Minęły trzy dni względnego spokoju, ale i nerwowego oczekiwania. Tego dnia od samego poranka było szaro, smutno. Wyraźnie burzowo. Ciężkie chmury wisiały nisko nad zwykle pogodną Konohą, niczym zwiastun nieszczęścia. Parne powietrze i szarogranatowy gradient na niebie nie zachęcały do spacerów, zakupów, spotkań z bliskimi czy przyjaciółmi. Wioska wyglądała na opustoszałą... całe szczęście.
Hatake od samego świtu był na nogach, kręcąc się po biurze i po koszarach w swoim płaszczu Hokage oraz urzędowym nakryciu głowy. Był napięty jak struna, chociaż ze wszelkich sił starał się zachować spokój i profesjonalizm.
- Zwiadowcy donieśli nam o kilku oddziałach shinobi zarówno z Iwa jak i Kumogakure. Prawdopodobnie zaatakują północą bramą. Nie możemy do tego dopuścić. Oddział A - przystanął, wskazując na grupkę shinobi, joninów oraz chuninów - zaszyjcie się wysoko w koronach drzew i wyciszcie czakrę. Oddział B. Wy zajmijcie pozycje tuż za granicą, niedaleko Doliny Końca. Jeżeli nie zdołacie przedostać się tam tak szybko, wspomóżcie oddział w lesie.
- Tak jest, Hokage-sama! – zawołali chórem, pochylając głowy. Potem nagle wszyscy zniknęli, jedynie kilka liści w koronach drzew cicho zaszeleściło.
Nie tylko Skały i Chmury obawiał się Kakashi. Podejrzewał, że Takigakure zaatakuje ich bezpośrednio na północnej granicy, nie wiedział też, co ostatecznie postanowił Kraj Żelaza. Zapowiadała się walka na wszystkich fronach, co było niebywale martwiące. Wrogowie osaczą najpierw cały Kraj Ognia, a z czasem dojdą do Konohy. Pod każdą bramę. Hatake doskonale zdawał sobie sprawę, iż to już nieuniknione, ale nadal silnie wierzył, że uda im się powstrzymać wrogie wojska pod bramami osady. Mimo to zarządził ewakuację wszystkich cywili do bunkrów pod głowami Kage.
Nie mógł ryzykować śmierci bogu ducha winnych cywili. Chciał uratować jak najwięcej istnień. W końcu przyrzekał chronić wioskę i jej mieszkańców, nawet kosztem własnego życia. Powiadomił kogo trzeba, aby zajęli się dostarczeniem cywili w bezpieczne miejsce. Pełen napięcia wyjrzał przez okno na panoramę wciąż dość spokojnej, chociaż teraz strasznie pochmurnej wioski. Wiedział, że tę grę musi rozegrać bezbłędnie.
***
Do Wioski Ukrytej w Liściach w tej chwili zmierzała armia. W stronę północnej bramy maszerowali żołnierze Takigakure wymieszani z samurajami z Kraju Żelaza, od zachodu z kolei pędzili gniewni, pełni nienawiści ninja z Iwagakure, a od wschodu ci z Kumogakure. Na czele z rozwścieczonym do żywego Raikage oraz stonowanym jak zawsze Daruim.
Wszystkie oddziały zmuszone były przedzierać się do wioski przez północne części Kraju Ognia, gdyż południowe granice zostały zablokowane przez shinobi Kirigakure oraz Sunagakure. Wtedy wszystko już było jasne. Zapowiadała się wojna, która podzieli całe nacje wojowników niemalże na pół. To było nieuniknione, nie było już w końcu jednego wspólnego wroga, jakim okazał się być wcześniej Madara Uchiha. Nie. Tym razem Konoha własnymi oczyma mogła spostrzec, kto stoi po jej stronie. I zapamiętać tę lekcję.
***
W rezydencji Uchiha trwało spokojne przedpołudnie. Sasuke, Naomi, Sakura, Saburo oraz Megurine przymierzali się do obejrzenia bajki z małą Saradą. Dziewczynka wymagała od nich wiele uwagi, ale nie było to dla nich większym problemem. Uwielbiali przyprawiać ją o uśmiech i spędzać z nią czas. Gdy już włożyli odpowiednią kasetę VHS do magnetowidu, rozległ się dzwonek komórki Uchihy. Był to numer nie kogo innego, jak samego Hatake.
- Halo? - zapytał od razu brunet, trochę zdenerwowany tak nagłym telefonem. Wszystkie pary oczu skupiły się na nim. - To coś ważnego, Kakashi? Właśnie mieliśmy oglądać z Saradą baj... - szarowłosy nie dał mu dokończyć.
CZYTASZ
Cena Grzechu [Naruto]
FanfictionKrótko po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi Sasuke i Sakura wzięli dawno upragniony ślub. Początkowo życie wydawało się bajką. Lada moment na świecie pojawiła się Sarada. Mimo tego Sasuke, ciągle nękany demonami przeszłości, nie potrafił o...