V.

1.2K 64 0
                                    

Delikatny letni wiatr zwiewał każdy, pojedynczy kosmyk włosów Camili w inną stronę. Czuła jak jej serce bije szybko i głośno, chcąc za wszelką cenę wydostać się z jej piersi. Jej mimika nie zdradzała nic, poza całkowitym osłupieniem. Miała ochotę usiąść, aby nie upaść na marmurową podłogę, ale nie była w stanie nawet postawić kroku. Doznała całkowitego paraliżu, ale tym razem czuła, że jej nogi są jak z waty. Pot małymi kropelkami spływał jej z czoła, zlepiając się z niesfornymi włosami. Cienka granica emocjonalna dzieliła ją od nagłego wybuchu płaczu z powodu bezradności i osłupienia.

Camila nie była słaba, ale jej jedynym czułym punktem była Lauren. Potrafiła niegdyś znieść wszystko dla niej, zapominając całkowicie o swoich aspiracjach, ale teraz...miała ochotę wykrzyczeć jej imię na całą dzielnicę. Chciała tylko spokoju, ale jak za sprawą magicznej różdżki cała jej harmonia została zaburzona. Nie z miłości, złości, czy też smutku, ale z wszechogarniającej ją frustracji. Budowała to przez 2 lata, uczęszczając do terapeuty, ale dopiero niedawno osiągnęła upragniony cel – akceptacje sytuacji. W pewnym momencie zadumy zrozumiała, że historia się powtarza...bynajmniej ona żyła w tym przekonaniu.

- Proszę, zostaw mnie w spokoju - wyszeptała, sylabizując każde, pojedyncze słowo.

Chwilę, po wypowiedzeniu tych słów, zsunęła się po ścianie na podłogę, przyciągając kolana do swojej klatki piersiowej. Nie płakała, nie chowała głowy w kolana, nie oczekiwała pomocy, po prostu patrzyła się w dal, przypominając sobie sytuację z Lauren.

...................................................................................

- Camila - zaczęła starsza. - Dasz radę, tylko uwierz w siebie - dodała, kładąc rękę na ramieniu kubanki. 

- No nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Laur - zwątpiła tuż przed wejściem do wielkiego gmachu. 

- Zaufaj mi, bo lepszego architekta nie znajdą nawet na innym kontynencie, słonko - odpowiedziała, szczerze uśmiechając się w jej stronę. 

- No dobrze, zaufam ci najbardziej, jak tylko mogę - wyszeptała, wchodząc do firmy.

...................................................................................

Na samo wspomnienie kąciki jej ust lekko się podniosły, ale nie był to triumfalny uśmiech. Tamta chwila pozwoliła spełnić jej najskrytsze marzenie, akceptując przeciwności losu. Od zawsze chciała zyskać wymarzoną pracę i być najlepsza w tym, co robi. Gdyby nie wsparcie Jauregui nigdy nie osiągnęłaby tyle co teraz. Dzięki niej weszła do budynku jej obecnej pracy i przeszła rozmowę kwalifikacyjną śpiewająco. Była jej za to niezmiernie wdzięczna, ale teraz żywi do niej tylko pogardę.

- Po jaką cholerę ja jej zaufałam? - zapytała, jakby samą siebie. - Drugi raz nie zepsuje mi życia.

Nie myślała długo, tylko od razu chwyciła za telefon i napisała jej wiadomość. Chciała mieć już wszystko za sobą, ale ilekroć zbierała się do napisania jej referatu o uczuciach, jakie nią targają momentalnie odpuszczała. Tym razem miało być inaczej...miała wytrwać do końca.

Do +34567256*: Witaj Lauren. Na twoim miejscu nie pisałabym do osoby, którą złamałaś, jak nic nie wartą zapałkę. Nie wiem czego ode mnie chcesz, prócz tego projektu, ale zaręczam, że w najbliższym czasie przekaże sprawę pracownikowi w rankingu po mnie.
Miałam cię już dawno za sobą, ale wracasz równie szybko, jak niszczysz ludzką psychikę...uczucia.
Nie zamierzam wpaść ci w ramiona, ale chcę z tobą skończyć raz na zawsze Jauregui.
Odnajdź w sobie odpowiednią osobowość i zostaw mnie w jej imieniu w spokoju, bo nikt inny nie zostanie przy tobie długo. Tylko ty potrafisz ze sobą rozmawiać, tylko ze swoimi perspektywami i wersjami siebie.

First Flirt [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz