Zabijcie mnie!

110 5 4
                                    

W Kumogakure nastał kolejny dzień. Dzień kolejnej męki i niewiadomej dla więzionego od jakiegoś czasu Sasuke. Znów dostał dość bogate śniadanie, jak na więziennie warunki, i czekał na przyjście swoich oprawców. Nadal cholernie bolała go szyja, mimo że tortura Widelcem Heretyka miała miejsce dwa dni temu. Ale starał się być dzielny, sądząc, że niedoprowadzające do śmierci pomysły strażników w końcu się wyczerpią. Jakże się pomylił...

Teraz było najgorzej. Po przypięciu go do krzesła podstawili do niego drewniany stolik, każąc położyć mu na nim rękę. I się zaczęło. Najpierw jeden ze strażników cel wyjął igłę, bez zbędnej delikatności wbijając mu ją pod paznokieć kciuka. Sasuke zawył z bólu. Na dodatek cały się trząsł. Nienawidził igieł od walki z Haku...

Zrobiło mu się słabo, cały drżał, a do oczu nabiegły mu łzy. W dodatku poczuł, że chyba zaraz zwróci całe śniadanie. To, co przeżył do tej pory, nie mogło się z tym równać. Krzyknął na całe gardło, gdy kolejna igła spoczęła pod paznokciem palca wskazującego, potem środkowego... i tak dalej. Ból był, delikatnie mówiąc osłabiający. Całe śniadanie zebrało mu się wreszcie w ustach, co niebywale cieszyło oprawców. Ostatnim razem niby się go przestraszyli, ale teraz najwyraźniej uznali, że pokażą mu, gdzie jest jego miejsce.

Był blady jak ściana, a spocony tak, jakby złapała go silna ulewa na zewnątrz. Tak się bał i tak to bolało. Zaszlochał bezradnie niczym dziecko, gdy jego oprawca przymierzył się do wyrwania mu całego paznokcia z kciuka. Tym razem zamiast igły wziął skalpel, podważając nim płytkę. I szarpnął. Trysnęła krew.

Wrzasnął tak głośno, jak jeszcze nigdy. Od razu poczuł, że ma podrażnione gardło, chociaż to nie było największym problemem. Palec z wyrwanym paznokciem krwawił, pulsował i piekł, zupełnie, jakby wsadził go wprost do lawy. Po jego twarzy mimowolnie zaczęły płynąć strumienie łez. A miał jeszcze cztery paznokcie...

- Z-Zabijcie mnie... - wyjęczał nagle.

- Niestety Kakashi wolał zgotować ci dożywocie! - zaśmiał się wrednie strażnik, wbijając skalpel pod jego palec wskazujący. I ten paznokieć też właśnie wyrwał.

- AAAAAAAAAAAAAAAGH!!! AAAAAAAAAAAA...!! - z jego ust wyrwał się taki właśnie wrzask, który aż zadudnił o ściany Sali tortur. Zwiesił bezsilnie głowę, czując, jak łzy zalewają mu całą twarz ciepłym strumieniem. Do tego treść żołądka podchodziła coraz wyżej...

Wreszcie zwymiotował. Wypluł haust niestrawionego w pełni śniadania na stół, dusząc się i dławiąc własnymi wymiocinami. Szarpało go mocno, był cały w spazmach. Po chwili zaczął pluć czystą żółcią, ale treść pokarmowa spływała już wszędzie...

- Buahahaha! - śmiali się z niego. - Delikatny jak jakaś baba! Faktycznie pedałek, ha!

Tym razem Sasuke nie miał siły, ani możliwości, żeby odparować. Wciąż nim szarpało, przez co miał wrażenie, że się dławi i dusi. Coś tak okropnego... z przyjemnością zamieniłby to na jeszcze jeden gwałt Orochimaru. Do tamtego już przywykł i nawet zobojętniał. Ale to... czuł, że dziś wyjdzie z tej sali zniszczony do reszty.

Długo go jeszcze męczyli. Odstawili ten zarzygany stół na bok, a wtedy jeden z oprawców chwycił go mocno za rękę, radząc sobie bez oparcia. Tak po prostu wyrwał mu pozostałe trzy paznokcie, zostawiając drżącą dłoń solidnie zalaną krwią. Dopiero wtedy Darui użył jakiejś techniki suitonu, wymywając nagle całe pomieszczenie, a brudną wodę wylewając otwartym oknem. Przynajmniej smród wymiocin zelżał.

Jednakże nie był to koniec jego męki. Strażnicy jeden z drugim szeptali coś między sobą, by wreszcie się naradzić.

- Hej! Niech ktoś przyniesie sól! W wiaderku - zawołał ten od wyrywania paznokci.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz