XXIV.

983 43 0
                                    

Lauren w nocy budziła się kilka razy, ale spała dosyć spokojnie i dziękowała za to Bogu. No może nie do końca tak potężnej sile a była wdzięczna za brązowooką kobietę obok niej. Zamiast potu, krzyku, strachu i koszmarów mogła cieszyć się normalnym snem i poczuciem bezpieczeństwa. Za drugim razem obudziła się nad ranem około godziny 5 i powoli wysmyknęła się z objęcia Camili. Upewniła się, że śpi dalej, złapała jedną z bluz rozrzuconych na podłodze i wyszła na balkon. Tak bardzo potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza i nareszcie się udało. Patrzyła się w dal, na wysokie budynki, miasto budzące się do życia i nielicznych ludzi przechadzających się po chodnikach czy parku. Oparła się o balustradę balkonu i odruchowo sięgnęła do kieszeni bluzy po papierosy. Ku jej zdziwieniu nadal tam były i zapalniczka też się znalazła. Wzięła jednego do ust, ale w ostatnim momencie wypuściła go i pozwoliła mu swobodnie spaść z tak dużej wysokości.

Wbrew pozorom nie zaznała spokoju tak wielkiego, jak podczas snu u boku kobiety. Wręcz przeciwnie, ponieważ głowa pękała jej od natłoku myśli. Te złe, podsuwające jej wizje odejścia Kubanki i tragedie, przeplatały się z dobrymi do których należało między innymi wspomnienie którejś wspólnej nocy. Po dłuższej chwili z zamyślenia wyrwały ją wibracje telefonu w jej kieszeni. Nie spieszyła się z odebraniem, ale ostatecznie zlitowała się nad dzwoniącym. Nie była jednak przekonana, czy to dobry pomysł.

- Słucham - powiedziała zaraz po odebraniu. - Dobrze cię słyszeć... - zatrzymała się na moment i uważnie słuchała. - Nie wiem, po jaką cholerę mam tam być. Nie widzi mi się.... - nie dane jej było dokończyć. - To rusz swoje cztery litery z łóżka i łaskawie mu przekaż, że nie. - Co mnie to interesuje? Czy ja ci wyglądam na matkę Teresę albo innego Jezusa? Nie będę sobie psuła dnia ani wam, bo dobrze wiemy, jak to się skończy...

Rozmowa nie trwała długo, ale z każdym nowym słowem i wątkiem dyskusji była ona coraz głośniejsza. Siłą rzeczy Lauren była tak wsłuchana i zdenerwowana, że nie zwróciła na to uwagi. Dopiero kiedy skończyła rozmawiać to usłyszała czyjeś kroki. Camila niczym małe dziecko założyła za dużą bluzę Jauregui i przydreptała na balkon, skąd dobiegał głośny i stanowczy głoś zielonookiej.

- Rocky? - zapytała opierając się o framugę drzwi balkonowych. - Znowu coś źle zrobił?

- Jezu Camila nie chciałam cię obudzić - podrapała się po głowie z nerwów i oparła się plecami o balustradę balkonu. - Tym razem to nie był on a szkoda. Może wtedy nie musiałabym odbierać i się męczyć tylko po prostu zagrozić zwolnieniem, czy coś...

- Jesteś dosyć tajemnicza - zaczęła, krzyżując ręce na piersiach. - Nie wiem, czy chce wiedzieć o co wam poszło. Z pewnością to nie był drobiazg, ale nie musisz zawsze wydzierać się na ludzi. Nie należymy do tych mądrych istot, ale to chyba plus, bo nie jest nudno. Jakby wszyscy się ciebie słuchali tak, jak ja kiedyś to dla nikogo nie skończyłoby się to dobrze, zapewniam cię - odpowiedziała najspokojniejszym tonem, jaki ten świat był w stanie kiedykolwiek usłyszeć.

- To była Taylor i ojciec za kilka dni ma urodziny - zaczęła, podchodząc bliżej do kobiety. - Chcieli żebym przyjechała, bo robią małe przyjęcie. Bardziej to jest taki obiad, ale jakoś bardzo mnie to nie obchodzi... i tak się nie wybieram - sprostowała.

Nie miała pojęcia, co się dzieje i dlaczego się tak zachowuje. Camila działa na nią, jak nikt inny i pod wpływem jej słów jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Wystarczyła chwila, spokój i te przepiękne czekoladowe tęczówki w których teraz zatapiała swój wzrok. W tamtym momencie chciała po prostu przytulić ją, ale zdawała sobie sprawę, że to nie jest takie łatwe.

- Może właśnie powinnaś tam pojechać... - zaczęła, podchodząc bardzo blisko Lauren. - Znam cię, jak nikt inny i wiem, że tak łatwo się nie poddajesz. Jeżeli sprawa dotyczyłaby mnie, to w takim razie nie odpuściłabyś do końca swojego życia i zabiłabyś wszystkich, którzy mi cokolwiek zrobili. W tej sprawie ja nie gram żadnej roli i to jest jedynie twoja walka z ojcem, który nie powinien nim nawet być - zaznaczyła i od razu popatrzyła się głęboko w oczy zielonookiej.

First Flirt [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz