- Starasz się, Lauren... - zaczęła otwierając butelkę mocnej whisky. - A wszyscy i tak to wykorzystują przeciwko tobie, co? - Powiedziała sama do siebie, stąpając po stłuczonym szkle w swoim salonie. -Nędzna Elizabeth nawet teraz ci nie pomoże, bo na to już nie ma ratunku - zaznaczyła, patrząc się na sporą szklankę.
Pod jej niemal gołymi stopami przewijały się kawałeczki niegdyś pięknego lustra. Nie wierzyła w przesądy, więc nie obawiała się o swój dalszy los z tego powodu. Symbolizm ją przytłaczał, bowiem znała doskonale swoją obecną sytuację. Była taka sama, jak to lustro. Swego czasu mająca władzę nad swoim własnym życiem i życiem innych. Teraz rozbita wewnętrznie i wyzbyta wszelkiej pewności siebie. Mówiła, co jej ślina przyniosła na język nie zważając na ewentualne brednie. Czuła się, jak ten ptak w klatce. Uwięziona na jednym z najwyższych pięter wieżowca, znająca doskonale swoje przeznaczenie. Ciążące nad nią fatum zabierało jej siłę, radość i powodowało jedynie nędzną obojętność i bezradność. Była spisana na cierpienie i samotność. Tylko w ten sposób mogła jakoś funkcjonować. Taki żywot można przyrównać do wegetacji, ale nie miała siły na jego kontrolę. Wszystko, co dawało jej siłę i szczęście przeminęło równie szybko, co większe kawałki szkła, które krok po kroku miażdżyła.
Jej wzrok stopniowo i coraz bardziej zatapiał się w przejrzystym trunku. Miał w sobie coś takiego kojącego, ale jednocześnie budował napięcie, które może szukać ujścia w najmniej odpowiednim momencie. Jej mięśnie stopniowo napinały się, ale z każdym głębszym spojrzeniem ponownie się rozluźniały i to głowa pełniła wtedy najtrudniejsze zadanie. Miliony myśli, szukających ewentualnego scenariusza na spełnienie, argumenty za i przeciw w sprawie byłej dziewczyny, rodzina, terapia, choroba, szantaż. Nikt nie był bez winy, ale w tamtym momencie marzyła jedynie o chwili ukojenia. Nie była w stanie zaznać go tak szybko, bowiem nie widziała żadnego rozwiązania sytuacji. Pogłębiała jedynie swój amok i tkwiła w nim w najlepsze. Najgorsze, co w tamtej chwili mogła zrobić, to spojrzenie na przyczynę swojego olbrzymiego cierpienia. Sfingowane dowody przyciągały ją do siebie. Jakaś silna siła kazała jej ponownie spojrzeć na to, co przed kilkoma dniami zniszczyło ją niemal doszczętnie. Nie była na tyle silna, ale pozwoliła na to, aby do jej głowy wdarły się wspomnienia tamtego dnia. Przed swoim oczami znowu miała obraz swojej ukochanej z kimś innym. Poczuła wszechogarniający ból i błagała o to, aby to kiedyś się skończyło. Rozbiła szklankę z drogim, mocnym trunkiem na którejś ze ścian mieszkania. Struga cieczy spływała po jasnej farbie, przypominając walkę z czasem. Heroiczna podróż na sam dół a później zderzenie z podłogą przypominało całe życie szatynki. Umiała myśleć poza schematami, więc równie szybko to zauważyła. Zmęczenie przejęło nad nią całkowitą kontrolę, ale równie silna była rządza walki, aby zemścić się na tych, którzy ją zranili.
- Złoty róg.... - zaczęła kręcąc sarkastycznie głową. - Teraz tylko czapka z piór, jak to mówią.
Chciała pójść do łóżka, bo był już późny wieczór. Jednak siły jej jakby odjęło, więc podłoga w tym przypadku była również dobrym miejscem. Niestety mocne dobijanie się do drzwi skutecznie ją ocuciło, toteż ciekawość zwyciężyła. Najpierw spojrzała przez wizjer, ale widząc swojego brata, po prostu otworzyła drzwi i powędrowała z powrotem do salonu.
- Lauren, czemu nie przyje... - przeraził się widząc stan jej mieszkania i jej własną dyspozycję. Zamknął za sobą drzwi na klucz i podszedł nieco bliżej, uważnie patrząc pod nogi. - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Nie, możesz już iść - zaznaczyła szorstko i rzuciła się na fotel. - Pa, Chris.
- Niech zgadnę - zaczął, strzepując szkło z drugiego fotela. - Twój związek legł w gruzach? Zrobiłaś coś Camili? - zapytał z wyczuwalnym strachem w głosie.
- Och, litości! - krzyknęła teatralnie. - Biedna Camila Cabello jest ofiarą okropnej, apodyktycznej, wyprutej z emocji Lauren Jauregui! Tak to widzisz, Chris! - Krzyknęła na niego i nie oderwała wzroku. - To ta dziwka mnie zdradziła, braciszku. Ot cała historia - skwitowała, wyjmując kolejną szklankę do alkoholu.
