XIX.

1K 54 2
                                    




Lauren siedziała już na łóżku od pół godziny, czekając na Camile aż skończy brać prysznic. Kilka dobrych razy chciała sobie przywalić w głowę wspominając, jak jej odmówiła. Z jednej strony była z siebie dumna a z drugiej wręcz wściekła. Widok jej bez żadnego skrawka materiału na sobie, siedzącej na jej kolanach zaczynał być w jej głowie coraz częściej. Nic dziwnego, bo ta kobieta bezpowrotnie znalazła sobie drogę w sam środek jej umysłu i być może nawet serca.

- Camila! - Krzyknęła wciąż słysząc szum wody. - Żyjesz?

Nie uzyskała żadnej odpowiedzi, więc chciała się czymś zająć. Początkowo chciała przejrzeć dokumenty młodszej, ale równie szybko, co wpadła na ten pomysł, to wyrzuciła go z głowy. Chcąc nie chcąc wstała z łóżka i chodziła po pokoju w tę i z powrotem. Bateria w jej telefonie była na skraju wytrzymałości, więc ten pomysł odpadał. Pozostało jej jedynie wyjść na taras i zaczerpnąć świeżego powietrza. Jednak nie było jej to dane, bo Camila wreszcie skończyła się kąpać.

- Dłużej nie mogłaś? - Zapytała bez wstydu wgapiając się w całą sylwetkę kobiety. - Wołałam cię, ale chyba nie słyszałaś.

- Tylko ty potrafisz wziąć prysznic w dziesięć minut i jeszcze przez ten czas wypić kawę - skomentowała zakładając zwykły jasny, lekki sweter i czarne jeansy. - Ciesz się, że włosy umyłam rano.

- W takim wypadku nie wyszłabyś stamtąd przez dwa dni - wyszeptała, mając nadzieję, że tego nie usłyszy. - Jesteś głodna? - Zapytała tym razem głośniej.

- Tylko pół godziny więcej musiałabyś siedzieć na czterech literach i tak, jestem głodna - związała swoje włosy w niedbałego koka i założyła na swoje nogi tym razem zwykłe biało czarne trampki.

Lauren jedynie przewróciła oczami na jej niebywały słuch i dała jej znak, żeby wyszła z pokoju i tym razem wzięła klucz. Kiedy już były na korytarzu upewniła się, że wszystko jest dobrze zamknięte i skierowała się do windy przepuszczając Camile pierwszą. Muzyka w windzie działała jej niemiłosiernie na nerwy a brunetka widząc to jedynie zaśmiała się pod nosem. W drodze z 11 piętra na dół do dużej windy wsiadło wiele osób. Jedną z nich był przystojny brunet z zarostem. Nie wyglądał na biznesmena a wręcz przeciwnie. Zwyczajna koszulka, jeansy i trampki tylko dodawały mu uroku.

- Przepraszam najmocniej - wydukał wprost do Camili, kiedy niechcący szturchnął jej rękę, próbując przepuścić innych ludzi.

- Nic nie szkodzi - zapewniła go z lekkim uśmiechem.

Zielonookiej kończyła się cierpliwość, jak na ten dzień. Robiła wszystko, żeby nie rzucić jakimś kąśliwym komentarzem w jego stronę. Wiedziała jednak, że nie może rzucać się na każdego kto wejdzie z nią w jakąkolwiek interakcje. Wtedy musiałaby skrzywdzić dziesiątki a może i setki osób.

Zamiast tego zgromiła go wzrokiem i była wdzięczna Bogu, że już wysiadają. Nie zniosłaby ani chwili dłużej w towarzystwie ludzi rozbierających wzrokiem Camile.

- Chińszczyzna? - Zapytała, kierując się w stronę taksówki. - Kiedyś to uwielbiałaś - dodała, wsiadając do pojazdu.

- Pamiętałaś po tych kilku latach - zaznaczyła, zajmując miejsce obok niej z tyłu. - Miłe zaskoczenie.

- Wiesz, o niektórych rzeczach pragnę zapomnieć a inne cały czas chce mieć w pamięci.

- Elizabeth ci w tym pomaga? - Zapytała, widząc jej napięte mięśnie. - Pomaga rozróżnić dobre od złych wspomnień?

Ta jednak nic nie odpowiedziała przez dłuższą chwilę, ale później przeniosła całą swoją uwagę na kobietę obok i wręcz utonęła wzrokiem w jej czekoladowych tęczówkach. Położyła swoją dłoń na jej policzku i pocałowała ją tak, jak niespełna godzinę temu. Tak jak już zawsze chciała to robić, czule i bez ograniczeń.

First Flirt [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz