Wróg nie śpi

171 9 0
                                    

Daleko od Konohy, gdzieś wśród groźnie wyglądających pasm górskich, na których nie rosły lasy ani nawet nie leżał śnieg mieściła się Iwagakure no sato, czyli Wioska Ukryta w Skałach. Potocznie nazywana po prostu „Kamieniem" nie zachęcała turystów do odwiedzin. Teren był surowy, a wioska sama w sobie wyglądała raczej jak odcięta od reszty świata twierdza. Temperatury bywały tam równie wysokie co w Sunagakure, jezior i rzek było niewiele, a ziemia mało urodzajna. Gospodarka Kraju Ziemi, mimo bycia jedną z wielkich nacji, opierała się co najwyżej na wytwarzaniu broni i ewentualnie budownictwie. A wioska shinobi... ogromna i bezwzględna. Nieprzyjazna. Podobnie jak Kirigakure w zamierzchłej przeszłości.

Na ulicach panował zgiełk. Ludzie w przeróżnym wieku biegli tylko w sobie znanym kierunku. Jedni na targ, drudzy do Akademii, trzeci do lekarza czy po prostu na kawę do sąsiadki. Mimo tej surowości osada tętniła życiem. Ludzie zdawali się być szczęśliwi mimo przeciwności losu, mimo niedostatku pieniędzy. Relaksowali się w ulicznych barach, małych restauracjach. Kupowali lody i mrożoną herbatę na małych stoiskach...

W jednym z typowo herbacianych barów usiadła niepozorna grupka mężczyzn. Było ich czterech. Każdy z nich miał dość jasną skórę i brązowe włosy, choć akurat posturą oraz rysami twarzy już bardzo się od siebie różnili. Zamówili duży dzbanek zielonej herbaty z ryżem, do tego po sztuce dango i misce umeboshi. Zajęci skromnym, słodkim posiłkiem nasłuchiwali.

Ich uwagę przykuła dwójka chuninów siedząca przy samym barze.

- Pierdolona Konoha. Zesrała się z tym pokojem. Ten cholerny pokój nas wykończy! - bulwersował się czerwonowłosy do kolegi o ciemnoczekoladowych włosach. - To już dwa miesiące. Dwa pierdolone miesiące. A ja nie dostałem żadnej misji! Nie, nie. Pomoc na budowie nie jest żadną misją. Jestem shinobi! - uderzył się kciukiem w pierś.

- Ciesz się, że w ogóle masz robotę - prychnął jego kompan do picia. - My żyjemy z odłożonych resztek i tego, co zarobi żona. Szyje jakieś sukienki i inne szmaty dla bab - mówił wręcz z odrazą w głosie. - Moja żona! Kunoichi z szanującego się klanu!

-To jest, kurwa, stary... przegięcie - czerwonowłosy położył mu rękę na ramieniu. - A oby tę Konohę szlag trafił. Może ktoś wreszcie się za nią weźmie?

- A kto się niby weźmie? - aż parsknął. Uderzył pustą czarką o ladę z impetem. - Barman! Herbata! Już - fuknął. Potem odchrząknął. - Przecież mają tam tego całego Lisiego Demona. I ostatniego Uchihę z oczami na jakichś sterydach czy chuj wie jakich. I Tsunadę starą i Tsunade młodszą. I ten Hatake jest teraz Hokage, srał go pies. Jego własny pies najlepiej.

- To niby jest powód, by niczego z nimi nie zrobić?! - oburzył się. - To tylko wymówka. My też mamy wspaniałych shinobi! Chętnie skrzyknę paru chłopa, wezmę broń i ruszę na skurwysynów!

- O. Dobrze prawisz, chłopie. Wiszę ci kolejkę! - jakiś czterdziestolatek pomachał czarką z jednego ze stolików.

- Jebać Uchihów! - zawtórował ktoś z drugiego końca sali, machając nie tyle czarką, co całym czajniczkiem na herbatę. - I jebać Uzumakich! I jebać Senju! Wszystkich jebać! Jebać skurwysynów!

- JEBAĆ! - po chwili dołączyli do nich wszyscy w lokalu. Chcąc nie chcąc, spokojnie siedząca czwórka mężczyzn, zmuszona była wiwatować swoimi czarkami zarazem z nimi, aby czasem nie wpaść. Wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

Wkrótce opuścili lokal, w którym krzyki i bluzgi w stronę najwybitniejszych klanów Wioski Ukrytej w Liściach trwały w najlepsze. Poziom zawiści, nie, nienawiści był ogromny. Zdawało się, iż niechęć od dnia zakończenia Czwartej Wojny rosła z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. I nikt nie zdołał jej w porę powstrzymać.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz