XLIV.

503 31 3
                                    

- Lauren, nie uważasz, że powinnaś nieco ochłonąć a dopiero później myśleć o podjęciu tak radykalnej decyzji? - Zaczęła, tuż po przeczytaniu wiadomości od Camili. - Co powiesz na godzinę rozmowy w moim gabinecie a dopiero później ze spokojem udasz się do firmy? - Zaproponowała, wykonując wszystkie prośby i kierując wskazówkami młodej architekt.

Lauren była zaskoczona tym, co usłyszała, ale jednocześnie naprawdę to rozważała. Zdawała sobie sprawę, że znajduje się teraz pod dużym wpływem emocji i nie jest to do końca dobre rozwiązanie wszystkich problemów. Emocje są najczęstszymi przyczynami kłótni i podejmowania pochopnych decyzji, więc była skłonna się zgodzić.

- Może i masz rację – zaczęła, skręcając w kolejną uliczkę. – O tej porze do gabinetu? – Zapytała, dopiero teraz myśląc dokładniej nad tym, co powiedziała Elizabeth.

- Siłą rzeczy, to jest mój gabinet i mam do niego klucze. Zatem mogę tam nawet nocować – trafnie zaznaczyła, posyłając Lauren lekki uśmiech.

Szatynka już więcej nic nie powiedziała, tylko skupiła się całkowicie na jeździe i rozważała, czy na pewno podejmuje dobrą decyzję. Czuła, że jest przyparta do muru. Jej rozważania skończyły się równie szybko, co się zaczęły, bo były już u celu. Z pewnością podczas jazdy nocą na pustej drodze, nawet nie zwróciła uwagi, kiedy przekraczała prędkość i stąd taka szybka podróż. Nie rozwodziła się nad tym dłużej, tylko poszła za kobietą aż do jej gabinetu. Było już naprawdę późno, bowiem zegarek już dawno wybił dziewiątą. O tej porze nikt raczej nie wychodził na zewnątrz ze swoich mieszkań w środku tygodnia. Cały Nowy York szykował się do spania, aby jutro znowu po świcie wyjść na ulicę i gnać do pracy jak małe robociki, nakręcane na typową sprężynę.

Lauren usiadła wygodnie na fotelu w rogu gabinetu i odprężyła się. Dziesiątki kwiatów w pomieszczeniu, obecność pokaźnej biblioteczki, kobieta, która rozumiała ją bez słów i nie naciskała na nią, to było coś, czego bardzo potrzebowała. Sztuczne światło nie raziło jej oczu, bowiem paliła się jedynie jedna mała lampka na biurku Elizabeth. Co raz pisała sobie w swoim notatniku i poprawiała swoje okulary na nosie. Patrzyła na Lauren z wyraźnym współczuciem, ale jednocześnie zaciekawieniem. Bardzo chciała, aby ta wyjawiła jej całą prawdę, bo chciała zrozumieć całą sytuację, a nie tylko wątek jej ukochanej.

- Lauren, mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego nie zgłosisz nigdzie tego szantażu? – Zapytała, chcąc pociągnąć ją za język. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak błahe jest to pytanie, ale nie miała wyjścia, chcąc rozegrać to dobrze.

- Zgłosić? Mogłabym to zrobić, jednak wtedy reputacja Camili się zepsuje. Straci ona masę klientów i już nie będzie tą najlepszą. Ona kocha projektować, kocha ten moment, kiedy ludzie są zdumieni widząc jej projekty i kocha codziennie rano wstawać, szykować się a następnie wzbudzać respekt. Nie chcę jej tego zabrać, więc wolę sprzedać firmę i pozwolić jej na spokojne życie beze mnie – ostatnie słowa powiedziała z wyczuwalnym bólem w głosie. Nie zdawała sobie sprawy, że będzie to aż takie trudne.

- Zdradziła mnie, albo i nie – zaczęła, patrząc się w okno. – Ja jednak nie jestem w stanie jej tego zrobić, bo nie jestem już taka. Kocham ją, ale wiem, że ona nie chce mnie znać – dodała z ogromnym smutkiem.

Siedziały w głuchej ciszy dłuższy czas. Żadna nie zwracała uwagi na poruszające się wskazówki zegara, który wydawał tylko charakterystyczny i głośny dźwięk. Nie wpływał on negatywnie na kobiety, a wręcz przeciwnie. Działał kojąco i nie pozwolił na to, aby stracić rachubę czasu. Nie pozwolił na to, aby całkowicie odpłynąć do krainy snów i bujać w obłokach. Po upływie niemal pół godziny, czuły jednak, że muszą ruszyć dalej. Nie mogą nieustannie stać w miejscu a brnąć do przodu.
Elizabeth zdała sobie sprawę, że obie dokonały czegoś nieprawdopodobnego. Z zamkniętej w sobie, apodyktycznej i pełnej nienawiści kobiety udało im się zmienić Lauren w kogoś, kto jest romantykiem i kogoś, kto chce wiązać z kimś przyszłość. Kogoś, kto najpierw dba o swoją drugą połowę a dopiero później o siebie. Duma ją ogarniała i na samą myśl, że im się niemal udało, uśmiechnęła się. Nie uszło to uwadze Lauren, która zmarszczyła brwi, dając do zrozumienia, że nie rozumie sytuacji.

First Flirt [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz