Więzienie

135 6 0
                                    

Po chwili cały dom pachniał już kokosem i ostrą przyprawą curry. Yuki brylowała w kuchni, krojąc a to cukinię, a to paprykę, a to robiąc autorską mieszankę przypraw (bardziej ufała sobie niż produktom z paczek). Mięso wcześniej zamarynowała, wstawiając je jeszcze szybko na pół godziny do lodówki. Parę minut przed osiemnastą usłyszała żywe pukanie do drzwi. To było Saburo. Spocony jak nigdy.

- Gdzie moja wisienka?! - krzyknął jeszcze na wejściu, choć ledwo łapał oddech i ciągnął torbę sportową na ramieniu.

- W szpitalu - odpowiedziała Naomi zamiast powitania. Widząc przejęcie swojego dawnego kochanka nie wiedziała, co o tym myśleć. Ciężko było powiedzieć, czy nadal było to szok czy może szczęście. - Wróci najpewniej za godzinę - dodała, otwierając szeroko drzwi. – Wejdź, Saburo. Naleję ci czegoś, bo zaraz zejdziesz mi w progu. To znaczy im. W progu.

- Kurwa mać, Naomi... - jakby zignorował jej słowa, rzucając torbę na ziemię i biorąc ją zaraz w ramiona. - Tak mi przykro... co ty musisz teraz czuć... odbijemy go, pójdziemy do Mizukage i poprosimy o wspólną misję z Konohą! - gorączkował się, patrząc jej prosto w oczy. Zaraz pociągnął mocno nosem. - O! Gotujesz curry!

- Odbijemy - powiedziała nagle pewnym siebie tonem, pozwalając mu się tulić. Rozluźniła się w jego ciepłym i silnym objęciu. Pachniał truskawkami... albo malinami. - Nie ma nawet innej opcji. Nie dam mu tam zgnić. A tym skurwysynom jestem winna sromotny wpierdol - dodała z mocą. - Tak. Ryż jeszcze dochodzi. Zjemy, ale dopiero jak mała Sarada wróci.

- Nie szarżuj, Nao... - spojrzał na nią uważnie. Ujął jej twarz w dłonie. - Tyle lat pracowałaś na to, żeby być normalna i żeby twój klan znowu pokrył się chwałą... - przypomniał. - Zobaczymy, czy wpierdol będzie konieczny. Szczególnie sromotny w twoim wykonaniu - dodał, po czym spytał. - Jak to dziecko to przeżyło, co...?

- Nie pouczaj mnie, Saburo - burknęła w jego bluzkę, wzdychając ciężko. - Nawet nie wiesz, jak o tym marzę. Mój Sasuke... - zakończyła cicho, zaraz wysuwając się z jego objęć. - Na pewno koszmarnie. Zaraz się zresztą dowiemy. Mi by na jej miejscu pękło serce i straciłabym chęci na wszystko.

- Mnie chyba tak samo - westchnął już tylko, ściągając buty i lekki granatowy płaszcz. Wzdychał teraz co chwilę, nie chcąc bardziej denerwować dziewczyny. Ostatecznie powlókł się za nią do kuchni. Zaparzyła mu herbatę, a on przy okazji pomógł wyłożyć wszystko co trzeba na stół w jadalni obok. Czekali na Sakurę, Saradę i Uzumakiego.

Mimo że zawsze mieli mnóstwo tematów do rozmowy, teraz jakoś ciężko było znaleźć jakikolwiek. Siedzieli z posępnymi minami, popijając gorący napój. Spoglądali na siebie co chwilę, racząc się to dodającym otuchy uściskiem dłoni czy objęciem. Czasami słowa były zbędne. Czekali i czekali. Aż wreszcie usłyszeli dzwonek do drzwi.

Na werandzie stał niezwykle przejęty sytuacją Naruto, trzymając smutną Saradę na rękach. Tuż za nim wlokła się dość blada na twarzy Sakura - pewnie cierpiała ze zmęczenia i z powodu mdłości. Najwidoczniej spotkali się tuż po drodze.

- Hej... - przywitała się cicho Nao, zaraz patrząc na małą brunetkę. - Cześć, kochanie. Jak się czujesz...? Ciocia Nao do ciebie przyjechała...

- Cześć, ciociu... - wyszeptała smutno Sarada z opuchniętymi dużymi oczkami. Od razu wyciągnęła do niej swoje małe rączki. - Tęskniłam... dobrze, że ciocia jest.

- Chodź do mnie, skarbie... - powiedziała do niej z gulą w gardle, biorąc ją na ręce od blondyna. - Wejdźcie. Ugotowałam obiad. Sakura... - spojrzała na kobietę. - Jak w pracy?

- Mięta pomogła. Nie wymiotowałam już - odpowiedziała szatynce, dyskretnie ocierając palcem łzy z lewego oka. - Także całkiem w porządku... Naprawdę? Co ja bym bez ciebie zrobiła, Nao! - szczerze się ucieszyła, mimo że jej twarz nadal wyrażała smutek.

Cena Grzechu [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz