- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś - odpowiedziała śmiejąc się razem z mężczyzną. - Jak mogłeś ją rzucić przez list podany jej ojcu w walentynki... nie wiem nawet, jak to skomentować i nie powinnam się śmiać.- Nie należałem do odważnych osób a jej ojciec wydawał się miłym facetem - zaśmiał się krótko i próbował dokończyć. - Do czasu, kiedy nie oberwałem od niego w nos i całą drogę do domu tamowałem krwotok swoją bluzą.
- Z jednej strony cię podziwiam, bo to było raczej do przewidzenia - zaczęła, kładąc rękę na szklance, dając tym samym do zrozumienia, że już wystarczy. - Ale z drugiej, to chyba łatwiej by było powiedzieć osobiście tej dziewczynie o tym, prawda? Ominąłbyś potok krwi z nosa.
- Nie byłbym taki pewny, bo nie dało się z nią normalnie rozmawiać. Niektórzy ludzie są już tak skonstruowani, że widzą jedynie jedną ścieżkę rozmowy. Mimo dobrych argumentów i racji po swojej stronie nigdy nie będziemy w stanie się im przeciwstawić na tyle, żeby zrozumieli swój błąd i przyznali nam to - odpowiedział wręcz zapatrzony w Camile.
- Czuje się, jakbym znała cię lata i wcale nie jest mi z tym niekomfortowo - skomentowała, oddając szklankę barmanowi.
- Przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się. - Być może dlatego, że mamy podobne poglądy i oboje przeszliśmy przez spore bagno zanim się tu znaleźliśmy - zatrzymał się, przenosząc wzrok na windę. - Chyba nasza miła rozmowa na tym się zakończy.
Camila momentalnie się odwróciła, ale nie wyglądała na przejętą ani wystraszoną. Wręcz przeciwnie, bo za dobrze znała kobietę, żeby tego nie przewidzieć. Rzuciła jej krótkie spojrzenie i wróciła wzrokiem do Zayna.
- Nie wydaje mi się, więc bądź spokojny - skomentowała tuż przed tym, jak u jej boku znalazła się Jauregui.
- Wracaj na górę - ostro zażądała i przeniosła wzrok na mężczyznę. - A ty się od niej odczep dla własnego dobra - zagroziła, wskazując na niego palcem. - No dalej, Camila.
-Nie dotykam jej, siedzę pół metra obok niej i nie sądzę, żebym się do niej przyczepił - odpowiedział, nie fatygując się nawet na nią spojrzeć, bo jego wzrok nadal był utkwiony albo w Camili albo w szklance whisky.
- Camila, na górę - jej ton głosu był coraz ostrzejszy, co zwróciło uwagę Zayna. - Nie chce cię widzieć obok niej, jasne? Nie chcesz mnie poznać i nie sądzę, żebyś ewentualnie miło to wspominał. - Ile razy mam ci jeszcze mówić zanim się ruszysz – wycedziła przez zęby do młodszej.
- Ty naprawdę nie lubisz ludzi, prawda? - Zapytał stając przed nią i opuszczając głowę lekko do dołu, aby spojrzeć jej w oczy. - Camila nie chce wrócić na górę, czy gdziekolwiek jej każesz i nie zmusisz jej do tego.
- Nie prowokuj mnie, bo mogę cię uderzyć - odpowiedziała wręcz zaciskając pięści. - Skąd ty do cholery wiesz, co jest dla niej dobre, co? Przyczepiłeś się do niej, bo chcesz się z nią przespać, czy udajesz dobrego samarytanina?
- Nie bój się Zayn – Camila zaczęła, odwracając się do nich na obrotowym krześle. - Najwyżej uderzy mnie i na tym się zakończy.
- Lepszy dobry samarytanin niż człowiek o naturze tak skomplikowanej, jak twoja - odgryzł się, mając spokojny ton. - Teraz tym bardziej nalegam na to, żebyś zostawiła Camile i dała jej spokój.
- Nie pieprz Camila, bo to nieprawda - powiedziała podniesionym głosem. - A ty dupku - złapała go za koszulę i wręcz popatrzyła na niego z jawną nienawiścią w oczach. - Jesteś nikim, żeby mnie oceniać.
Wymawiając ostatnie słowo zjawiła się obok nich ochrona. Dwóch mężczyzn było gotowych do obezwładnienia Lauren, jednak chłopak dał im znak skinieniem głowy, że wszystko jest w porządku. Ręce trzymał przy sobie i nawet nie zareagował na jej atak. Po jakimś czasie przeniósł wzrok na Camile, ale nie szukał u niej żadnej pomocy. Jego wzrok był bardziej z rodzaju tych współczujących niżeli wypełnionych strachem i bezradnością. Ta jednak zareagowała, stając obok nich.
- Nic mu nie zrobisz, albo w tym momencie rezygnuje z konkursu i wracam do domu - postawiła jej ultimatum na co puściła chłopaka i zaśmiała się sarkastycznie.
- Mam gdzieś ten konkurs, ale jak chcesz tu zostać tylko po to, żeby się z nim pieprzyć - zatrzymała się, aby rzucić mu zdegustowaną minę. - To proszę, zostawię go i wyświadczę ci przysługę.
- Nie zachowuj się, jak suka Lauren - skomentowała zanim stanęła bliżej niej. - Niespełna godzinę temu powiedziałaś, że jestem tylko dziwką, więc do czego jestem ci potrzebna? Tylko po to żebyś znowu zrobiła to samo i miała poczucie władzy? Nie oszukujmy się i po prostu na tym zakończmy.
Kiedy zielonooka próbowała podejść bliżej niej ta momentalnie się cofnęła, dając jej do zrozumienia, że jej nie ufa. To nie poskutkowało i jedyną deską ratunku od ewentualnego złego zdarzenia był Zayn, który stanął przed brunetką. Nie miał zamiaru się ugiąć ani tym bardziej poddać, widząc to w jaki sposób Lauren ją traktuje.
- Po prostu odejdź, Lauren - zaczął. - Ona cię nie chce - dopowiedział równie głośno.
To było najgorsze, co mógł w tamtej chwili powiedzieć, bo chwilę później ręka Lauren wylądowała na jego policzku. Wybierając drugą opcję, jaką byłaby samoobrona mógłby wszcząć bójkę a nie zależało mu na tym. Ochrona momentalnie odciągnęła Lauren od niego i zaprowadziła ją do windy. Zapewne nie chcieli wzywać policji, póki Zayn nie chciałby pozwać o to kobiety ani sam nie zażądałby ich obecności.
- Boże, tak bardzo cię przepraszam - powiedziała, chcąc jakoś mu pomóc. - Masz rozciętą wargę... chodź powinni mieć tu apteczkę.
- Hej, jest w porządku - odpowiedział, przyciągając ją z powrotem na krzesło i usiadł na drugim. - Nic mi nie jest a mam nadzieję, że powiedziałaś tamto tylko, żeby się odczepiła - patrzył jej w oczy.
- Właściwie, to nie... - zatrzymała się i przetarła skronie. Dopiero chwilę później przeniosła wzrok na chłopaka. - Mam dosyć tego całego cyrku a tobie jestem bardzo wdzięczna za to, co zrobiłeś. Jeżeli będziesz chciał wnieść oskarżenie, to nie zastanawiaj się ani chwili, bo tu wszędzie są kamery i bez problemu wygrasz w sądzie - powiedziała na jednym wdechu.
- Nie wniosę oskarżenia, bo nie chce się w to mieszać - odpowiedział spokojnie. - Jednak byłbym dużo spokojniejszy gdybym odprowadził cię do pokoju, bo Bóg jeden wie, gdzie jest Lauren.
- W porządku - zgodziła się i wstała, zabierając swoje rzeczy.
Oboje chwilę później byli już w windzie i tak, jak zawsze zatrzymywali się na każdym z pozostałych 10 pięter, aby ktoś mógł wsiąść. W połowie drogi na górę Zayn zwrócił na nią całą swoją uwagę i postanowił zadać nurtujące go pytanie.
- Zmieniłaś zdanie, co do wyjazdu? - Zapytał, pamiętając każde słowo z ich rozmowy i konfrontacji z nerwową kobietą. - Z tego, co słyszałem jej nie zależy na konkursie a ty wyglądasz jakbyś miała tego wszystkiego po dziurki w nosie.
- Jest dokładnie tak, jak powiedziałeś - podsumowała, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Mam dosyć jej, wszystkiego, co robi i jak się zachowuje. Niepotrzebny jest mi ten konkurs do szczęścia i przekaże go osobie z firmy. Biletem powrotnym zajmę się najpewniej jutro - zaznaczyła wychodząc z nim z windy.
- Rozumiem i podziwiam twój spokój w tej sytuacji - przyznał, idąc za nią i co raz spoglądając na prostopadłe korytarze, jakby w obawie przed Lauren. - Powiem szczerze, że niełatwo się z nią rozmawia.
- Spokój to jedyne, co może mnie uratować w tej sytuacji albo ty - zaśmiała się krótko, dochodząc do drzwi. - Wejdziesz? - Zapytała, ponieważ rozmowa wyjątkowo dobrze im szła.
- Miałem szczęście, że nie wybrałem się godzinę wcześniej do baru na mieście - odpowiedział, opierając się o ścianę ramieniem. - Nie chce się narzucać, naprawdę.
- To żaden problem - powiedziała, zostawiając drzwi otwarte i wchodząc do pokoju. - Tylko zamknij je na klucz, bo nie chce, żeby tu wparowała za godzinę, jak ochłonie.
- W takim razie lepiej wejdę - zaśmiał się pod nosem i wszedł do środka, łapiąc klucz który Camila mu rzuciła. - Chce mieć swoje zęby nadal na miejscach.
![](https://img.wattpad.com/cover/179584751-288-k554676.jpg)
CZYTASZ
First Flirt [Camren]
Fiksi PenggemarCamila i Lauren są kobietami sukcesu, których drogi spotkały się lata temu. Po długim czasie i okropnym zerwaniu Lauren wplątuje Camile w coś, czego nikt się nie spodziewał i chce ją z powrotem. Czy młodsza gra na swoich zasadach, czy jest pionkie...