Chłopak wręcz nie mógł wyjść ze zdziwienia. Wpatrywał się w nią, jak w kosmitę i nie rozumiał żadnego słowa, które wypowiedziała. Uważał, iż Camila wiedząc o całej sytuacji, nie byłaby w stanie wykorzystać Lauren tak po prostu, bo konsekwencje tego czynu mogłyby być tragiczne w skutkach. Po dłuższej chwili przetarł jednak czoło i wiedział, że musi interweniować. Był w tej chwii jedyną nadzieją na to, że jego siostra tej nocy będzie bezpieczna.
- Camila cię zdradziła? - zapytał nie wierząc w ani jedno słowo. Tym samym wyrwał jej butelkę whisky i nie pozwolił, aby w ten sposób radziła sobie ze smutkami. Postawił ją na innym stoliku, dużo dalej i zbliżył się do niej. - Wyglądasz, jak śmierć. Idź się umyj a ja na ciebie tu poczekam. No dalej! - krzyknął.
Chris miał teraz stosunkowo dużo czasu na przemyślenia. Lauren zawsze, będąc niemal w agonii, bierze długie kąpiele lub też prysznice. Wziął więc jej telefon i zamierzał w ten sposób na własną rękę zdobyć obiektywne dowody i przerwać to błędne koło.
- No szybciej, działaj - wydukał, próbując go włączyć. Jego entuzjazm przygasał, kiedy na ekranie pojawiła się ikona o rozładowanej baterii. - To jest wprost jakaś farsa - wycedził, szukając nerwowo jakiejś ładowarki.
Znalazł podłączoną do kontaktu w kuchni i to tam właśnie pognał z telefonem. Po kilku minutach do jego uszu cały czas dobiegał dźwięk wody z łazienki i urządzenie nareszcie się odpaliło. Miał jeden cel, zatem nie interesowały go sms-y, e-maile, czy inne bardziej prywatne korespondencje. Zapisał w swoim telefonie jeden, jedyny numer i czym prędzej wrócił na kanapę.
- Chris, ty ofermo - dodał, uderzając się w czoło. Nie mógł już niestety wrócić po jej telefon.
Do salonu niespełna minutę później weszła Lauren. Wreszcie wyglądała, jak człowiek a nie tylko, jak jego nędzna karykatura. Od razu zwróciła uwagę na swój telefon. Nic jednak nie powiedziała, bo nie chciała marnować swojej energii i słów na jakiś durny szczegół. Wyjęła zza pleców książkę i wręczyła ją mężczyźnie.
- To dla ojca, przekaż mu. - Zaczęła, wyciągając do niego rękę z wspomnianą rzeczą. - Nie pojawię się u was chyba w najbliższym czasie - dodała z ponurym wyrazem twarzy.
- Sama mu to przekażesz a teraz ubieraj się i jedziemy. Zostaniesz u nas na jakiś czas a ja mam gdzieś to czy chcesz, czy też nie. Weź wszystko, czego będziesz potrzebowała i przy okazji zapakuj książkę - oddał jej prezent i wstał otrzepując się z ewentualnego szkła. - Nie będę cię co rok, czy też pół wyciągał z kłopotów i walczył o twoje życie. Jesteś dorosła, Lauren a zachowujesz się, jak trzyletnie dziecko.
- Daruj to sobie, bracie - skwitowała, pakując rzeczy do torby w salonie. - Takim gadaniem w żaden sposób mi nie pomożesz i oboje dobrze to wiemy. Zatem, po co to robisz? Dla czystej satysfakcji, że masz nade mną teraz kontrolę? Czy może ojciec ci kazał, co? - zapytała ironicznie się uśmiechając.
- Nie dam się sprowokować, bo tylko na tym ci zależy, Lauren - skomentował, stając przy drzwiach. - Czekam w samochodzie, bo mam tego dość - dodał, wychodząc na korytarz a następnie kierując się w stronę parkingu podziemnego.
- Jaki ty jesteś nudny, Chris... - szepnęła, zamykając drzwi wyjściowe na klucz. - I przewidywalny - dodała, wchodząc do windy.
Bez problemu znalazła samochód swojego młodszego brata. Zapakowała swoją torbę do bagażnika bez zbędnego słowa a później zajęła miejsce pasażera. Nie miała zamiaru wchodzić z nim w żadną konwersację, bo mogła powiedzieć kilka słów za dużo. Wszystko dookoła zdawało się ją przytłaczać i jednocześnie irytować. Nie było jej dane się odprężyć i wsłuchać w panującą ciszę, ponieważ przerwał ją mężczyzna.
- Elizabeth nic nie wie, prawda? - zapytał cały czas patrząc się na drogę. Nie usłyszał jednak żadnej odpowiedzi, więc kontynuował. - Tak też myślałem, więc do niej zadzwoniłem. Ma się pojawić niebawem.
- Jesteś skończonym głupkiem, Chrisie Jauregui - skwitowała, przewracając oczami. - Nie potrzebuje jej pomocy, chociaż wiem, że wy wszyscy macie odmienne zdanie. Ja sobie doskonale poradzę sama, zobaczysz - oznajmiła, zamykając oczy i próbując się zrelaksować.
- Nie poradzisz sobie - dodał szeptem widząc, że już go nie słucha.

CZYTASZ
First Flirt [Camren]
FanfictionCamila i Lauren są kobietami sukcesu, których drogi spotkały się lata temu. Po długim czasie i okropnym zerwaniu Lauren wplątuje Camile w coś, czego nikt się nie spodziewał i chce ją z powrotem. Czy młodsza gra na swoich zasadach, czy jest pionkie...