IX.

1.1K 62 2
                                    

Strugi deszczu, spływające po szybie zwiastowały prawdziwą londyńską pogodę. Klimat ponurego dnia dopełniało zachmurzone niebo i wszechobecne na ulicach kałuże. Pośpiech dał się ludziom we znaki, toteż większość wchodziła do swoich miejsc pracy przemoczona od nieustającej ulewy. Z pewnością nie pomagała ona ani w pracy ani nie symbolizowała dobrego humoru na cały nadchodzący dzień.

Widok za oknem był prawdopodobnie kolejną rzeczą, która zdenerwowała Lauren już od rana. Zwlekła się z łóżka, dopiero po drugim budziku, który miała ochotę rozszarpać na malutkie kawałeczki. Zawroty głowy i pulsujący ból zwiastowały chorobę, bądź kaca. Chcąc nie chcąc musiała zjawić się w firmie i dopiąć sprawę z IMP na ostatni guzik. Niestety pominęła jeden ważny szczegół - rozwiązanie problemu. Nie uzgodniła z Camilą, czy ta zgodzi się zastąpić modelkę.

- Cholera...niech cię diabli Rocky - przeklęła pod nosem swojego asystenta, zakładając satynowy szlafrok.

Jej jedyną szansą była kobieta, przy której czuła się, jak bezbronne dziecko. Nie miała nawet pomysłu, jak mogłaby to dobrze rozegrać. Jedyną myślą, która zaprzątała jej głowę była wizyta w firmie i szczere przedstawienie sytuacji. Z sekundy na sekundę miała coraz więcej wątpliwości, ale czas był jej motorem napędowym do dalszego działania.

Szybki, poranny prysznic i świeża kawa choć trochę ją uspokoiły i poprawiły jej ponury humor. Nie była w swojej szczytowej formie, ale jej zaangażowanie w pracę przewyższało wszystko inne. Momentalnie w jej głowie pojawił się obrazek wczorajszego wieczoru. Chciała wrócić chociaż myślami do momentu, w którym Camila dała jej szansę i w pewien sposób pozwolenie na dalsze plany m.in. konkurs i współpraca. Miały niewiele czasu do jakiegokolwiek namysłu i przygotowania przed wyjazdem, ale żywiła wszelką nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z jej planem.

Niestety nadszedł finalny moment konfrontacji z problemami i musiała stawić im czoła. Nie chciała zepsuć dopiero, co nawiązanej nici porozumienia z Camilą. Stwierdziła, że uprzedzi Kubankę o najściu i skieruje delikatnie na tor rozmowy.

Do Camila: Hej, wybacz za tak poranne godziny, ale mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Mogłabym przyjechać do ciebie lub do firmy? Nie wiem, gdzie jesteś a jest dopiero 7 rano.

Nie zniosła czekania na odpowiedź, więc zdecydowała, że zaryzykuje i pójdzie do samochodu. Droga z ósmego piętra zajęłaby jej najprawdopodobniej kilkanaście dobrych minut, więc skorzystała z windy. Co kilka sekund patrzyła na wyświetlacz telefonu, jednak nie uzyskała upragnionej wiadomości zwrotnej.

Kamień spadł jej z serca, kiedy dostała finalną odpowiedź od kobiety, która od długiego czasu zaprząta jej myśli. Prawie zawsze parkowała obok windy i schodów, więc swój cenny samochód miała na wyciągnięcie ręki. Od niepamiętnych czasów Lauren traktowała swoje auto bardzo poważnie, dlatego też nikt oprócz niej nie mógł wsiąść za kierownicę.

Od Camila: Jestem w swoim gabinecie. Niedługo mam spotkanie, więc streszczaj się.

Ton wiadomości nieco zbił Lauren z tropu, ale nie miała już żadnego odwrotu. Musiała poradzić sobie ze sprawą sesji zdjęciowych albo sama albo za sprawą niskiej Kubanki. Przeklęła w myślach ponownie swojego asystenta zanim nie ruszyła z parkingu na główną drogę.

Droga minęła jej bardzo szybko, więc już kilka minut później stała w holu firmy architektonicznej. Camila lśniła w pracy, jak gwiazda i to ona napędzała wszystkich pracowników do działania. Siłą rzeczy jej goście byli od razu kierowani do gabinetu na znacznie wyższe piętro. Tym razem nie była umówiona poprzez recepcjonistkę i chciała zapytać na które piętro musi się udać. Była już o krok od zapytania sekretarki, ale bardzo znany głos rozbrzmiał na całym piętrze.

First Flirt [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz