XLIII.

509 30 0
                                    

- Camila! – krzyknęła tym samym ją budząc i wręczając jej telefon. – Ktoś do ciebie dzwonił, więc odebrałam. Numer był niezapisany, ale to jest jakiś mężczyzna i ma na imię Chris – dodała, łapiąc oddech i opierając ręce o kolana.

Młoda architekt miała wspaniałe sny, ale jak zwykle ktoś musiał to zrujnować. Przetarła oczy, usiadła na łóżku i dopiero teraz wróciła uwagę na Dinah. Kobieta wyglądała jakby przebiegła co najmniej maraton, więc szybko przyjęła telefon i nie chciała jej już bardziej denerwować. Nie byłaby jednak sobą, gdyby w tej sytuacji nie rzuciła jakimś kąśliwym tekstem w jej stronę.

- Maraton przebiegłaś, czy z dołu na górę jest taka wycieńczająca trasa? – zażartowała, przewracając teatralnie oczami i wreszcie była gotowa do rozmowy telefonicznej.

- Camila Cabello, tak słucham – zaczęła kulturalnie, przykładając telefon do ucha. – Chris? Chris Jauregui? Czym sobie zasłużyłam na ten telefon?

Była bardzo zaskoczona tą sytuacją. Rzadko kiedy rozmawiała z chłopakiem, nawet podczas jej pierwszego związku z kobietą. Zawsze myślała, że za nią nie przepada i schodziła z linii strzału a tu taka niespodzianka. To ją trochę rozbudziło, więc wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się w kółko po pokoju. Czuła pod stopami zimne drewno, ale nie zwracała na to uwagi.

- Lauren jest szantażowana, ale to już pewnie jakimś cudem wiesz. Ja za to wiem, że jej nie zdradziłaś, bo nie jesteś taka głupia. Przed niespełna kilkoma minutami niemal nie zabiła naszego ojca a teraz jedzie sprzedać firmę – wręcz wykrzyczał na jednym wydechu i czekał z niecierpliwością na jej reakcję. – Musisz coś zrobić – dodał głosem przepełnionym wielką nadzieją.

- Wyślij mi numer do Elizabeth, zabierz mamę, siostrę i zatrzymajcie się w hotelu przy King's Avenue 63. Pod żadnym pozorem nie wchodź w polemikę z ojcem i nie dzwoń do Lauren.

- Dobrze, tak zrobię. Już się pakujemy. Numer ci już wysłałem, tylko proszę zrób coś, bo nie wiem ile czasu dłużej wszyscy w ten sposób pociągniemy. Mama jest wycieńczona a Lauren bez ciebie zachowuje się jak nędzna karykatura człowieka – wyznał szczerze a następnie zamilkł na dłuższą chwilę.

- Coś wymyślę, możesz być spokojny – zapewniła go a następnie się rozłączyła i zaczęła zbierać myśli.

Pamiętała o tym, że Colson miał sam się z nią skontaktować i to ona nie powinna wykonywać żadnego kroku w tę stronę. Weszła czym prędzej w wiadomości i wręcz odetchnęła z ulgą. Ujrzała wiadomość od Chrisa i od razu zapisała sobie numer Hamilton a następnie wyświetliła wiadomość od wspomnianego wcześniej przyjaciela.

Od Colson: Załatwiłem już wszystko na imprezę. Pozostaje nam umówić termin i godzinę przyjęcia. Może to być przyjęcie niespodzianka nawet dziś.

-Ty spryciarzu – zaśmiała się, od razu wystukując nową wiadomość. – Musiał to napisać, jak spałam. Idealnie na czas – dodała sama do siebie, starannie dobierając słowa.

Do Colson: Przyjęcie niespodzianka brzmi dobrze, zbiorę naszą grupę i niedługo będziemy.

- Wszystko jak na razie jest dobrze – przyznała szczerze i weszła w kolejną konwersację. – Teraz czas na to trudniejsze – westchnęła i chwilę myślała nad tym, co napisać.

Do Elizabeth: Tu Camila. Wiem, że Lauren w tym momencie jedzie sprzedać firmę i nic jej nie zatrzyma, nawet ja. Użyj swojej siły perswazji i przekonaj ją, aby spotkała się z zarządem dopiero za około dwie godziny. Zaufaj mi i wszystko będzie dobrze. Nie mów jej jednak o mojej interwencji, wymyśl coś.

First Flirt [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz