Misja Sasuke i Naomi, część 1

219 8 3
                                    

Następnego dnia skoro świt czekała na Uchihę pod główną bramą wioski, rozkoszując się przez chwilę chłodnym, rześkim powietrzem. W tej sytuacji to mróz był ich najlepszym przyjacielem. Trzymał ich z dala od śmiertelnej choroby, a także dodawał jasności umysłu. Otrzeźwiał i orzeźwiał. Zaśmiała się sama do siebie, jakie te dwa słowa są do siebie podobne! To nie mógł być przypadek.

Lubiła wszelkie gry słowne, łamacze językowe i takie inne. Właściwie to uwielbiała wszystko, co wiązało się ze słowem pisanym. A poza tym miała doskonały humor. Może nawet za bardzo, jak na to, że za chwilę wyruszy z obcym w nieznane. A ten obcy właśnie się przy niej zjawił, jakby znikąd, obładowany ogromnym plecakiem, z przytroczonymi do niego śpiworami i namiotem. Nie tego się spodziewała. Sądziła, że Sakura będzie się za nim ciągnąć do samej bramy. Najwyraźniej jakoś uniknął takiego losu.


- Cześć - przywitał się.

- Hej - spojrzała na niego spokojnie. - Pomóc ci coś nieść?

- Nie. Dam radę - poprawił ramiączko plecaka na swoim ramieniu. Zmierzył ją od stóp do głów. - Gotowa?

- Jakbym nie była gotowa, to bym tutaj nie stała - zmarszczyła brwi. - Gdzie chcesz wyruszyć najpierw? Ja proponuję te magiczne ruiny, z których dopiero co wróciłeś, ale dam ci wybór.

- Niby tak. Ale coś cienko jesteś ubrana. Zaraz zachorujesz, ale na grypę - skwitował. - Chodźmy tam, gdzie to wszystko się zaczęło. To nie jest jakoś bardzo daleko stąd. Zaledwie około osiemdziesięciu kilometrów w głąb północno-zachodniej części kraju. A przynajmniej tak wyliczyłem z mapy.

- Pochodzę z Kirigakure. Aktualnie jest mi gorąco. Dzięki za troskę - prychnęła cicho, od razu ruszając za nim. - Dobrze więc. Sprawdzę, czy są tam jakiekolwiek ślady stuletnich zwłok, które mogłyby przetrzymać wirusa w sobie. Mam chirurgiczne maseczki, jak coś - poklepała swój plecak. - W żadne zatrute kamienie nie uwierzę, przez sto lat na pewno padał tam deszcz chociaż kilka razy, a to gówno ginie w zimnie i wilgoci.

- A fakt, że są dość głęboko pod ziemią coś zmienia? - zapytał, obierając dobrze już znany kierunek. Orientację w terenie miał na tak wysokim poziomie, że wystarczyło, że poszedł gdzieś raz. I już nie musiał używać mapy. - Zresztą, zobaczysz na miejscu.

- Nie zarazisz się czymś, co leży kilka warstw gleby pod tobą - skrzywiła się. - W takim wypadku co druga osoba wychodziłaby z cmentarza zatruta kadaweryną - skwitowała. - Aż tak magiczny ten wirus to nie jest. Jeśli w tych ruinach niczego nie znajdziemy, najsensowniej będzie chyba przeczesać teren wokół waszej wioski. Jeśli ktoś rozpylił to cholerstwo, to musiał to zrobić w pobliżu murów. Tam, gdzie chodzą ludzie. Przynajmniej czasami.

- Miałem na myśli to, czy takie warunki mogłyby pozwolić na lepsze zachowanie się wszystkiego, co tam jest - mruknął. - Tak, jeżeli niczego nie znajdziemy tam i w okolicy, to jasne. Wracamy bliżej wioski. Z szeroko otwartymi oczami.

- Tylko, jeżeli gleba byłaby sucha i gorąca. Czyli taka Wioska Ukryta w Piasku, na przykład - odparła pewnie. - Wasza piąta Hokage trzydzieści lat temu w swoim artykule napisała, że wirus czakry ginie w wilgoci w ciągu maksymalnie dwóch dni. Zdaje się, że woda spowalania jego proces namnażania, a zetknięcie z chłodem rozbija struktury białkowe, unicestwiając go. Dowodem jest na to fakt, że w trakcie Drugiej Wielkiej Wojny Shinobi ani razu nie wybuchła epidemia wirusa czakry, mimo że tysiące shinobi ścierało się ze sobą non stop. Dlaczego? Bo na terenach, na których to wszystko się działo, panowały akurat ogromne ulewy. Tarzali się w błocie, ale nie w tym wirusie.

- To wiele zmienia - uznał, spokojnie idąc dalej przed siebie. - Być może idziemy tam na marne, ale należy to zbadać. Może to przeoczyłem. Szukałem manuskryptów i starych fresków... cóż, co dwie pary oczu, to nie jedna.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz