Dworzec w Konohagakure
Powoli dochodziła dwunasta. Naomi rozglądała się po ludziach wysiadających z pociągu z Kirigakure na peronie trzecim, chcąc dostrzec jakoś swoją dawną przyjaciółkę. Pamiętała, że była znacznie niższa od niej, ale z drugiej strony tych mahoniowych włosów trudno było nie dostrzec w tłumie brunetów i blondynów. Mrużyła powieki z zaintrygowaniem.
Wreszcie, gdzieś pomiędzy ludźmi, mignęły jej charakterystyczne włosy Megurine. Ani rude, ani brązowe. Ani też kasztanowe. Pod słońce aż biły po oczach czerwienią, co swoją drogą tworzyło ciekawy zestaw z dużymi, złotymi oczami i lekko brzoskwiniową cerą. Włosy miała proste i długie jak strąki, chociaż wcześniej miała ich znacznie więcej i układały się lekkie, niesforne fale, pusząc się. Najwyraźniej praca w laboratorium nie służyła jej. Ubrana była w płaszczyk o kolorze pruskiego błękitu, a pod nim miała cienki, szary golfik i czarne, dopasowane spodnie z jakiegoś błyszczącego się materiału. „Odwaliła się", pomyślała Naomi.
- Megurine! Hej ho! – zaczęła jej machać. – Tutaj jestem! To ja! Nao!
Sama nie wyglądała gorzej od swojej koleżanki. Również ubrała płaszcz, choć ten był w kolorze kawy z mlekiem, umiejętnie zestawiając go z czarnymi spodniami, turkusowym szalem i wiązanymi butami na obcasie. Chyba nawet były ze skóry. Włosów nie związywała, pozwalając delikatnym lokom spływać jej delikatnie po plecach i lśnić złotem w promieniach słońca. Ludzie na stacji się za nią oglądali, ale zupełnie nie zwracała na to uwagi. Czekała, aż Megurine do niej podbiegnie.
Gdy dziewczyna ją dostrzegła, zaczęła machać jej jak szalona, torebką prawie obijając idących koło niej ludzi. Sprawiała wrażenie roztrzepanej, postrzelonej... i w rzeczywistości właśnie taka była. Jakim cudem nie myliła odczynników i próbek? Nikt tego nie wiedział. Zanim Naomi się obejrzała, Meg zaczęła do niej biec, stukając brązowymi kozaczkami na niskim koturnie.
- Naomi...!! - pisnęła z daleka, zaraz wpadając dziewczynie w ramiona.
- Tyle lat, Megurine... jak dobrze cię widzieć – westchnęła radośnie, ściskając koleżankę z mocą. – Gdzieś ty kupiła ten płaszcz, ty mi lepiej powiedz... muszę go mieć!
- Tyle lat, a ty nic się nie zmieniłaś! - uściskała ją serdecznie. - Musisz, i nawet już masz - pomachała jej przed twarzą torbą na zakupy. - Była przecena o czterdzieści procent, więc uznałam, że tobie też taki kupię.
- Ty też się nic nie zmieniłaś! – zapewniła ją, zaraz wywalając oczy z radości. – Kya! Mówisz serio? Nie trzeba było! Ile jestem ci winna? – zalała ją od razu falą pytań, odbierając torbę od złotookiej. Rzuciła okiem. Faktycznie. Pruski błękit.
- Nic mi nie jesteś winna, to takie marne zadośćuczynienie za przerwany kontakt - uśmiechnęła się trochę smutno, ale zaraz rozpogodziła się. - Uznałam, że będzie ci pasował, no i uwielbiasz takie kolory - obróciła się, aby wziąć przyjaciółkę pod rękę. - Ale nie mogę się doczekać, aż mi wszystko opowiesz!
- Pozwól, że opowiem ci dopiero na miejscu. Za dużo tutaj ludzi i nie wiadomo, czy ktoś się tutaj nie ukrywa - zmarszczyła brwi. - Idziemy do domu państwa Uchiha. Poznasz jego żonę, jego córkę, Saburo też jest na miejscu.
- No nie... - westchnęła. - Naooo... uwikłałaś się w romans z zaobrączkowanym? - zapytała cicho.
- Nie oceniaj mnie - prychnęła, również ściszając głos. - Nie zrobiłam tego specjalnie... zresztą. To on zaczął!
- Najwyraźniej chcąc nie chcąc oczarowałaś go swoim urokiem - uznała. - Kto by przeszedł obok ciebie obojętnie?
- Ech, tu nie chodzi o wygląd ani zalotne spojrzenie - mruknęła. - To coś głębszego, Meg. Coś, czego nigdy wcześniej jeszcze nie czułam. No ale o tym potem. Powiedz mi. Jak twoja podróż? Powiedziałaś w ogóle ciotce Mei, że do mnie jedziesz?
CZYTASZ
Cena Grzechu [Naruto]
FanfictionKrótko po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi Sasuke i Sakura wzięli dawno upragniony ślub. Początkowo życie wydawało się bajką. Lada moment na świecie pojawiła się Sarada. Mimo tego Sasuke, ciągle nękany demonami przeszłości, nie potrafił o...