Ceremonia

101 3 0
                                    

Dzieci były spokojne i nakarmione. Klony pilnowały ich jak oka w głowie. Sasuke i Naomi już schodzili na parter z wystrojoną jak księżniczka Saradą, kierując się do wyjścia, a za nimi po minucie albo dwóch zlecieli Saburo razem z Sakurą, tylko ta mała, nieporadna Megurine odrobinę się guzdrała. Miała największy problem z wybraniem stroju. Wszystko dlatego, że od paru lat przechodziła transformację z fioletów w granaty. Mimo wszystko serce rozpierała jej miłość do obu tych kolorów, dlatego czasami bardzo długo sterczała przed dwoma bluzkami czy sukienkami.

- Dobra... jeden pies, kobieto - burknęła na samą siebie, ostatecznie decydując się na granatowe, dopasowane qipao. Było skromnie przyozdobione kwiatowym wzorem na piersi i przy lewym dolnym brzegu. Nie bawiła się kimona ani yukaty. Nie miał kto jej pomóc w kłopotliwym zawijaniu i wiązaniu, zresztą odkąd pożyczyła strój na randkę z Daruim od Haruno, bardzo jej ten krój przypasował. Poprawiła luźnego koczka, aby niesforne kosmyki nie odstawały na wszystkie strony. Jej włosy nadal były trochę sztywne. Spojrzała szybko w lustro i wreszcie opuściła pokój, aby dołączyć do reszty. Nie zamierzała słuchać uwag Uchihy.

- Jednak granatowa! – zawołała do niej kociooka, która już trzymała dłoń na klamce od frontowych drzwi. – Dobry wybór, fiolet czasami zbytnio zlewa ci się z włosami - Sasuke jedynie kręcił głową w ciszy.

- Spodobała mi się sukienka pożyczona na randkę z Daruim, więc kupiłam podobną. Budzi miłe wspomnienia, ostatecznie wygrała - uśmiechnęła się przelotnie, spoglądając na resztę. - Przepraszam was. Nie chciałam, aby tak wyszło.

- Dobra - Uchiha westchnął, przewracając oczami. - Już nie trać czasu na gadanie. Jeszcze chwila i zacznie się bez nas.

- Ty to milutki jak zwykle – westchnął Saburo, uśmiechając się pogodnie do dawnej koleżanki z Akademii. – Dobrze wyglądasz, Meg.

- Piękno w prostocie – skwitowała luźno Naomi. – Megurine zawsze ubiera się skromnie, ale błyszczy przy tym urodą – pochwaliła przyjaciółkę. – Chodźcie, bo mój narzeczony zaraz zamieni się w błyskawicę i nas tu zostawi.

- Bo się zarumienię... - Shirasu dotknęła obu swoich policzków, czując nagły przypływ ciepła na twarzy. Nie była przyzwyczajona do tylu komplementów na raz. - Jasne, chodźmy już - skinęła wreszcie głową, widząc, jak brunet rzeczywiście wyrywa się do przodu. Nienawidził się spóźniać.

Na szczęście się nie spóźnili. Kiedy wreszcie dotarli do głównej bramy dzielnicy klanu Hyuga, pozostali goście i tak dopiero się schodzili. Mieli dobre pięć minut w zapasie. Już z oddali machał i wrzeszczał do nich Naruto, który choćby za cenę życia (trochę dramatyzował) postanowił zaprowadzić przyjaciół na specjalnie wyznaczone dla nich przez głowę klanu miejsca.

- Sasuke! – krzyczał. – Wywalczyłem dla was miejsca w pierwszym rzędzie! Będziecie mogli dojrzeć każdą kroplę potu na twarzy Tsubasy, dattebayo! – szczerzył się.

- Naruto - rzucił zamiast powitania, podchodząc do rozemocjonowanego blondyna. - To miłe z twojej strony, ale ciekawe co na to pan młody? Tyle znajomych twarzy, tak blisko... tym bardziej gdy tak o tym mówisz. Bardzo jest zdenerwowany?

- Sam uznał, że woli widzieć was niż obcych - machnął ręką. - Nie jest tak źle. Ty miałeś większego kija w dupie za pierwszym razem - roześmiał się, klepiąc go zaraz po ramieniu. - Nao-chan, Sakura-chan, Megurine-chan, Sarada-chan! Jesteście przepięknie ubrane, dattebayo! Przepiękne, oczywiście, też! - dodał szybko, już dostrzegając uniesioną brew Sakury. - Absolutnie przepiękne!

- No - Haruno wypięła chudą pierś, zadowolona z poprawy Uzumakiego. - Ja myślę - zaraz zachichotała, wtulając się w ramię ukochanego. - Ależ cię Hinata wystroiła - również pochwaliła chłopaka. Miał na sobie pomarańczową męską yukatę w czerwone wiry.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz