Kakashi wysyła go znowu w teren, bo „coś tam trzeba pilnie znaleźć i w ogóle to zahaczyć o Sunagakure i jeszcze coś tam". Jakoś mu w to uwierzyli. Nie wiedział jak, ale się udało. Może to ten czarujący uśmiech mrocznego emo bruneta? Tak, to pewnie przez to.
W rzeczywistości młody Uchiha pędził gdzieś hen daleko na północ Kraju Ognia przez gęste dąbrowy i przecinające drogę niewielkie jeziora czy strumyki. W kieszeni szarej kamizeli miał starannie złożoną mapę, notabene ręcznie skreśloną bladym ołówkiem, dostarczoną mu w pysku fioletowego węża w środku nocy. Miał nadzieję, że Orochimaru nie planuje go oszukać.
Wiązał bowiem z całym tym planem wielkie nadzieje. Dla Naomi, ale... też trochę dla siebie. To, co planował zrobić, mogło zaburzyć równowagę całego wszechświata, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie on. Wiedział, że dopóki będzie szło po jego myśli, wszystko będzie dobrze. Postanowił nie ufać dawnemu mistrzowi, starannie analizując wszystko co mu powie lub pokaże. Był świadom swojej inteligencji, głęboko wierzył, że w razie potrzeby sam dojdzie do trafnych wniosków.
Nastawiał samego siebie niezwykle pozytywnie, co zazwyczaj było dziwne w przypadku jego osoby, ale po prostu podświadomie czuł, że to wyjdzie. Uda się, a tym samym on dowiedzie swojej potęgi, jego ukochana będzie przeszczęśliwa, jeszcze chętniej zgodzi się na oświadczyny, wezmą ślub i będą żyć długo i szczęśliwie. Znaczy, ogólnie zakładał, że właśnie tak będzie, aczkolwiek ta wyjątkowa niespodzianka miała wszystko przyśpieszyć, sprawiając, iż Naomi przepadnie za nim do reszty. Obiecywał w końcu, że będzie się starał. A jak Sasuke się stara (a robi to rzadko!), to można zapewnić, że nikt nigdy się tak bardzo nie starał. On po prostu jest najlepszy i koniec.
Na takich rozmyślaniach minęła mu cała droga. Sam się zdziwił, jak szybko dotarł na wyznaczony na mapie obszar bez zaglądania co chwilę do wskazówek. Najwyraźniej jego doskonała orientacja w terenie go nie zawodziła. Dalej był w znakomitej formie. Przystanął, rozglądając się bacznie. Spodziewał się jakichś zabezpieczeń, pułapek... jedyne co, to dostrzegł subtelne ślady iluzji. Czakra przeszywała powietrze jak pajęcza nić, otaczając go z każdej strony. Aktywował zwykłego sharingana... wtedy spokojna i zacieniona polana zniknęła, a on ujrzał wejście do podziemi. Bardzo zbliżone stylem do niektórych dawnych kryjówek wężowego Sannina. Wiedział już, że jest na miejscu. Niestety (mógł się tego spodziewać) na przeszkodzie stało mu dwoje shinobi w kamizelkach joninów. Musiał się ich jakoś pozbyć. Niedosłownie, oczywiście, chociaż kiedyś tak właśnie by zrobił. Musiał i chciał załatwić to w sposób możliwie nieszkodliwy. A skoro już i tak aktywował swoje niesamowite oczy...
Miał znakomity humor, więc czemu trochę nie zaszaleć? Ukrył się w gęstych zaroślach, zaraz błyskając oczami w stronę konoszańskich ochroniarzy. Już od lat nie potrzebował kontaktu wzrokowego, by móc wykorzystać techniki iluzyjne. Mrugnął kilka razy, a potem niemo się zaśmiał, widząc nagłe poruszenie dwójki niczego nieświadomych mężczyzn.
- Te, Kenji... - odezwał się nagle jeden. – Dlaczego tutaj przybiegły owce, do cholery...?
- Jakie owce, co ty pier... - skrzywił się od razu drugi, ale zaraz spojrzał przed siebie, wywalając oczy. – Ja pierdolę! Owce! Najprawdziwsze!
- Co owce robią w środku lasu? – dopytywał pierwszy. – W pobliżu jest chyba jakaś mała wieś.
- A jak ich dużo...! – drugi zaczął wytykać beczące stworzenia palcami. – Jedna, druga, trzecia, czwarta...
CZYTASZ
Cena Grzechu [Naruto]
FanfictionKrótko po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi Sasuke i Sakura wzięli dawno upragniony ślub. Początkowo życie wydawało się bajką. Lada moment na świecie pojawiła się Sarada. Mimo tego Sasuke, ciągle nękany demonami przeszłości, nie potrafił o...